Rozdział 12

1.6K 147 10
                                    

Godzina 19 zbliża się szybko i nieubłaganie. Czy to możliwe, że ta mała wiadomość była dla nas? Czy to możliwe, że przewidzieli każdy nasz ruch? Mój wzrok przenoszę na zegar wiszący na prawej ścianie, obok drzwi.

18:54

Puk. Puk, puk. Puk.

Rozległo się pukanie do drzwi. Wstałem ciężko z łóżka i powoli podszedłem do drzwi. Złapałem za klamke. Zimna, metalowa i wydaje się strasznie ciężka. Wdech i wydech. Otwieram drzwi i za nadgarstek łapie mnie Tom i ciągnie do kawiarni połączonej z hotelem.

-Czas na pocieszenia przyjdzie później- ciągnie mnie po schodach w dół.

Tik, tak. Tik, tak. Zegar działa, niby strzałki chodzą po tarczy zegara powoli, ale teraz wydaje mu się, że pędzą. Prosto na mój pogrzeb.

Stuk. Stuk, stuk. Stuk. Krople deszczu uderzają o parapet i szybę okna. Stuk. Stuk, stuk. Stuk. Deszcz wzmacnia mój strach.

Tup. Tup, tup. Tup. Słyszę kroki. Jesteśmy już w kawiarni, idziemy do stolika.

Bum. Bum, bum. Bum. Serce wali mi jak szalone, jakby szedł na ścięcie głowy. Thomas mocniej ścisnął mnie za nadgarstek, co spowodowało obudzenie z transu i wyrwanie z krainy koszmarów, a może nadal w niej jestem?

Doszliśmy do stolika. Już są. Ta kobieta, Dylan, a może nadal Will. Chce się na niego rzucić i wyrwać mu flaki i jelita.

-Zasrany dupek...-warcze.

- Uspokoj się- ściska mi nadgarstek i szepcze Thomas.

- Tak, tak...wiem- unosi ręce w geście poddania się- oszukałem cie i wogóle.

- I wogóle!- parskam.

-Dobra źle to powiedziałem...

Kobieta uderzyła pięścią o stół z numerem 22. Tylko 4 miejsca. Czyli to przewidzieli. Ta sama osoba wskazała nam gestem ręki byśmy usiedli. Zrobiliśmy to powoli i ostrożnie. Jedno pytanie. Kto, albo co jest E.C.

Trwała niezręczna cisza, która przerwała kobieta.

- Pewnie macie pytania- zasugerowała kobieta- ale na początek przestawie nas. To Dylan Crow- pokazuje na "Willa"- a ja jestem Amanda Crow...jak się pewnie dowiedziałeś w domu jednego z moich współpracowników jestem twoją mamą.

- Jak to moją mamą...przecież nie moglaś urodzić mnie i jego- morduje ich wzrokiem.

- Mogłam...Dylan jest starszy od ciebie o 3 lata- jeszcze jest taki stary!

- Przewidzieliście nasze ruchy?- Tom podpiera głowę o swoje dłonie, a łokcie ma na stole.

- Tak...od pewnego czasu was śledzimy. Mamy wtyki w każdym kraju...

- A on jest moim bratem?- tym razem ja zadałem pytanie.

- Przyrodnim...

Przyrodnim? Czegoś tu nie rozumiem. Spojrzałem na nią, tak że zrozumiała, że ma mi to wytłumaczyć.

- Tak...on jest twoim bratem przyrodnim. Twojego ojca poznałam na imprezie upiłam się i to zrobiliśmy, los chciał, że zaszłam w ciążę i później urodziłam ciebie i oddałam cie twojemu ojcowi. A w rzeczywistości byłam żoną Sebastiana Crowa.

- Czego w takim razie chcecie ode mnie?

- To już jest proste...wiem, że kiedy cie oddałam to twój ojciec przepisze firmę na ciebie...więc prędzej go zrobiliśmy- wszystko zaczyna się układać w całość- oddaj nam tą firmę, a całe twoje życie wróci do normy.

Czyli przez ten cały czas chodziło o firmę!

- A inicjały E.C?- pytanie padło z ust Thomasa.

- Emil Collins...tak naprawdę nazywał się twój ojciec Oliver...

- Ale dlaczego tam pisało nie zapomnij o E.C?

Always You Love MeWhere stories live. Discover now