2. Starcie

1K 68 11
                                    

    Załoga zamarła czekając na dalsze rozkazy. Elizabeth spojrzała na pierwszego oficera. Wcześniej ustalono, że to on przejmie dowodzenie w razie bitwy. Wszyscy mieli nadzieję, że to się nie stanie, że sternik nie będzie musiał wejść w swoją rolę.

- Szykujcie broń. Pokażemy im na co nas stać. Jeżeli nawet nie dane nam będzie wygrać, polegniemy w blasku chwały.

- Ale jestem pewna, że wygramy. Wiem na co Was stać. Wiem jak umiecie walczyć. Wiem jak władacie bronią. Wiem jak potraficie wygrywać! A wiem to wszystko, bo sama Was szkoliłam. Sama z Wami walczyłam, poprawiałam technikę i wreszcie wygrywałam! Czy kiedykolwiek przegraliśmy jakieś starcie, czy polegliśmy? Nie! Mimo trudności wychodziliśmy cało z opresji. Potrafimy stanąć przed piratami i walczyć, i wyjść z tego w całości, jako zwycięzcy! A więc, do boju! - Elizabeth krzyknęła ostatnie słowa gromkim i pełnym zaufania oraz wiary w swoich ludzi głosem.

Okręty były coraz bliżej siebie. Kiedy burty zderzyły się z ogromnym hukiem, piraci przeskoczyli na "Pogromcę Fal" z wrzaskiem wydobytym z ponad czterdziestu gardeł. Elizabeth w walce przeszkadzała długa suknia, ale poradziła z tym sobie odcinając jej dół szpadą. Z materiału niegdyś sięgającego ziemi została sukienka do kolan, poszarpana przy końcach jakby nigdy nie zobaczyła profesjonalnego krawca. Dziewczyna zamachnęła się bronią, raniąc jednego pirata w ramię, a drugiemu wytrącając miecz z ręki.

- Uwaga! Na górze!

Elizabeth spojrzała i dostrzegła siatkę, która leciała w dół prosto na nią i piratów dookoła. Ktoś rzucił w jej stronę linę. Złapała ją i przeleciała przez pokład po drodze kopiąc najeźdźców i powalając niektórych na deski. Wylądowała na relingu, niebezpiecznie balansując stopami i ciałem, by nie spaść do lodowatej wody. Gdy już jako tako złapała równowagę, stanął przed nią pirat i uśmiechnął się, pokazując żółte, a miejscami nawet czarne zęby. Zamachnął się mieczem, dziewczyna sparowała uderzenie szpadą, a w odwecie uderzyła jej płazem o ramię przeciwnika wytrącając go z równowagi. Nieszczęśnik wpadł do oceanu. Elizabeth usłyszała za sobą świst. Błyskawicznie odwróciła się i ujrzała kolejnego pirata wpadającego do wody. Podniosła wzrok i zaniemówiła. Nie widziała za dobrze twarzy mężczyzny, ale na pewno nie należał on do jej załogi. Po chwili otrząsnęła się z lekkiego szkoku i zapytała:

- Dlaczego mi pomogłeś? Jesteśmy przecież po przeciwnych stronach.

- Nie mogłem stać i patrzeć jak ktoś wbija dziewczynie nóż w plecy, prawda?

- Ja... Dziękuję.

Uśmiechnął się tylko i powiedział:

- Dobrze walczysz. Chyba nie chciałbym stanąć z tobą jeden na jednego.

Posłał jej jeszcze jeden uśmiech i odbiegł. Elizabeth stała jak sparaliżowana. Jeszcze nie za bardzo dotarło do niej co się właściwie stało. Usłyszała wybuch. To zapaliło się olinowanie żagli. Rozejrzała się wokół i była przerażona tym co zobaczyła. Jej ludzie ledwo trzymali się na nogach, niektórzy leżeli na pokładzie ranni lub już martwi. Dostrzegła swoją przyjaciółkę z mieczem wbitym w plecy. Podbiegła do niej.

- Anno! Anno proszę nie rób mi tego. Otwórz oczy, spójrz na mnie.

- To na nic. Ona nie żyje. - obok uklęknął Filip.

Spojrzała na niego ze łzami w oczach. Mężczyzna dostrzegł w nich rozpacz, ale za chwilę zastąpił ją gniew i chęć zemsty. Wstała, wzięła szpadę rzuconą na deski pokładu i poszła przed siebie. Torowała sobie drogę między piratami. Niektórzy padali na deski pokładu, inni ledwo stali na nogach po jej wściekłych ciosach. W pewnym momencie ktoś złapał ją za ręce wytrącając tym samym broń. Związał je z tyłu i próbował zaciągnąć na drugi statek. Wyrwała się i kopnęła pirata, który stał najbliżej. Przeleciał przez pokład dobrych parę metrów i zatrzymał się zdezorientowany. Wtedy ktoś znów złapał ją, ale tym razem przerzucił przez ramię i przeszedła na drugą stronę, chociaż kopała i biła go pięściami niemiłosiernie. Gdy już była po drugiej stronie, zabaczyła swych towarzyszy. Niektórzy byli po prosu związani, ale za innymi stali piraci i ledwo utrzymywali jej ludzi. Poczuła lekką dumę, że mimo kiepskiego położenia, chce im się jeszcze walczyć.

- Nie został tam już nikt żywy? - zapytał jeden z piratów.

- Sprawdzimy, ale nie sądzę! - po chwili wszyscy usłyszeli ponownie ten sam głos. - Nikogo tu nie ma!

Elizabeth odwróciła się do załogi i policzyła swoich ludzi. Trzydzieści cztery. Brakowało siedmiu osób. Trzech przyjaciółek dziewczyny, dwóch wioślarzy, IV oficera i chłopaka z bocianiego gniazda. Łzy zakręciły jej się w oczach. Chłopak odbywał swoją pierwszą podróż, chciał zobaczyć na czym polega życie na morzu. Nie miał nawet czternastu lat. Po chwili go zobaczyła. Leżał na deskach pokładu z rozciętą nogą. "Przynajmniej żyje" - pomyślała. A więc trzydzieści pięć. Strata sześciu marynarzy. Zobaczyła jeszcze jak " Pogromca Fal" staje w płomieniach, później skupiła się na swoich ludziach i piratach, których miała przed sobą.



 

Szept fal ✔Where stories live. Discover now