Opowieść o dziewczynie, która porzuciła dom rodzinny i wszystko co było jej znane, by wyruszyć w niesamowitą podróż pełną niebezpieczeństw, wielu chwil zarówno radosnych jak i przepełnionych goryczą. Elizabeth postanowiła zapomnieć o wszystkim, by o...
Elizabeth obudziła się i nieprzytomnym wzrokiem rozejrzała po pokoju. Zastanawiała się jak to się stało, że znalazła się tutaj. I nagle, jak grom z jasnego nieba, spadły na nią wydarzenia minionej nocy. Łzy same napłynęły jej do oczu. Gniewnie otarła je dłonią.
- A mówiłem, żebyś uważała. To typowi piraci, którzy dawno nie mieli do czynienia z kobietami.
- A ty jesteś niby inny? - odpowiedziała z nutką śmiechu i ironii w głosie.
- Ależ oczywiście. Ja nigdy bym takiego czegoś nie zrobił. - wstał z fotela, na którym siedział i przysiadł na skraju łóżka.
- To wiem. Chodziło mi o piratów.
- No tak... niby też nim jestem, ale wolę raczej określenie korsarza. Poza tym ja tutaj mam najwyższą rangę.
- I to coś zmienia?
- To zmienia wszystko, księżniczko.
Cisza przedłużała się, a oni w niej siedzieli, słuchając szumu fal.
- To może śpiąca królewna zejdzie na śniadanie, z niegodnymi tego zaszczytu pomiotami?
- Może, może... to zależy co jest na ów "wytworne" śnidanie.
- Same smakołyki i rarytasy, jakie tylko mógł wyczarować mój kucharz.
- A więc chodźmy, drogi "książe".
I oboje zaśmiali się na te słowa. Wydawać się mogło, że to się wczoraj zdarzyło nigdy nie miało miejca.
¡Ay! Esta imagen no sigue nuestras pautas de contenido. Para continuar la publicación, intente quitarla o subir otra.
"Wytwornym śniadaniem" okazała się jajecznica smażona na mocno solonym boczku i kubek ciepłego rumu. Do tego kromka czerstwego chleba, chociaż trzeba przyznać, że kucharz postarał się i każdemu lekko podpiekł jego porcję. Po "królewskim" śniadaniu wszyscy zabrali się za codzienne obowiązki. Brakowało tylko paru członków załogi.
- Okazało się, że wczoraj kilku z moich ludzi postanowiło zagrać w karty. - zaczął jej wyjaśniać Miriam.- Założyli się i przedmiotem wygranej miało być... miałaś być ty. Wszyscy oni są teraz pod pokładem, w jednej z kajut. Czekają tam sobie cierpliwie, aż dobijemy do brzegu.
- I co się wtedy z nimi stanie?
- Zabiorę ich przed Radę Korsarską.
- Takie coś istnieje?
- Owszem. Nawet w naszym świecie ktoś musi utrzymywać jako taki porządek. A i mogę prosić o przysługę?
- Oczywiście.
- Czy mógłbym pożyczyć paru ludzi do uzupełnienia załogi?