Harwich

130 11 1
                                    

11 września, plaża Harwich

Zaczynało się już ściemniać, mimo to po wybrzeżu wciąż spacerowała swobodnie dwójka przyjaciół. Byli to Lay i Jong. Lay młodszy i niższy z pucałowatą twarzą ciągle żartował, a Jong jako ten starszy szedł wolniej uważnie słuchając żartów młodszego.

-Jong założę się, że zmuszę cię do powiedzenia słowa czerwony!

-Niby jak?-zaśmiał się starszy.

-Powiedz niebieski!

-Niebieski?-Powiedział niepewny nie rozumiejąc ciągu myślenia młodszego.

-Ha! Widzisz zmusiłem cię! Wygrałem!

-Przecież miałem powiedzieć czerwony.-Zdziwił się

A Lay na to jedynie się uśmiechnął pokazując swój uroczy dołeczek w lewym policzku, nagle zatrzymał się i popatrzał na zniżające się ku zachodowi słońce.

- Ładne jest, prawda? Narysuję takie dziadkowi! Plaża, zachód słońca...Dziadek na pewno chciałby to jeszcze raz zobaczyć!-Ekstytował się Jong.

-A właśnie jak tam u twojego dziadka? Zdrowy już?- Zapytał z wyraźną troską.

-Ostatnio gorzej się poczuł...Właśnie miałem pojechać dziś do niego! Przepraszam Jong muszę już uciekać!-Zwołał Lay uciekając w stronę ulicy.

'Jaki on roztrzepany' pomyślał Jong i pomachał oddalającemu się przyjacielowi, po czym znów zaczął przyglądać się zachodowi słońca. Tak jak po całym dniu z Layem był wykończony zabawą, tak teraz jakby wstąpiła w niego wielka siła. Poczuł w sobie siłę, uniósł dłoń na wysokość oczu, by przypatrzeć się iskrze, która przeskakiwała między jego palcami. Powoli obracał dłoń, a po chwili skierował ją ku ziemi, a z jego dłoni wyskoczył piorun który trafił w miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą stał jego przyjaciel.

-Zaczęło się.-Oznajmił samemu sobie. - Tym Razem nas nie pokonacie!-Krzyknął pewny siebie ku słońcu.

11września, Harwich

Lay jadąc na swoim rowerze śpieszył się, by spotkać z dziadkiem, który go wychował. Lay nie miał żadnej rodziny poza nim, choć często uznawał Jongdae za swojego brata. Przejeżdżał między slumsami, by prędzej dotrzeć do celu. Slumsy tak po prawdzie rozkładały się na całą szerokość nadmorskiego miasta. Nikt nie pamiętał, by było tu kiedyś dobrze. Harwich od zawsze i na zawsze pozostanie miastem pijaków i prostytutek. Nikt nigdy też nie słyszał tu o szkołach, uczono się w domu najpotrzebniejszych rzeczy, więc poziom wykształcenia większości jest tu na poziomie podstawowym w odróżnieniu od świata z innego wymiaru-Londynu, gdzie każdy miał edukację skończoną na poziomie co najmniej wyższym. Po drodze chłopaka zaczepiło kilku bezdomnych, błagając go o trochę pieniędzy, ale on z wielkim bólem serca odjechał dalej ignorując ich. Gdy był już pod kawiarenką dziadka szybko zsiadł z roweru i rzucił nim na bok. Wbiegł do kawiarenki krzycząc "Gdzie dziadek?!", a starsza pani z dziećmi wskazała na siwego mężczyznę stojącego przy kasie. Chłopak pokiwał głową. Dziadek zobaczył go, gdy ten był w połowie drogi nie mogąc przepuścić okazji, sam podszedł do niego i mocno przytulił.

-Słabiej dziadek! Udusisz mnie!-Krzyczał śmiejąc się.

-Mój kochany wnuczek! U ciebie w ramionach, to jak w niebie!

Dziadek wypuścił z uścisku Laya i usiadł z nim na wolnej kanapie.

-I jak czuje się już dziadek?

-Jak tylko usłyszałem dźwięk roweru wstałem jak uzdrowiony! Ale ty opowiadaj co tam u ciebie, albo nie! Jak ci się układa z Jongiem! To chcę wiedzieć.

Drzewo życiaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz