13 lipca
Przed wyjazdem na halę w Toronto przewidziany był jeszcze obiad. Nic, kompletnie nic dziwnego. Ashton, Michael i Calum siedzieli razem przy jednym stoliku i zaśmiewali się ze słabych żartów Clifforda.
A teraz zacznijmy tą dziwną część.
Luke wszedł do hotelowej restauracji trochę spóźniony. Okey, w sumie normalka, każdemu może się zdarzyć. Nie musiał nawet długo szukać reszty zespołu. Chichot Irwina był zdecydowanie najgłośniejszy i niezawodny. Hemmings przeszedł przez całą salę i zatrzymał się przy okrągłym stoliku, który stał w najbardziej ustronnym miejscu. Jego koledzy byli już w połowie swojego posiłku. Jednak, gdy zobaczyli Lucasa Roberta Hemmingsa we własnej osobie, prawie oniemieli z wrażenia. Blondyn nie jadł z nimi od ponad miesiąca i niechętnie, ale jednak- zdążyli do tego przywyknąć. Na początek starał się wymyślać różne wymówki, ale po jakimś czasie, oni po prostu przestali pytać.
- Calum, zamyka się buzię przy jedzeniu. - Luke zaśmiał się na widok Hooda, który z otwartymi ustami patrzył na przyjaciela. Basista dopiero po chwili się otrząsnął i uśmiechnął szeroko.
- Mogę z wami usiąść? - spytał Hemmings i spojrzał kolejno na wszystkich członków zespołu. Jego zespołu.
- Zawsze mieliśmy dla ciebie miejsce. - Ashton wskazał na wolne krzesło naprzeciw niego, pomiędzy Calumem i Michaelem. Luke uśmiechnął się do niego z wdzięcznością.
Nie miał pojęcia, że za każdym razem, gdy jego kumple wybierali się do restauracji, wybierali stolik z czterema miejscami, z myślą o nim. Podczas pobytu w Hershey, gdy Ash chciał usiąść przy stole z trzema krzesłami, Michael prawie zabił go wzrokiem i pokierował do innego miejsca licząc, że może Hemmings pojawi się. Są zespołem, a zespół trzyma się razem.
- Mike, skarbie, podasz mi sól? - poprosił Calum.
- Moje Cake feelings są w tym momencie wystawiane na próbę. - Mruknął Hemmings.
- Pff, mówisz tak, jakbyś już zapomniał o Muke'u! - prychnął Michael, jednocześnie podając solniczkę dla głodomora, siedzącego naprzeciw niego.
- Za dużo tych "shipów". Stwórzcie trójkącik. - Zaproponował Ashton, poruszając wymownie brwiami.
- Sorka, tak mocno za tobą nie tęskniłem, Hemmings. - Odparł szybko Calum, a Michael spiorunował go wzrokiem, niczym matka małe dziecko, które powiedziało coś nieodpowiedniego, za to Luke roześmiał się głośno.
Tym oto sposobem temat został zakończony. Rozmowy jednak trwały w najlepsze. Ich stolik był najgłośniejszy i to nie przez śmiech Irwina! Każdy zagadywał każdego, niewidzialna granica, która kiedyś między nimi powstała, powoli zanikała, chociaż dobrze wiedzieli, że to dopiero początek. Jeszcze nie raz i nie dwa zdarzy im się pokłócić, ale teraz, kiedy Luke wydawał się trochę lepiej do nich nastawiony, wiedzieli, że warto jest walczyć wspólnie.
Ashton, jako najstarszy z zespołu, patrzył na swoich przyjaciół w ciszy. Układanie puzzli nie ma sensu, jeśli ostatni kawałek gdzieś się zgubił. A on czuł się, jakby właśnie odnalazł ten ostatni element układanki. Czuł się jak ojciec rodziny, która właśnie ponownie była razem. Bo chłopaki z zespołu byli dla niego jak rodzina. A jeśli cierpi członek twojej rodziny, cierpisz i ty.
Hemmo1996: Widzę postępy.
Luke: Dostanę jakiś order?
Hemmo1996: Do Ciebie pasuje tylko order gamonia, Hemmings.
Zaśmiał się, a koledzy z zespołu spojrzeli na niego. Odchrząknął po chwili, opanowując się i powrócił do jedzenia, niczego im nie tłumacząc. Nie dane było mu jednak długo delektować się posiłkiem. Kelner po cichu podszedł do ich stolika i powiadomił Hemmingsa, że ktoś czeka na niego w jego pokoju. A wtedy pierwszą osobą, o której Luke pomyślał, był Hemmo1996.
Nothing lasts forever
Nothing stays the sameDzisiaj krótko, ale za to jutro szykuje się coś dłuższego. Wytrzymajcie ze mną jeszcze te 4 dni, pls.
![](https://img.wattpad.com/cover/78540444-288-k728424.jpg)
YOU ARE READING
Hemmo1996
FanfictionHemmo1996: Hej. Luke: kim jesteś? Hemmo1996: Tobą. Luke: bardzo śmieszne, doprawdy ;) Hemmo1996: Mówię prawdę. Luke: w takim razie- czego chcesz? Hemmo1996: Przypomnieć Ci, kim naprawdę jesteś.