Rozdział 3: Jaki właściciel, taki zwierz

3.6K 312 4
                                    

Słońce już dawno pojawiło się na niebie, a jego promienie od kilku godzin bezskutecznie przedzierały się przez zasłony w sypialni Lexy, starając się ją wyrwać ze snu. Wszystko na marne. Woods obudziła się dopiero w południe, słysząc trzaśnięcie drzwi frontowych. Mruknęła coś pod nosem i przeciągnęła się leniwie, wyginając plecy w łuk. Wciąż leżąc w łóżku, czuła dokładnie ciepło w okolicy podbrzusza, gdzie grzało ją od długiego czasu szopie futerko. Augustus uwielbiał nieraz zakradać pod kołdrę dziewczyny, a także pod jej bluzkę, by spać przytulonym do jej ciała. Teraz wstając, czuła jak jego puszysty ogonek muska jej uda. Westchnęła ciężko i wychodząc z pomieszczenia, skierowała się schodami na parter. W jej mieszkaniu wyraźnie słychać było czyjąś obecność mimo że Lexa nie spodziewała się żadnych gości o tej godzinie. Normalny człowiek chwyciłby za telefon, by wezwać policję albo za kij baseballowy lub coś innego, co mogłoby mu posłużyć do samoobrony przy spotkaniu z domniemanym włamywaczem. Szatynka natomiast jakby nigdy nic ruszyła do swojej kuchni ubrana jedynie w męskie bokserki z wizerunkiem Króla Juliana na lewej nogawce i białym workowatym t-shircie. Jednak zamiast groźnego przestępcy zobaczyła dobrze sobie znaną szczupłą postać przy blacie kuchennym.

- Anya? - spytała zaspanym głosem wpatrując się w kobietę, która odwróciła się do niej skończywszy smarować dżemem kanapkę.
- No proszę, nie śpisz? To niespotykane o tej godzinie – odpowiedział jej niezapowiedziany gość, opierając się o jedną z szafek. - Nawet się zdziwiłam, że masz u siebie coś jadalnego. Na pierwszy rzut oka tego nie widać.
Lexa wcale nie zdziwiła się komentarzami jakie usłyszała z ust przybyszki. Jak zwykle była dla niej niesłychanie uprzejma. Anya ze swoimi skośnymi oczami, tlenionymi włosami i każdą częścią ciała pasującą do przymiotnika "smukły" kojarzyła jej się z lisem tybetańskim. Chociaż może to kwestia tego, że blondynka wyjechała do Nepalu, by badać te urocze stworzenia. Woods z kolei według blondynki była podobna do szopa. Sama zainteresowana bynajmniej nie dostrzegała fizycznego podobieństwa, ale musiała przyznać Anyi rację w kilku kwestiach. Z pewnością należała do zwierząt aktywnych nocą, co można było chociażby teraz zaobserwować. Codziennie kładła się spać dużo później niż zwyczajni ludzie. Niekiedy nawet w godzinach, gdy przeciętny obywatel właśnie się budził, ona dopiero zaszczycała łóżko swoją obecnością. Poza tym była wszystkożerna. Nie uważała siebie za górnolotną kucharkę i chyba tylko cudem nigdy się nie otruła, tworząc coś co posiadało nawet walory smakowe. Chociaż nie oszukujmy się, że wszechobecne w kuchni opakowania po pizzy służyły do ozdoby. Ostatnio raczej przerzuciła się na śmieciowe jedzenie jak szop, który z leśnego runa udaje się na przydrożne wysypiska i śmietniki. Może dlatego tak dobrze dogadywała się z Augustusem?
- Co robisz w mieście, Anya? - spytała, obserwując jak kobieta zatapia zęby w grubo posmarowanym dżemem truskawkowym kawałku chleba.
- Przyjechałam na urlop – odpowiedziała, gdy już przełknęła. - Zatrzymałam się u Indry. Przy okazji chciałam sprawdzić jak sobie radzisz. Wciąż mam klucze.
Lexa skinęła głową i skrzyżowała ręce na piersiach. Nie bardzo wiedziała, co ma teraz odpowiedzieć. W końcu nieczęsto osoba, z którą nie widziałeś się pół roku zjawia się nagle w twoim mieszkaniu, by zajadać sobie kanapki. Zresztą Woods nigdy nie była dobra w utrzymywaniu stosunków międzyludzkich. Kolejny powód, by być weterynarzem. Na dobrą sprawę lepiej dogadywała się ze zwierzętami i to je miała leczyć, a nie ich właścicieli.
- Na Boga, Lexa... - westchnęła Anya, odkładając na blat niedojedzony kawałek chleba. - To już rok. Pora, żebyś się w końcu pozbierała. Nie sprawiaj, żebym żałowała tego, co dla ciebie zrobiłam.
Szatynka zagryzła dolną wargę i spuściła wzrok, wpatrując się w kuchenną podłogę jakby nagle była ona najbardziej interesującą rzeczą na świecie. Za wszelką cenę chciała od siebie odegnać wszystkie nieprzyjemne wspomnienia, które ją prześladowały. Najlepiej wymazałaby wszystko ze swojej pamięci, by móc normalnie funkcjonować, ale nie mogła tego zrobić...
- Staram się – mruknęła w odpowiedzi.
Anya uśmiechnęła się smutno i podeszła do Lexy, ostrożnie ujmując jej policzek w swoją dłoń jakby bała się, że ją spłoszy. Nigdy nie wiedziała jak Woods może zareagować na czyjąś bliskość. Tym razem dziewczyna ograniczyła się jedynie do wpatrywania się w oczy wyższej od siebie blondynki.
- Proszę dbaj o siebie – powiedziała, starając się rozszyfrować co też kryło się w tych zielonych tęczówkach. - Zacznij od prysznica i przebrania w coś normalnego. Mam jeszcze do załatwienia parę spraw. Zadzwonię do ciebie wieczorem i może umówimy się na jakąś kawę jak normalni ludzie.
- Jasne. Do zobaczenia... - odpowiedziała, spoglądając jak Anya kieruje się do drzwi wyjściowych.
Może i miłośniczka tybetańskich lisów należała do osób, które nie zważając na jakiekolwiek obyczaje pojawiają się bez  zapowiedzi w twojej kuchni z rana pomimo tego, że mieszkają na co dzień na zupełnie innym kontynencie, ale trzeba było przyznać, że na pewno dbała o młodszą koleżankę i można było na niej polegać. Lexa zdawała sobie sprawę, że mogłaby się zwrócić do niej o pomoc w dowolnej kwestii, ale nigdy tego nie robiła. Była po prostu zbyt dumna, by przyznać się do jakiejkolwiek słabości.
Po wyjściu blondynki Woods postanowiła skorzystać z wcześniejszej sugestii i udać się pod prysznic. Tego potrzebowała chyba najbardziej. Ciepła woda zdawała się idealnie zmywać z ciała nie tylko wszelkiego rodzaju fizyczny brud, ale także zmartwienia i troski, które na pewno towarzyszyły szatynce. Kilka spokojnych chwil spędzonych w kabinie prysznicowej, pomagało jej oczyścić umysł i zapomnieć o wszystkim, co było dla niej niewygodne. Zwłaszcza, że niezapowiedziana wizyta Anyi jedynie przypominała jej o nieprzyjemnych wydarzeniach.
Wychodząc z łazienki nawet nie przejmowała się wodą, która wciąż spływała z jej ciała na podłogę. Nigdy zresztą nie zaprzątała sobie głowy używaniem ręcznika. W sypialni zastała oczywiście jedynie Augustusa, który leżąc na grzbiecie bawił się piłeczką tenisową koło jej łóżka. Lexa bezwiednie uśmiechnęła się na ten widok i sięgnęła do komody, z której wyjęła luźny t-shirt z nadrukowanym logiem jakiegoś zespołu rockowego i znoszone jeansy. W tym typowym dla siebie zestawie ubrań zeszła do kuchni, gdzie zagrzała sobie w mikrofalówce resztki zamówionego poprzedniego wieczoru na wynos chińskiego makaronu. Postanowiła zjeść w salonie, siedząc przed telewizorem. Ledwie jednak zaczęła się delektować swoim niezwykle bogatym w wartości odżywcze posiłkiem, gdy rozległo się pukanie do drzwi. Lexa westchnęła ciężko, podnosząc się ze swojego siedziska, by otworzyć drzwi. Widząc na progu młodą Griffin, spojrzała na nią niezwykle zdziwiona jej obecnością. Przez niedawną wizytę Anyi całkowicie zapomniała o tym, że Clarke zapowiedziała, że odwiedzi ją, by spędzić nieco czasu z Augustusem i poznać szopa nieco bliżej.
- Chyba nie przyszłam o odpowiedniej porze – odezwała się się niepewnie blondynka, od razu zauważając jakim spojrzeniem obdarzyła ją Woods.
- Nie, skąd... Proszę. Wejdź – odpowiedziała jej szatynka, przeczesując jeszcze palcami swoje wciąż wilgotne włosy i odsuwając się na bok, by przepuścić ją swobodnie w drzwiach.
Griffin uśmiechnęła się lekko i przekroczyła próg, od razu rozglądając się po domu. Zauważyła, że wszystko urządzone było bardzo funkcjonalnie i nowocześnie. Chociaż nieco rozczarowało ją to, że mieszkanie Lexy sprawiało wrażenie jakby było żywcem wycięte z czasopisma o urządzaniu wnętrz. Nigdzie nie dostrzegła żadnych osobistych rzeczy, które nadawałyby pomieszczeniom nieco charakteru. Żadnych zdjęć, ani obrazów. Innych elementów dekoracyjnych też było niewiele. Może z wyjątkiem świeczek, które znajdowały się praktycznie na każdej półce czy komodzie, a także na stoliku do kawy. To one sprawiały, że po wejściu do salonu przybysza owiewała specyficzna woń będąca połączeniem wszystkich bardziej lub mniej wymyślnych zapachów, które wydzielały niektóre ze świec. Clarke bez zastanowienia porównała to mieszkanie ze swoim własnym, które było zdecydowanie bardziej zagracone i mniej eleganckie. U niej na środku salonu stała zwyczajna kanapa, która pamiętała czasy jej poczęcia. Na ścianach miała zawieszone obrazy swojego autorstwa, a na meblach stały oprawione jej zdjęcia z rodziną lub przyjaciółmi, a także wiele pamiątek i innych bibelotów. Te dwa wnętrza różniły się od siebie diametralnie.
- Ładne mieszkanie – stwierdziła, spoglądając na właścicielkę po czym dostrzegła opakowanie chińszczyzny. - Poza tym smacznego... Chyba przeszkodziłam ci w posiłku.
- Dzięki i nie szkodzi... Pójdę po Gusa – mruknęła w odpowiedzi Lexa.
Nie wiedziała jak wcześniej mogła tak swobodnie rozmawiać z Clarke, gdy szop przybiegł do niej z kluczami od auta niebieskookiej. Teraz wydawało jej się niemal niemożliwe, by prowadzić z nią zwykłą konwersację.
- Ach, możesz wyjąć coś dla niego z lodówki? - spytała, wskazując dziewczynie kierunek, w którym znajdowała się kuchnia. - Jeszcze dzisiaj nic nie jadł.
Griffin skinęła głową i ruszyła we wskazanym kierunku. Podobnie jak tego samego dnia Anya również zwróciła uwagę na liczne opakowania po niezdrowej żywności chociaż w lodówce znalazło się jeszcze nieco owoców i warzyw. Clarke domyśliła się, że Lexa dba o szopa o wiele lepiej niż o siebie i to dla niego przeznaczone są wszystkie produkty nie mające nic wspólnego z fast foodami. Sięgnęła po kiść winogron i wróciła z nią do salonu akurat w momencie, gdy Woods schodziła po schodach z szopem, który wiercił się w jej ramionach. Augustus najwyraźniej nie lubił, gdy ktoś go przenosił z miejsca na miejsce według uznania. Blondynka uśmiechnęła się na jego widok, pokazując mu owoce, na których widok jak jej się zdawało, zwierzakowi roziskrzyły się oczy.
- Hej, Gus. Pamiętasz mnie? - zagadnęła do futrzaka.
- Lepiej daj mu te winogrona, Clarke – odparła szatynka, siadając na kanapie i kładąc szopa tuż obok siebie.
Griffin skinęła głową i zajęła miejsce po drugiej stronie Gustusa, podając mu do łapek jedno winogrono oderwane z kiści. Ten nie miał najmniejszego problemu z chwyceniem go w swoje zręczne paluszki. Drugi owoc Clarke skierowała jednak w kierunku pani weterynarz.
- Ty też... Samą pizzą nie da się żyć – powiedziała, starając się brzmieć niczym zatroskany lekarz pierwszego kontaktu.
Lexa nie spodziewała się takiego gestu ze strony blondynki. Przez chwilę wpatrywała się w nią, nie wiedząc jak ma się zachować, ale po kilku sekundach pochyliła głowę, by skosztować winogrona, przy okazji muskając palce Clarke swoimi miękkimi wargami. Niebieskooka uśmiechnęła się do niej lekko w odpowiedzi i ponownie skupiła swoją uwagę na szopie. W końcu to dla niego tu przyszła chociaż skłamałaby, gdyby powiedziała, że Woods nie zainteresowała jej swoją osobą. Nie było to nic wielkiego. Ot zwyczajna ciekawość odczuwana względem obcych ludzi i chęć ich poznania. Zwłaszcza, że w szatynce kryło się coś, co wyróżniało ją od innych.

Lexacoon ✔Where stories live. Discover now