Rozdział 5: Ostry dyżur

3K 292 12
                                    

Clarke gwałtownie zaparkowała pod szpitalem. Musiała przyznać, że przejażdżka samochodem Lexy byłaby dosyć przyjemna, gdyby nie fakt, że jego właścicielka właśnie miała dość głęboką ranę ciętą, a Griffin chcąc jak najszybciej zapewnić jej fachową pomoc prawdopodobnie przejechała dwukrotnie na czerwonym świetle i złamała kilka innych zasad kodeksu drogowego. Dla niej najważniejsze teraz było opatrzenie dłoni szatynki, która najwyraźniej nie przejęła się zbytnio całym zajściem. Blondynka wysiadła z auta i razem ze swoją ranną towarzyszką ruszyła do wejścia budynku.
- Nie powinnyśmy podejść do recepcji? - spytała Woods, gdy minęły salę przyjęć.
Clarke jednak mocno ściskała przegub zdrowej ręki zielonookiej i ciągnęła ją w sobie tylko znanym kierunku plątaniną szpitalnych korytarzy.
- Papiery możemy załatwić później... - mruknęła jej w odpowiedzi Griffin po czym zaczepiła mijaną po drodze Azjatkę w białym kitlu. - Cece, wiesz gdzie jest mama?
- Powinna być w swoim gabinecie – odpowiedziała kobieta po czym spojrzała na zakrwawiony opatrunek wokół dłoni pani weterynarz. - Coś poważnego?
- Mały wypadek – odparła szybko blondynka, uśmiechając się przepraszająco do Cece i poprowadziła swoją podopieczną dalej tym samym korytarzem.
Lexa jedynie uniosła ze zdziwieniem brew, gdy zatrzymały się w końcu pod drzwiami z napisem "Ordynator" i nazwiskiem Abigail Griffin pod nim. Clarke bez wahania nacisnęła klamkę i weszła do środka. Pomieszczenie wyglądało jak typowy gabinet. Regał z segregatorami i książkami traktującymi o medycynie, kilka prostych szafek o nieznanej zawartości i solidne biurko, za którym siedziała poważna kobieta w średnim wieku. Na widok niezapowiedzianej wizyty, uniosła się z fotela i spojrzała na pielęgniarza, składającego jej zapewne jakieś sprawozdanie.
- Jackson, pójdź do pana Johnsona i poinformuj go o potrzebie powtórzenia badań. Niech tym razem nie pije żadnego soku marchwiowego, bo przez niego mamy niewiarygodne wyniki – zwróciła się do mężczyzny, który skinął głową i wyszedł bez słowa. - Clarke, o co chodzi tym razem?
Woods wpatrywała się z zainteresowaniem w twarz Abby, starając się odnaleźć w niej jakiekolwiek podobieństwo do córki. Jednak młoda Griffin albo była bardziej podobna do ojca lub stanowiła połączenie cech obojga rodziców. Przynajmniej tak przypuszczała Lexa, która chwilowo poza taką samą posturą i jasnym odcieniem włosów, który niestety u starszej z kobiet był bardziej wyblakły, nie potrafiła dostrzec więcej wspólnych cech.
- Nagły wypadek. Chciałabym, żebyś zszyła rękę mojej... przyjaciółki – odpowiedziała jej córka, zerkając jeszcze ponad własnym ramieniem na Woods, która schowawszy zakrwawioną kończynę za plecy wysunęła się do przodu.
- Lexa Woods. Miło mi panią poznać – odezwała się, wyciągając w kierunku mamy Griffin prawą dłoń, która szczęśliwie była w jednym kawałku.
- Abby Griffin. Mi też miło, ale szkoda, że w takich okolicznościach – odparła, ściskając podaną jej wcześniej prawicę. - Może lepiej przejdziemy do zabiegowego.
Najstarsza w towarzystwie nie lubiła marnować czasu, gdy czekało na nią jakieś zadanie. Najważniejsze było teraz dla niej wywiązanie się z obowiązku lekarskiego, a potem dopiero mogła nawiązywać znajomości z poszkodowaną. Po przejściu kilkunastu metrów korytarza w kierunku gabinetu zabiegowego, Abby odwróciła się w kierunku Clarke.
- Znowu ominęłaś całą biurokrację, prawda? - spytała z ciężkim westchnięciem. - Idź do rejestracji po papiery. Wypełnimy je tutaj. Tak będzie szybciej.
Blondynka chciała zaprotestować, ale spojrzawszy na swoje towarzyszki, zrezygnowała z tego zamiaru. Co prawda nie miała ochoty zostawiać Lexy samej, ale z drugiej strony komu mogła zaufać jak nie matce? Przynajmniej miała pewność, że Woods będzie w dobrych rękach.
- Więc co dokładnie się stało? - spytała ordynatorka, gdy już weszła do pomieszczenia i wskazała miejsce na fotelu dla szatynki.
- Nic takiego. Przecięłam dłoń zbitym kieliszkiem w czasie zmywania – odpowiedziała, siadając w wskazanym miejscu i starając się rozsupłać węzeł bandaża, owiniętego wokół jej ręki. Z pomocą przyszła jej Abby, która przecięła materiał nożyczkami z podręcznej kolekcji lekarza ostrego dyżuru.
- Clarke cię tu przywiozła? - zakrwawiony opatrunek poznaczył lateksowe rękawiczki lekarki szkarłatnymi smugami.
- Uparła się – odparła dziewczyna, zaciskając mocniej szczęki, gdy Griffin dotknęła rozcięcia przecinającego środek jej dłoni.
- Wtedy nic nie może jej powstrzymać – mruknęła Abigail. - To nie jej pierwsza randka, która kończy się w szpitalu.
Lexa przez chwilę wpatrywała się w starszą od siebie kobietę, która przygotowywała się właśnie do zszycia jej rany. Przez chwilę nawet zastanawiała się, czy na pewno dobrze usłyszała ostatnią uwagę. Może poziom adrenaliny lub alkoholu we krwi sprawił, ze zrozumiała coś opacznie.
- To nie była randka – powiedziała stanowczo, ale Abby spojrzała jedynie na nią z politowaniem.
- Proszę cię. Chyba nie powiesz mi, że zamiast kolacji przy świecach i winie spędziłyście wieczór na oglądaniu "Dziennika Bridget Jones" z butelką dobrego trunku – skomentowała, przemywając ranę, z której spłynęła po raz kolejny strużka krwi. - Sprawiłaś, że moja córka prowadziła pod wpływem alkoholu. Zasługuję chyba na chwilę szczerości...
Woods przyglądała się ruchom lekarki, przygryzając swoją dolną wargę w zamyśleniu. Nigdy nie spodziewałaby się, że jej wieczór zakończy się właśnie w taki sposób.
- To była przyjacielska kolacja. Nie musi się pani martwić, że zdeprawuję Clarke. Może pani szyć bez znieczulenia – odpowiedziała, chcąc zakończyć niewygodny dla siebie temat.
Griffin, co prawda miała małe obiekcje co do szycia pacjentów na tak zwanego "żywca", ale Lexa zdawała się być zdecydowana do takiego, a nie innego traktowania w czasie zabiegu. Szatynka nie miała nic przeciwko pewnej dawce bólu fizycznego, który przynajmniej pomagał zakłócać niepotrzebne myśli. Wystarczyło zacisnąć zęby i ignorować to, że ktoś właśnie majstrował coś przy jej ciele.
- Dobra, mam wszystko co potrzeba – usłyszała głos Clarke zaraz po tym jak drzwi do gabinetu zabiegowego otworzyły się z impetem.
Lexa uniosła głowę, by spojrzeć na blondynkę, która odłożyła gdzieś świstek przyniesiony z izby przyjęć. Domyśliła się na czym skupiła swoją uwagę. Woods siedziała w nienaturalnej postawie, spinając mięśnie jakby była gotowa kogoś zaatakować, a prawą dłonią ściskała z niebywałą siłą siedzisko fotela, aż zbielały jej knykcie.
- Nie dałaś jej znieczulenia? - spytała z wyrzutem matkę, która nawet na chwilę nie oderwała się od swojego zajęcia.
- Sama go nie chciałam, Clarke –odpowiedziała, starając się by żadna oznaka słabości nie wkradła się w brzmienie jej głosu.
Młoda Griffin zbliżyła się do niej i zajęła miejsce obok, sięgając do zdrowej dłoni pani weterynarz. Lexa natychmiast ścisnęła mocno jej rękę jakby starała się odreagować ból odczuwany w trakcie zakładania szwów. Clarke nie miała nic przeciwko. Siedziała bez słowa, gładząc kciukiem kostki jej palców, starając się okazać jej swoje wsparcie. Przez cały czas wpatrywała się w Woods, która usilnie starała się nie pokazywać jak bolesne jest dla niej to przeżycie.
- Dobrze, gotowe – odezwała się w końcu Abby.
Te kilka minut, które zajęło jej zszycie rany szatynki wydawało się trwać wieczność. Jednak kiedy tylko wypowiedziała te słowa, pani weterynarz puściła natychmiast dłoń Clarke jakby parzyła przy najmniejszym kontakcie.
- Zmieniaj opatrunek co dwa-trzy dni. Po tygodniu możesz się zgłosić na zdjęcie szwów – oświadczyła jeszcze lekarka, wręczając Lexie do wypełnienia dokumenty z rejestracji. - Później dostarczę je tam gdzie trzeba, by wyglądało to na normalne przyjęcie.
Młodsza Griffin od razu wyczuła, że matka ma pretensje o to, że wprowadza jej pacjentów poza kolejką, ale czasami naprawdę czuła, że nie ma wyjścia. Zresztą robotę papierkową zawsze można było wykonać. Mimo wszystko mruknęła tylko, że zaczeka na zewnątrz i wyszła z pomieszczenia. Przez chwilę postała pod drzwiami, starając się poukładać swoje myśli i zastanawiając się jak zorganizować sobie resztę wieczoru, a potem skierowała się do automatu z gorącą czekoladą, ustawionego na końcu korytarza. Oczywiście musiało się okazać, że nie ma drobnych i nici z ciepłego napitku, gdy tuż obok pojawiła się Woods, wrzucając w maszynę kilka monet. Clarke uśmiechnęła się do niej w ramach podziękowania i wcisnęła odpowiedni przycisk. Lexa również skusiła się na kubeczek parującego napoju i kiedy odbierała swoją porcję, usłyszała coś czego nie spodziewałaby się z ust blondynki.
- Przepraszam...
Szatynka wyprostowała się i spojrzała na nią ze zdziwieniem. Griffin jednak unikała jej wzroku, wpatrując się we wnętrze swojego kubka.
- Za co? - spytała, starając się rozszyfrować co takiego mogło się kotłować w czaszce blondynki.
- Gdyby nie ja, nie wylądowałybyśmy tutaj – odpowiedziała wprost.
Lexa naprawdę nie mogła uwierzyć, że Clarke przeprasza ją za coś takiego. Nie umiała również w całym zajściu doszukać się jakiegokolwiek elementu, w którym dziewczyna mogła zawinić.
- To nie twoja wina – powiedziała w końcu. - Zawsze mogłam pić w samotności i potem rozciąć sobie rękę także gdyby nie ty, to mogłabym się wykrwawić gdzieś w moim mieszkaniu.
- Czyli ocaliłam ci życie? - spytała tym razem z cieniem rozbawienia, który wykrzywił kąciki jej ust w górę.
- Możliwe – odpowiedziała Lexa jak zwykle bez cienia emocji i upiła łyk gorącej czekolady. - Powinnam cię teraz odwieźć do domu...
- Nie ma mowy. Ja cię przywiozłam, ja cię odwiozę, a potem wrócę na piechotę. – Griffin pokręciła głową na podobny pomysł. Nie zamierzała dopuścić Woods do kierowania samochodem.
- Nie pozwolę, żebyś chodziła sama w środku nocy – odparła szatynka tonem, który wyraźnie wskazywał, że nie przyjmuje sprzeciwu. Jednak Clarke zdawała się tego nie dostrzegać.
- Nie pozwolę byś kierowała, narażając swoje dopiero co założone szwy – rzuciła w odpowiedzi wykazując się takim samym uporem jak uprzednio pani weterynarz.
Lexa zacisnęła mocniej szczęki. Wyraźnie nie lubiła, gdy ktoś się jej stawiał i nie zgadzał z tym, co sama miała do powiedzenia.
- Wybieraj. Albo odwożę cię do domu albo śpisz dziś u mnie – oświadczyła twardo, by zakończyć zbędną dyskusję.
- W takim razie mam nadzieję, że masz coś wygodnego w czym mogłabym się wyspać – odpowiedziała niemal automatycznie Griffin.
Dopiero po chwili dotarło do niej znaczenie własnych słów. Właśnie zgodziła się spędzić noc w mieszkaniu kogoś kogo znała od zeszłego tygodnia.
- W takim razie postanowione – usłyszała ze strony Woods, której najwyraźniej nie przeszkadzał taki obrót spraw.

Lexacoon ✔Where stories live. Discover now