Rozdział 14: Powrót do pracy

2.9K 270 6
                                    

Lexa zatrzasnęła drzwi swojego samochodu i odetchnęła ciężko, spoglądając na budynek kliniki weterynaryjnej. Nadszedł czas, żeby jak co jakiś czas przejrzała papiery, by mieć jakiś dokładniejszy wgląd w funkcjonowanie lecznicy.
Jak zwykle po przekroczeniu progu została przywitana przez przemiłą dziewczynę, która stała przy recepcji. Woods wymieniła z nią krótkie uprzejmości i skierowała się do małego pomieszczenia, w którym oprócz niezbędnych dokumentów przechowywane były też małe zapasy medykamentów. Westchnęła ciężko i usiadła za biurkiem, by nadrobić zaległości, które nagromadziły się w trakcie jej nieobecności. Po skończonym zadaniu skierowała się w stronę gabinetów lekarskich. Całe szczęście odwiedziła klinikę akurat w dniu, w którym nie można było narzekać na nadmiar pacjentów. Tak już było, że nieraz weterynarze nie mieli w ogóle pracy, a innym razem przyjmowali dziesiątki zwierząt. Niestety są na tym świecie zawody, w których nic nie jest pewne.
- Hej, Lincoln! Masz chwilę? - zawołała i po przekroczeniu progu od razu dostrzegła dodatkową postać w pomieszczeniu.
- Och, któż to się tu zjawił - odezwała się Anya, krzyżując ramiona na piersi.
Lincoln z kolei jedynie potarł swoją gładko ogoloną głowę i postanowił nie komentować kwestii obecności Lexy w klinice.
- Hej. O co chodzi? - spytał, by skupić na sobie uwagę Woods.
- Ach, nic ważnego. Chciałam tylko spytać o to jak sprawuje się nowy tomograf. Ostatnio go chyba używałeś - odpowiedziała, ignorując zaciekawione spojrzenia blondynki.
- Całkiem nieźle. Na pewno obraz jest o wiele wyraźniejszy niż przy poprzednim także ta inwestycja na pewno się opłaci - odparł dosyć swobodnie. - Coś jeszcze?
- Właściwie to nie. Tylko tyle chciałam wiedzieć jeśli chodzi o klinikę - powiedziała, opierając się o kozetkę przeznaczoną dla zwierzęcych pacjentów.
- A jeśli nie chodzi o klinikę? - dodał szybko mężczyzna.
- To chciałam tak po prostu pogadać...
Na pewno żadna z pozostałych w pomieszczeniu osób nie spodziewała się takiej odpowiedzi. Zwykle Lexa nie zajmowała się rozmowami chyba, że sama została w nie wciągnięta. Była raczej typem cichego przyjaciela, który zawsze będzie obok, gdy zajdzie taka potrzeba, ale nie odezwie się, gdy nie jest to konieczne.
- No proszę, nasza mała Lexa dorasta - rzuciła wesoło Anya, zarzucając dziewczynie ramię na szyję.
- Anya, mogłabyś się odsunąć? - mruknęła szatynka.
- Niestety niektóre rzeczy nigdy się nie zmienią - dodała wielbicielka lisów tybetańskich, która nie zrezygnowała jednak z bliskości i dalej obejmowała panią weterynarz. - To o czym tak właściwie chciałaś pogadać?

Woods wzruszyła ramionami. Tak naprawdę sama nie wiedziała, co dokładnie chciała. Po prostu czuła potrzebę, by z kimś porozmawiać i na pewno musiał to być ktoś kogo znała od dłuższego czasu. Może była to wina stanu przygnębienia, które ostatnio zdawało się jeszcze bardziej jej naprzykrzać, gdy znajdowała się w swoim mieszkaniu. Najwyraźniej udało jej się w końcu dostrzec własną samotność.
- O niczym szczególnym. Mówiłam "tak po prostu" - odpowiedziała, zerkając na znajomych. - Co tam u was, czy macie jakieś plany na weekend...
Anya mruknęła podejrzliwie, wpatrując się w dziewczynę. Woods od razu wiedziała, że nie wróży to nic dobrego. Prawdopodobnie w mózgownicy blondynki zdążyły się wytworzyć jakieś ciekawe scenariusze i teorie spiskowe, o których szatynka wolałaby w ogóle nie słyszeć.
- To może sama zaczniesz, co Lexie? - zwróciła się do niej nadto wesołym tonem. - Opowiedz nam jakie masz plany na weekend.
Lexa westchnęła, przez chwilę zastanawiając się nad tym co powinna odpowiedzieć. Skoro jednak zdecydowała się na rozmowę to powinna być szczera. Nawet jeśli miałoby to wywołać pewne komentarze ze strony wielbicielki lisów tybetańskich.
- Więc... w weekend idę do muzeum, żeby pooglądać jakieś obrazy - odparła w końcu, przyglądając się reakcji pozostałej dwójki.
Tak jak mogła się spodziewać spotkała się ze spojrzeniami pełnymi niedowierzania. Kto by się w końcu spodziewał, że ktoś taki jak ona wyrwie się do jakiegoś muzeum, żeby popatrzeć na malowidła. Raczej nie uchodziła za miłośniczkę sztuki tego pokroju czy raczej miłośniczki przebywania w miejscach publicznych. Co jak co, ale czas wolny Woods wolała spędzać w domowym zaciszu lub w ściśle określonym gronie, które potrafiłoby jej wynagrodzić ewentualne wyjście do jakiegoś zatłoczonego lokum.
- Brzmi trochę jak Clarke - odezwał się w końcu po chwili milczenia Lincoln. - Idzie tam z tobą?
- Tak. Zaprosiła mnie - odpowiedziała szczerze, a Anya stojąca obok tylko uśmiechnęła się jakby nagle pojęła całą tajemnicę kosmosu.
- Więc macie randkę w muzeum? - spytała najwyraźniej bardzo zainteresowana.
- To nie randka. Po prostu idziemy razem, żeby podziwiać prace malarskie - sprostowała natychmiast szatynka.
- Kilka dni po tym jak pobiłaś jej byłego - zauważył mężczyzna.
- Walka o samicę zgodnie z porządkiem natury - dorzuciła żartobliwie Anya, a sama zainteresowana obrzuciła ją morderczym spojrzeniem.
- Moje życie to nie pieprzone Animal Planet. Po prostu spotykamy się jako znajome - Lexa skrzyżowała ręce na piersiach, spoglądając na swoich towarzyszy.
- Jasne, ale nawet jeśli byłoby inaczej to nic złego. Nie byłaś na żadnej randce od... sama wiesz kiedy - westchnęła blondynka. - Po prostu baw się dobrze i bądź miła...
Woods skinęła głową. Starsza koleżanka zawsze była dla niej prawdziwym głosem rozsądku i źródłem wiedzy. Naprawdę wiele jej zawdzięczała. Począwszy chociażby od tej kliniki. Kto wie jak wyglądałoby jej życie bez takiej przyjaciółki.

Ich rozmowę przerwało niestety pojawienie się pewnej starszej pani, która zaakcentowała swoją obecność kilkukrotnym uderzeniem w otworzone drzwi gabinetu.
- Dzień dobry. Przyszłam na wizytę z kiciusiem - powiedziała, a w oczy trójki zwierzolubnych młodych ludzi od razu rzucił się plastikowy transporter trzymany przez kobietę.
- Oczywiście, zapraszam - odezwał się od razu Lincoln.
- Linnie może lepiej idź na jaką kawę? Zasłużyłeś sobie. My zajmiemy się panią i jej kotem - dorzuciła szybko blondynka, a weterynarz po chwili skinął głową. - Dzień dobry. Nazywam się Anya i razem z panią doktor Woods zaopiekujemy się pani pupilem.
Oczywiście Lexa nie wyglądała na zbytnio zadowoloną, ale niestety nie miała zbytniego wyjścia jak tylko zająć się przyniesionym zwierzakiem. Razem z przyjaciółką założyła lateksowe rękawiczki, gdy ich pacjent został postawiony w swym środku transportu na kozetce.
- Czemu to zrobiłaś? - szepnęła do Anyi.
- Bo cię kocham - odpowiedziała z lekkim uśmiechem.
Miłość miała zatem różne oblicza. W przypadku pewnej tlenionej blondynki przybrała ona postać czarnego kocura o nieprzyjemnym dla ucha miauczeniu.
- Jak się zowie kiciuś? - spytała Woods, podchodząc do właścicielki futrzaka.
- Komandor - odpowiedziała, a Lexa spojrzała na nią z niedowierzaniem. - Mój mąż go tak nazwał.
Szatynka skinęła głową i otworzyła transporter, by wyciągnąć prychającego kocura na zewnątrz, a Anya zamiast jej pomóc szukała w plikach znajdujących się na komputerze tych należących do tego konkretnego kota.
- No chodź, Komandorze - zwróciła się do niego, ale ten szatański pomiot najwyraźniej w świecie nie zamierzał opuścić swojego schronienia. Uparty sierściuch...
W końcu jednak udało jej się okiełznać syczącego kota, który szczerząc zębiska stanął na kozetce. Przynajmniej dzięki temu Lexa nie miała trudności w sprawdzeniu stanu jego pyszczka i uzębienia, które znajdowało się w idealnym stanie. Potem z pomocą blondynki uważnie obejrzała pacjenta pod niemal każdym kątem, badając jego jak się okazało dosyć masywne ciałko, by na koniec wykonać kocurzysku nieprzyjemny zastrzyk. Całe szczęście mogła liczyć na swoją asystentkę, która przytrzymała zwierzaka.
- Proszę przyjść na kontrolę w przyszłym tygodniu i nie zapominać o podawaniu mu tabletek - powiedziała Woods, gdy po wykonaniu szeregu czynności mogła w końcu pożegnać właścicielkę i jej pupila.
- Komandor chyba wyczuł twoją niechęć do kotów - zażartowała Anya, gdy tylko zostały same.
- Dzięki czemu miałaś pokaz odwzajemnionej niechęci - odparła szatynka, wzdychając.
- Nie było aż tak źle, prawda? - spytała Azjatka, przyglądając się Lexie, która jedynie skinęła głową. - Powinnaś wrócić do zajmowania się zwierzakami.
- Tak sądzisz? - odparła Woods, przysiadając na skraju biurka.
- Powinnaś w końcu ruszyć swoje życie. Chyba już powoli to robisz, nie zdając sobie z tego sprawy...
Szatynka spojrzała na nią, starając się zrozumieć co właściwie jej przyjaciółka miała na myśli. Ta jednak szybko zmieniła temat.
- W każdym razie ubierz się elegancko do tego muzeum. Zero t-shirtów z pentagramami! - upomniała ją zupełnie jakby była matką przyuczającą dziecko jak powinno się pojawić na szkolnej uroczystości.
Lexa jedynie uśmiechnęła się na tę uwagę. Jak zawsze Anya skupiała się na takich szczegółach.
- Obiecuję. Będę się też ładnie zachowywać - dodała i tym razem nie protestowała, gdy blondynka postanowiła ją objąć.
- Dobra z ciebie dziewczynka...
Zasługujesz na szczęście, dodała w myślach, spoglądając na szatynkę. Miała nadzieję, że tym razem Woods nie będzie go od siebie odganiać.

Lexacoon ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz