Rozdział 15: Pojedźmy do muzeum

3.2K 295 14
                                    

Clarke właśnie wróciła z cosobotniego obiadu u swoich rodziców. Tym razem jednak nie musiała wysłuchiwać zbyt wielu uwag pod swoim adresem. Może z wyjątkiem Raven, która raz czy dwa wspomniała coś o romantycznym wieczorze przy wspaniałych obrazach. Jednak Reyes już taka była. Griffin zatrzasnęła drzwi samochodu Lincolna i pomachała na pożegnanie znajdującej się wewnątrz parze, która eskortowała ją pod jej mieszkanie. Miała jeszcze nieco czasu, by przygotować się do spotkania z Lexą, które w ciągu tych kilku dni miała okazję zaplanować. Nie wiedziała jedynie co powinna na siebie założyć, ale stwierdziła, że zapewne tę decyzję podejmie i tak w ostatniej chwili. Postanowiła jeszcze kilka minut spędzić w swojej pracowni, by spojrzeć na własne dzieło, które powoli nabierało wyraźniejszych kształtów i barw. Przed nią jeszcze sporo pracy nim wręczy płótno Abby i Marcusowi, ale wiedziała, że będą zadowoleni z prezentu.
Clarke nawet nie spostrzegła kiedy w wirze drobnych prac domowych wybiła pora szykowania się do wyjścia. Po otwarciu szafy zdecydowała się w końcu na swój strój, który składał się ze skromnej sukienki w kolorze indygo sięgającej jej do kolan. Do tego znalazła jeszcze pasujące buty na obcasie. Właściwie nie wiedziała czy powinna się jakoś specjalnie wystroić, ale stwierdziła, że wybrany przez nią zestaw jest raczej neutralny: ni to elegancki ni to codzienny. Zresztą było to pierwsze, co przykuło jej wzrok, gdy tylko zajrzała do garderoby, a ze swojego doświadczenia wiedziała, że im więcej czasu poświęca się na kontemplacje nad ubiorem tym gorzej. Wtedy żadna opcja nie wydaje się zadowalająca i po prostu marnuje się życie przebierając się z jednej kiecki w drugą czego próbowała uniknąć.
Kiedy tylko Griffin skierowała swe kroki do garażu miała przeczucie, że jak zwykle coś musiało pójść nie tak. Jej podejrzenia jedynie podsycał fakt, że dotychczas nie widziała Augustusa, który ostatnio przejawiał zbyt wielkie skłonności destrukcyjne. W rzeczy samej... Jej cudowny samochód, który niedawno wrócił z przeglądu teraz stanowił dosyć niepokojący widok. Wszystko zważywszy na fakt, że Griffin mogła dostrzec ślady jakichś magicznych płynów nieznanego pochodzenia, które wypływały spod podwozia, a całkiem zadowolony z siebie szop gryzł pewien niezidentyfikowany obiekt, który musiał wygrzebać z jej ukochanego Opla. Jednym słowem: niedobrze. Clarke wolała nie ryzykować odpalaniem silnika w aucie, któremu coś dolegało. Wolała oddać pojazd do fachowej oceny Reyes. Teraz jednak musiała wykonać inny bardzo ważny telefon.
- Tak? - odezwał się znudzony głos Lexy, która odebrała po krótkim sygnale oczekiwania.
- Hej - odpowiedziała blondynka i postanowiła od razu przejść do sedna. - Wiem, że miałam nas zawieźć, ale Gustus majstrował coś przy moim samochodzie. Mogłabyś przyjechać?
Przez chwilę Woods nie powiedziała ani słowa, aż w końcu westchnęła i oświadczyła jak zwykle swoim beznamiętnym tonem:
- Będę za pięć minut.
Przynajmniej nie miały kłopotu z transportem. Clarke chwyciła jeszcze szopa pod przednie łapki i uniosła tak, by przyjrzeć się jego mordce. Czarne ślepka Gusa wpatrywały się w nią z zaskakującą niewinnością jakby to nie on narozrabiał w garażu. Może to był jego bezgłośny sposób na przeproszenie? Taki słodki wzrok, który przenika aż do wnętrza twojej duszy... Zupełnie jak u Lexy. Griffin potrząsnęła głową na własne rozmyślenia. Szatynka z pewnością nie bawiłaby się częściami jej auta. Zresztą chyba nie powinna przypisywać jej posiadania maślanych oczek. Chociaż musiała przyznać, że pani weterynarz miała swój unikalny urok.
W kilka minut po wykonanym telefonie pod domem blondynki zatrzymało się dość dobrze jej ostatnio znane audi, a następnie rozległo się pukanie do drzwi. Clarke poszła otworzyć uprzednio jeszcze zerkając czy jej pupil nie demoluje salonu. Oczywiście widok, który zastała w progu sprawił, że na moment jej serce zabiło nieco mocniej. Lexa najwyraźniej sama nie chciała zdecydować się na zbyt wytworny strój. Do idealnie dopasowanych czarnych jeansów, podkreślających jej smukłą figurę ubrała elegancką białą bluzkę, na którą jednak zarzuciła skórzaną kurtkę. Co do butów - Griffin mogła podziwiać granatowe trampki marki Converse. Zupełnie jak przy ich pierwszym spotkaniu.
- Hej. Gus znów ci sprawiał problemy? - spytała, uśmiechając się delikatnie.
- Tak trochę - odparła, wycofując się na chwilę w głąb mieszkania, by chwycić swoją torebkę.
Lexa również przekroczyła próg, żeby zawołać do siebie futrzaka.
- Gustus! Chodź tu - kucnęła czekając aż szop radośnie do niej podbiegnie.
Zwierzak słysząc swoje imię natychmiast podreptał do pani weterynarz po czym zaczął pocierać swoimi przednimi łapkami, by potem wyciągnąć je w stronę Woods. - Miałeś być miły dla Clarke i jej się słuchać łobuzie.
Griffin z rozbawieniem patrzyła na tę rozczulającą scenkę, gdy zielonooka prawiła tyrady małemu stworkowi, który z każdym jej słowem w rozkoszny sposób ruszał swoimi uszkami. Zresztą w tej chwili nie mogła zaprzeczyć temu, że szatynka była faktycznie urocza.
- Uszkodził ci poważnie samochód? - spytała ją nagle Lexa, biorąc Gusa w ramiona.
- Nie wiem. Nie znam się na tym za bardzo. Jutro zadzwonię do przyjaciółki, która jest mechanikiem. Ona powie mi coś więcej - odpowiedziała, wpatrując się w postać pani weterynarz.
- Rozumiem... Powinnam ci jeszcze podrzucić tabletki na odrobaczenie dla Gustusa - dodała, odkładając w końcu zwierzaka na podłogę i prostując się. - Gotowa do drogi?
Clarke skinęła głową i udała się razem z Lexą do jej samochodu. Droga do miejscowego muzeum nie była aż taka długa. Jakimś cudem udało im się ominąć korki i znaleźć miejsce na parkingu niedaleko budynku. Woods wysiadła jako pierwsza, żeby otworzyć drzwi po stronie pasażera i pomóc swojej towarzyszce wydostać się z auta.
- Teraz proszę prowadzić, panno Griffin - zwróciła się do niej.
No tak. W końcu blondynka chciała wcielić się w rolę nauczycielki, która pragnie oświecić swoją uczennicę i pokazać jej piękno prawdziwego malarstwa.
Obcasy zastukały o bruk, gdy skierowały się do swojego miejsca docelowego. Już przy samym wejściu widoczny był mały tłum, który zapewne zebrał się, by podziwiać wieczorną wystawę. Szatynka westchnęła ciężko. Nigdy nie lubiła zbytnio zatłoczonych miejsc dlatego miała nadzieję, że w środku będzie mniej ludzi.

Lexacoon ✔Dove le storie prendono vita. Scoprilo ora