1. Rozdział 3: To jest biznes

12.7K 585 263
                                    

W poniedziałek Hermiona przyszła do pracy punktualnie. Ponownie spotkała się w windzie z Teresą Hunter. Kobieta spojrzała na dziewczynę jeszcze bardziej krytycznym spojrzeniem niż poprzednio. Panna Granger zarumieniła się pod wpływem jej wzroku. Nie czuła się zbyt pewnie w tym wydaniu, ale nie miała wyboru. Malfoy kazał, a ona musiała go słuchać. Kiedy winda otworzyła się na dziesiątym piętrze, obie z niej wyszły. Szatynka była pewna, że gdy wchodziła do swojego gabinetu, usłyszała szept pani Hunter, a jej słowa brzmiały zupełnie jak „Czego w tych czasach nie robi się dla pracy". Hermiona miała ochotę podejść do niej i powiedzieć jej, że nie wyglądała tak z własnej woli, ale powstrzymała się i nie zrobiła tego. Księgowa nie lubiła jej – z wzajemnością – i nie było sensu jej czegokolwiek tłumaczyć. Przecież jej i tak nic nigdy się nie podobało, więc czegokolwiek by nie zrobiła, zostałoby to przywitane niezadowoleniem. Tak więc bez słowa weszła do swojego gabinetu, przeniosła na swoje miejsce pracy kolorowe segregatory i zajęła się papierami, które dostała w piątek.

.*.*.*.*.

Draco wszedł do budynku swojej firmy. Nie przejmował się tym, że był spóźniony. Jako, że nie miał nikogo nad sobą i wszystko należało do niego, mógł swobodnie robić, co tylko zechciał. I, co mu się bardzo podobało, mógł się spóźniać, choć raczej tego nie praktykował. Wszedł do windy i za chwilę pojawił się na piętrze dziesiątym. Jeszcze zanim wtargnął do gabinetu swojej sekretarki, zdjął marynarkę, ponieważ było mu gorąco – w końcu w lipcu nie było o to trudno. Następnie nacisnął klamkę i pchnął drzwi. To, co zobaczył, cóż... Zadziwiło go. I to poważnie. Ale przecież po niej się tego spodziewać, w końcu Granger to Granger...

Kiedy wkroczył do środka, zastał Hermionę skupioną na papierach, które dał jej w piątek. Zdziwiła go ich ilość. Był pewien, że gdyby dał je którejkolwiek z jego poprzednich sekretarek, ta potrzebowałaby co najmniej tygodnia, aby się z nimi uporać. W dodatku, wykorzystałyby fakt, że się spóźnia i nie robiłyby kompletnie niczego. Przez głowę przeszła mu myśl, że może nie będzie aż tak żałował, że dał jej tą posadę... Draco cicho zamknął drzwi za sobą, po czym zaczął się jej przyglądać. Granger rzeczywiście wzięła jego słowa na poważnie. Ubrana była w ołówkową spódnicę podobną do tej, którą miała na sobie na rozmowie kwalifikacyjnej, tylko ta zaczynała się w talii i kończyła kilka centymetrów nad kolanem. Miała na sobie również letnią, białą koszulę, która została wkasana w spódnicę. Rękawy elegancko podwinęła do łokci. Jednak najbardziej Draco zdziwiły jej... włosy. Nie były napuszone, ani nawet kręcone tak jak zawsze, ale proste i gładkie. Więcej nie mógł dostrzec, ponieważ miała opuszczoną głowę. Blondyn zamierzał to szybko zmienić.

– Granger – zwrócił jej uwagę na siebie. Dziewczyna podniosła głowę. I wtedy Malfoy dostrzegł kolejną rzecz. Była umalowana. Jakimiś mazidłami, których nie znał, delikatnie podkreśliła oczy, a czerwoną szminką umalowała usta. A mimo to jej makijaż nie był ani trochę wyzywający. – Zrób mi kawy – nakazał.

Dziewczyna westchnęła ciężko. Szybko wsunęła na nogi szpilki,  których wcześniej Draco nie zobaczył, bo stały przy szufladach jej biurka. Zdziwiło go to, iż wcześniej nie dostrzegł, że siedziała z gołymi stopami.

– Oczywiście – mruknęła niechętnie.

Następna godzina minęła szybciej niż ktokolwiek mógłby przypuszczać. Kiedy blondyn spojrzał na swój drogi zegarek, który zawsze gościł na jego lewym nadgarstku, wskazówki pokazywały godzinę dziewiątą czterdzieści. Chłopak pospiesznie wstał z fotela, upił ostatni łyk kawy, po czym szybko zebrał wszystkie potrzebne mu rzeczy. Wyszedł z gabinetu. Już miał wyrwać Granger ze skupienia, oznajmiając, że już czas, by wyjść z firmy, kiedy zauważył, że znowu siedziała bez butów. Nie wiedząc czemu, wcale go to nie zdziwiło. Nie mająca życia prywatnego i wiecznie siedząca w bibliotece Granger nie mogła się przyzwyczaić do noszenia obcasów, szczególnie tak wysokich. Wcale by go nie zdziwił fakt, gdyby się okazało, że nawet na randki chodziła w trampkach... O ile chodziła na randki... Blondyn głośno chrząknął. Dziewczyna podniosła na niego pytający wzrok. W ramach odpowiedzi, wyciągnął lewą rękę, na której widniał drogi zegarek i sugestywnie postukał w niego palcem. Szybko wstała, wygładziła spódnicę i wsunęła stopy do butów. Kilkoma sprawnymi ruchami zebrała segregatory zalegające na biurku w jedną stertę, po czym podniosła swoją torebkę i ruszyła w stronę Malfoya, który w tym czasie zdążył już wyjść na korytarz i z jawnie znudzoną miną, mającą pokazać jej, że ślimaczy się, stał oparty o drzwi. Szatynka szybko wyszła z pomieszczenia. Po chwili wydostali się z gmachu firmy.

Pełnia szczęścia | DramioneWhere stories live. Discover now