Porwanie #1

716 33 3
                                    

Autorki

Bibi-senpai

Essil_the_Silver

Rano, gdy słońce wzeszło nad moim domem, obudziły mnie jego ciepłe promienie. Wstałem i prawie natychmiast udałem się nad złote jezioro. Jego nazwa pochodziła od złotych rybek mieszkających w nim. Bardzo lubię na nie patrzeć. Położyłem się na jednym z kamieni i wlepiłem wzrok w wodę. Była taka przeźroczysta. Obserwowanie typowego życia złotych rybek należało do moich ulubionych zajęć. Niestety, tego dnia nie było mi dane cieszyć się długo tym widokiem. W pewnym momencie została na mnie narzucona siatka łowiecka. Kilkoro mężczyzn mnie w nią zaplątało. Próbowałem się z niej uwolnić, niestety bez skutecznie. Gdy stwierdzili że za bardzo się szarpie, odurzyli mnie jakimś zielskiem i straciłem przytomność.

***
Gdy się ocknąłem, siedziałem związany przy wyjściu z jakiejś jaskini która znajdowała się na wysokiej górze. Na widnokręgu dostrzegłem jezioro Zachodzącego Słońca, więc mogłem w przybliżeniu określić gdzie się znajduje. Gdy zdałem sobie sprawę ze swojej lokalizacji, przeszły mnie ciarki. Siedziałem przed jaskinią Legendarnego Władcy Demonów. Rozejrzałem się. Przede mną stały konie a w jaskini siedzieli ci mężczyźni którzy mnie porwali. Oprócz mnie nie było tam żadnych magicznych istot, na szczęście. W pewnym momencie usłyszałem głos jednego z nich że ,,Nasza księżniczka wstała.'' Podszedł do mnie chwiejnym krokiem i przewrócił się koło mnie. Reszta zaczęła się śmiać. Bardzo się bałem. Gdy chciałem się go zapytać czy nic mu nie jest, on zaczął całować moją nogę i wsunął dłoń pod moją tunikę. Zacząłem wierzgać nogami, za co zostałem ukarany uderzeniem w twarz. Ból był tak ogromny że napłynęły mi łzy do oczu. Wtedy inny krzyknął żeby tamten mnie przyniósł to nauczą mnie pokory. Ten mnie siła podniósł, przerzucił przez ramie i ledwo trzymając pion zaniósł do reszty. Tam rzucił mnie na ziemie a ja zacząłem krzyczeć i błagać o litość.

Jestem stary. O wiele za stary żeby mogły mnie bawić takie drobiazgi jak tortury, dręczenie, strasznie, przywołania, sekty, mordowanie czy tworzenie i obalanie imperiów. Takie rzeczy są dobre dla dzieci, ewentualnie młodzieży do 500 lat. Mi minęło kilka tysiącleci temu. Znudziłem się. Zająłem się polityką i walką o władzę. Przy okazji chyba zapracowałem sobie na miano legendy chociaż właściwie nie wiem czym. Odciąłem się od tego jakieś 2 tysiące lat temu. Od tego czasu robię różne rzeczy. Eksperymentowałem z różnymi rodzajami magii, stworzyłem parę potworów i paru bohaterów. Miałem kilku uczniów. Znam kilkadziesiąt języków przeczytałem tysiące książek. Jakieś 200 lat temu znudziłem się i tym i zawędrowałem tutaj. Milutkie miejsce odcięte od ludzi. Bo szczerze ludzie mnie bardzo rozczarowali. Uparcie trwają w ciemnocie i nie chcą zaakceptować ani magii, ani nauki. Przy czym żyją tak krótko że ciężko się z nimi zadawać. Kiedyś się kumplowałem z takimi paroma... Cleo była fajną dziewczyną, jedyną co mi kosza dała dla tego jej Antka. Na dobre jej to nie wyszło, ale taka kolej rzeczy. Potem był jeszcze Napoleon, ale nie chciał słuchać mądrych rad... właściwie tym jednym człowiekiem z którym dało się pogadać był Einstein. Po jego śmierci straciłem zainteresowanie ich światem. Nie sądzę żeby mieli szanse na jakikolwiek rozwój przez następne tysiąclecie.
Ostatnio łażę po elfim lesie (jakikolwiek on nazwę nosi) i ćwiczę sobie przemiany. Dawno, dawno temu założyłem się z jednym smokiem że nauczę się latać. Teraz mam na to czas i teoretycznie mi się udało... tyle że wątpię by smok zaakceptował przemianę w pszczołę. Tej nocy dałem sobie spokój. Spacerowałem jako wilk. Jak zwykle przyczepił się do mnie Kieł. Taki mój mały szczeniaczek, prawie udomowiony pies. Polowaliśmy razem, obiegliśmy za jednorożcem jezioro kilka razy, aż w końcu zmęczony wróciłem do mojej jaskini. Znaczy nie do końca mojej... Nazywają ją jaskinią legendarnego demona i z tego co wiem chodzi o takiego jednego Morgotha co tu został stracony a jego moc zapieczętowana. Tamtego nie znałem dobrze, jakiś czas był naszym królem. Dlatego tam mieszkam, bo się inni z daleka trzymają i nikt w biały dzień nie hałasuje. No i są sprzyjające warunki do uprawiania magii.
Zasnąłem natychmiast po powrocie. Obudziły mnie wrzaski jakiegoś dzieciaka. Dosłownie w moim przedsionku. Cholerni ludzie. Bo kto inny mógłby być na tyle głupi żeby tu przychodzić w dzień?!? Kilku kompletnie pijanych mężczyzn przytaszczyło tu elfiego dzieciaka i chyba zamierzało go zgwałcić. Ciekawe. Można by popatrzeć... Dzieciak rzucał się i wrzeszczał niemiłosiernie. Nie znoszę hałasu. Zwłaszcza o takich ludzkich porach. Ehh... a co mi tam? Pobawię się w bohatera i wybawcę.
-Wystarczy. - wymruczałem z ciemności, magicznie modyfikując głos by wwiercał się w myśli. Ludzie zaskoczeni zaczęli się rozglądać. Zmaterializowałem się jako czarnoksiężnik w eleganckiej czarnej pelerynie. Grzecznie poprosiłem ich o opuszczenie mojej jaskini ale jak wiadomo po ludziach ciężko spodziewać się instynktu samozachowawczego. Dwóch sprawiało wrażenie że chce się na mnie rzucić, więc ich spopieliłem. Trzeciemu rozwaliłem głowę moim acrchi, czwartego przekląłem tak, że przemienił się w chrząszcza. Piąty wyjął jakiś dziwny kawałek metalu i zdawało się że mi groził... parsknąłem śmiechem i przygotowałem kolejne zaklęcie. Człowiek strzelił. Huknęło. Kilkukrotnie. Dziwne kule przeszyły mi płuco, ramie, trzy trafiły w brzuch, a dwie przedziurawiły serce. Zabolało, ale zachwiałem się raczej ze zdziwienia. Jak zwykły człowiek mógł mnie zranić??? Mój szok trwał całe dwie sekundy. Potem zaklęcie pioruna zmieniłem w klątwę firdz... Wystarczy że powiem że to bardzo długa i bolesna śmierć. Koniec. Ludzie nie stanowili już zagrożenia. Sprzątnę wieczorem. Teraz... Przypomniałem sobie o elfiątku. - Wszystko w porządku, słodka pani? - ukłoniłem się dwornie i po raz pierwszy przyjrzałem się uważniej nimfowi. Rzeczywiście całkiem był słodki, tak niewinnie zapłakany w podartej tunice...

Jak kwiat bez wody [YAOI]Donde viven las historias. Descúbrelo ahora