Porwanie #2

330 26 0
                                    

Poczułem dziwne ukłucie w sercu kiedy demon wyszedł. Także wstałem, a Kieł wyprowadził mnie z jaskini. Spojrzałem na widnokrąg. Miałbym zostawić całą tą krainę by uczyć się magi? Wiedziałem że to głupie, ale było coś w tym demonie co nie pozwalało mi go zostawić. Poszedłem powoli do mojego ''domu'' który był zwykłą jaskinią za wodospadem. Przebrałem się, zabrałem wszystko co miałem, czyli kilka tunik i naszyjnik matki, i wyszedłem. Nie było mi nawet żal. Czułem że w moim życiu coś się zmienia na lepsze. Niestety, jestem pechowym stworzeniem. Gdy byłem w samym centrum lasu, wpadłem we wnyki. Ból był przeokropny starałem się je otworzyć, ale nie miałem siły. Zacząłem płakać, a potem wołać o pomoc. Gdy zdarłem sobie już gardło i upadłem bez sił na ziemie, usłyszałem kroki. Podniosłem się, mając nadzieje że jednak mnie ktoś usłyszał, lecz moim oczom ukazały się 3 sylwetki kłusowników. Wyciągnęli moją nogę z pułapki i zawlekli do wozu. Tam wrzucili mnie do klatki gdzie było już kilka innych stworzeń. Wsiedli na wóz i gdzieś pojechaliśmy. Po dość długiej drodze wyjechaliśmy z lasu i byliśmy u stóp góry Władcy Demonów. Wtedy usłyszałem rozmowę:
-Jesteś pewny żeby tu spędzić tę noc?
-Jasne, a co, boisz się?
-Nie, ale... chodzą plotki że tu mieszka Legendarny Władca Demonów.
-I co w związku z tym? To tylko kolejny okaz w naszej klatce. Ha ha ha ha.
Żeby się tylko nie zdziwił. Gdy wjechaliśmy na górę, oni zeszli z wozu i weseli do jaskini. Klatka stała dokładnie na przeciwko wejścia, a ja bacznie obserwowałem mężczyzn. Modliłem się w duchu by nie znaleźli wrót które miały zostać otwarte dla mnie. Wszystko moja wina. Gdybym wtedy odszedł, nie narażał bym demona na takie niebezpieczeństwo. Łzy napłynęły mi do oczu. Gdyby nie ja nic by mu ne groziło. Przeniosłem się pod przeciwległą ścianę klatki. Wtedy zobaczyłem w krzakach wilko... nie, to był Kieł. Zawołałem go po cichu, a gdy podszedł, przyciągnąłem do siebie i szepnąłem mu do ucha żeby zaopiekował się demonem i żeby mu o tym na razie nie mówił. Gdy skończyłem, puściłem zwierzaka. Wtedy usłyszałem krzyk jednego z mężczyzn:
-Co ty tam robisz?!
Odwróciłem się gwałtownie w jego stronę. Ten już biegł w naszą stronę... nie, on biegł w stronę Kła. Gdy się odwróciłem w stronę wilka, na szczęście już go nie było.

Odszedł, ale byłem pewny że wróci... Zająłem się tą dziwną bronią ludzi. Wyglądało na to że jednak osiągnęli jakiś rozwój. Fajnie. Będzie się czym bawić. Rozłożyłem zabawkę na czynniki pierwsze. Potem poskładałem z powrotem. I tak kilka razy, aż już wiedziałem jak to działa. Fajna zabawka. Strzela metalowymi kulkami. Kto by pomyślał że może być niebezpieczna? Zacząłem się bawić w strzelanie. Około południa coś się pojawiło w jaskini. Czyżby elf już wrócił? Mało prawdopodobne. Strzeliłem. Chłopak wrzasnął. Nicholas.
- Tak się wita kumpli, debilu?!?
- Tylko ciebie, skarbeczku. - mruknąłem słodko. Rudzielec rzucił we mnie nożem. Uchyliłem się, przywołałem miecz. Kolejny nóż drasnął mnie w rękę, dwa następne odbiłem. W końcu Nicholas dobył miecza i rzucił się na mnie. Walka trwała kilka minut. W końcu złapałem go za rękę i wykręciłem mu ją. Przyłożyłem mu jego nóż do gardła. Znieruchomieliśmy na kilka sekund. Śmiechem wybuchnęliśmy jednocześnie. - Fajnie cie widzieć. - poczochrałem mu włosy, barwiąc je krwią. - co zaś nabroiłeś?
-Ja? A może po prostu chciałem się z tobą zobaczyć? - udał oburzenie.
- Ty? Nie sądzę. Gdzie i kiedy ta apokalipsa?
- hmm... tak trochę tu. Zaraz. Przypadkiem nasłałem na ciebie Łowców. Nie śmiej się, są od Carlosa. Niebezpieczni.
- Przypadkiem ich tu nasłałeś? Ile ja mam? 5 lat żeby w to wierzyć? Zwabiłeś ich tutaj żebym ci pomógł ich wykończyć. Da się zrobić. Idź ich pilnuj, daj znać jak się zbliżą....
- Co planujesz?
- Niech przyjdą. Spuszczę Krakena.
- A on nie jest przypadkiem bardziej niebezpieczny niż łowcy?
- Oczywiście że jest. To mój ulubieniec. Zabija wszystko na swojej drodze.
-Zapanujesz nad nim?
-Mnie nie ufasz?
- Niezbyt. Znikam stąd jak tylko wymknie się spod kontroli.
- Nikuś. Ja cię przecież znam. Znikniesz dużo wcześniej. Liczę tylko na to że powiesz jak zaczną się zbliżać.
- Spotkamy się tutaj godzinę przed zmierzchem. - skłamał.
- Weź spadaj. - mruknąłem. Uciekł. - Kieł! Znajdź Hanę. Przypilnuj go.
Odesławszy obu wróciłem do zabawy tą dziwną ludzką bronią. Zbyt wiele razy Nicholas wkręcał mnie w takie akcje, żebym miał się teraz przejmować. Zabawę z Krakenem mam dokładnie przećwiczoną. Problemem mógł być jedynie Hana, ale ufałem Kłowi. Trzeba czegoś więcej niż kilku Łowców żeby go okiełznać. Zmierzch nadszedł szybko. Nicholas się nie pojawił. Raczył jedynie wysłać mi lakoniczną wiadomość. "Zbliżają się. Zjawię się później. Złapali twoją zabawkę." Hana. W pierwszym odruchu chciałem biec mu na ratunek i pozabijać ich wszystkich gołymi rękami. Ryzykowne i głupie. Szlachetność może zabijać ale tylko szlachetnych. Muszę zapomnieć. Zignorować. Małe szanse by wiedzieli że to mój elf. Nadeszli. Nie było ich wielu. Nie byli doinformowani. Gdyby byli nie ryzykowaliby. Szukali Morgotha. Był on naszym królem bardzo długo. Po Assticie i przed Lucyferem. Cenna zdobycz. A ja... pokonałem go. Z łatwością. Kilkanaście razy. Tak jak każdego innego króla z moich czasów. Naprzykrzali się. Ja nie jestem aż tak potężny. Jestem po prostu niezniszczalny. Potrafię przetrwać bez serca i każdego innego narządu. Przeżyłem spalenie żywcem, pogrzebanie żywcem, utopienie, rozczłonkowanie, wiele otruć oraz de-kapitulacje. Jedynie co to poszatkowanie mogłoby być problematyczne. Chyba. Zatrzymali się pod moją jaskinią. Obserwowałem ich jako cień. Przemiana bezpostaciowa jest prosta, ale ryzykowna. Ale ja jestem mistrzem. Było ich dziesięciu. Siedmiu weszło do jaskini. Upewniłem się, że znajdą wejście i przywołałem Kła. ~Zanim go znalazłem, już go złapali.~ zaczął się tłumaczyć. -Rozpraw się z tymi tutaj, uspokój dzieciaka i spotkajmy się przy Moraę Givstrą. Nie chcę, żeby tu był, jeśli Kraken się wymknie spod kontroli. Wróciłem do jaskini i zapieczętowałem ją od środka. W tym samym momencie Kieł zaatakował Łowców po drugiej stronie. Wypuściłem Krakena.

Spojrzałem w stronę jaskini. Albo mi się wydawało albo ludzie będący w środku nie mogli z niej wyjść. Wtedy przybiegł Kieł i rozszarpał kraty. Wyszedłem jako pierwszy a ten mnie szarpnął w stronę przeciwną do jaskini.
-A co z mistrzem?-krzyknąłem, ale wilk nie zważając na nic wziął mnie na swój grzbiet i pobiegł gdzieś przez las. Po długiej drodze zatrzymał się przy Cmentarzysku Wyklętych. Ruiny starej świątyni u stóp której spoczywały największe mety świata magicznego. Poczułem ukłucie w sercu. Czy Kieł mi chciał coś powiedzieć o demonie? Czyżby... Nie, to nie możliwe. Wszedłem miedzy nagrobki szukając tego właściwego. Nie umiałem go jednak znaleźć. Po kilku godzinach usłyszałem dopiero głos Kła. Zadziwiło mnie to trochę ale wróciłem do niego. Widok który zobaczyłem o mało nie zwalił mnie z nóg. Koło wilka stał... mój mistrz demon. Pobiegłem do niego i mocno się do niego przytuliłem.
-Dzięki Bogu! Ty żyjesz!-załkałem. Po chwili dopiero zrozumiałem co zrobiłem. Puściłem demona i odsunąłem się.-Przepraszam.-powiedziałem speszony.

Jak kwiat bez wody [YAOI]Donde viven las historias. Descúbrelo ahora