Grobowiec

297 23 2
                                    

Kraken, jak wiadomo jest istotą dragonidalną (smokopodobną), zwany również podziemnym smokiem. Jego słabością jest słońce, brak mózgu i smocza stal, którą dysponują właściwie jedynie smoki i smokobójcy. Łowcy nie mieli ani smoczej stali, ani słońca. Nie trwało to długo.Okiełznanie Krakena było troszeczkę trudniejsze, ze względu na to, że ja również żadnym nie dysponowałem. Przez ułamek sekundy uwierzyłem że jest groźnie. Potem jednak Astoria nie wytrzymała. Stanęła między mną a bestią, a jej spojrzenie wystarczyło by Kraken spotulniał. Zaklinaczka. Jedna z umiejętności których zamierzam nauczyć elfa.
- Cześć, piękna. - uśmiechnąłem się do niej. Astka prychnęła. Jest ładna i potężna. Dużo młodsza ode mnie ale i tak już stara. Ma powodzenie ale jest zbyt apodyktyczna i przerażająca żeby być w stałym związku. Duża śmiertelność wśród jej kochanków też może mieć coś na rzeczy. Niby ją lubię, można na nią liczyć. Ale z całą pewnością się jej obawiam. Mam nadzieję że z wzajemnością.
- Nie zdziwiony? - zapytał zza moich pleców Katio. Były chłopak. Przystojny i w ogóle fajny, ale nie byliśmy sobie przeznaczeni. Co nie zmienia faktu że ciągle się do mnie klei.
-Jak mam być zdziwiony kiedy posyłacie do mnie z ostrzeżeniem Nikiego. On najchętniej nasłałby na mnie tych łowców bez ostrzeżenia i obstawiał kto wyjdzie żywy, żeby go dobić.
Katio zaśmiał się i pocałował mnie.
-Masz wolny wieczór? - zapytał uwodzicielsko.
- Nie mam. I przypominam że to ty ze mną zerwałeś. 300 lat temu.
-Z tamtym chłopcem to poważnie?
- Monitorujecie mnie? Nie wiem. - powiedziałem szczerze.
- Będzie uczniem. Przekażecie rekomendację Radzie? - spojrzałem na Astkę.
- Dasz się przyjrzeć to zobaczymy. Po co ci uczeń?
- Standardowo. Wyhoduję, pomogę się rozwinąć i przejmę moc.
- Bo ktokolwiek ci uwierzy. - parsknął Katio.
- Dobra skarbeczki. Nie wnikam w szczegóły ale posprzątajcie po sobie. Ja się chwilowo przeniosę do Moraę Gistrą.
- To nie Twój teren - zauważyła Astoria.
- Dymitra. I jego bandy. Wszyscy co do jednego mają u mnie długi. Mój teren.
- Jak wrócić to mamy do pogadania.
- Powodzenia z elfem. Ładniutki... jakby ci się znudził to...
- Nigdy i doskonale o tym wiesz.
Podróż do cmentarzyska Moraę nie była długa. Hana łaził między grobami jakby czegoś szukając. Czyżby mojego nagrobka? Nie ma tak łatwo. Mój grób jest w drugiej części świata. Ukryty bardzo dokładnie. Na tym cmentarzu elf wyglądał jakoś tak cudownie smutno pięknie i melancholijnie. Aż zaparło mi dech. Po chwili zauważył mnie i rzucił mi się w ramiona z dziecinną ufnością. Rozbrajająco słodki. On naprawdę się cieszy że żyję. Kiedy po tej krótkiej chwili szczerości skulił się w sobie i zaczął się jąkać przepraszając wziąłem go na ręce i zaniosłem do kaplicy. Wydałem wampirom telepatyczny rozkaz by nam nie przeszkadzano. Zeszliśmy do krypty potem niżej w lochy i piwnice aż w końcu korytarz stał się czysty i zadbany. Podziemne królestwo. Wreszcie znaleźliśmy się w sypialni. Drzwi zapieczętowane od środka. Ściany wyciszone. Nikt nie mógłby nas posłuchać ani przeszkodzić.
- Hana. - wymówiłem jego imię jak umiałem najczulej. Postawiłem chłopaka na ziemi i ciągle go obejmując uklęknąłem przed nim. Zmusiłem by patrzył mi w twarz. - Hana. Słodziutki. - cały czas przyciągałem jego ciało do mojego. Brodę opierałem o jego klatkę piersiową,dłonie moje wędrowały po plecach poniżej jego talii. I po pośladkach. - Hana. - powtórzyłem po raz trzeci. - Nie musisz się mnie bać. Nie musisz się bać niczego bo ja cie ochronię. I o mnie też nie musisz się bać. Żyję dłużej niż możesz sobie wyobrazić. Jesteś bezpieczny Hana. Wierzysz mi? - zapytałem po czym nie dając mu czasu na odpowiedź pocałowałem jego miękkie usteczka. Całowałem długo i łagodnie ale nie dałem mu szansy by się cofnął. - Powiedz mi Hana... Kogo przed sobą widzisz? - zapytałem ciągle go przytulając, na klęczkach.

Gdy tak stałem, złapał mnie i podniósł, po czym zniósł do kaplicy. Wnętrze było mroczne i przerażające, ale nie odczuwałem strachu, bo on tam był. Docelowo znaleźliśmy się w dużej, biało-szkarłatnej sypialni z ogromnym łóżkiem, na którym leżały dwie białe poduszki i kołdra, w kolorze nadmiernej czerwieni. Gdy wymówił moje imię, tak czule, myślałem że serce mi wyskoczy. Postawił mnie na ziemi i ciągle mnie obejmując, uklęknął przede mną. Byłem speszony więc chciałem odwrócić wzrok ale on mi na to nie pozwolił. Znów wypowiedział moje imię. Poczułem jak jego ręce wędrują po moich plecach i opiera brodę o mój tors. Byłem w niego zapatrzony, tonąłem w jego oczach i modliłem się by nie przestawał. Gdy jego ręce zjechały na moje pośladki, kolana mi się ugięły i poczułem motyle w brzuchu. Obawiam się że gdyby mnie nie trzymał, skończył bym na ziemi. Znowu wypowiedział moje imię, po czym zaczął mówić żebym się nie bał o siebie i o niego. Na koniec zapytał czy mu wierzę, jednak zanim zdążyłem odpowiedzieć, wpił się w moje usta. Gdy się rozłączyliśmy, zapytał kogo przed sobą widzę. Ująłem jego twarz w moje dłonie.
-Widzę... pierwsza istotę w moim życiu... dla której chyba coś znaczne. Znaczy prócz mojej rodziny.-nie wiem skąd, ale po policzkach wpłynęły mi łzy-Przepraszam za to.-powiedziałem opierając łzy.-Chcę tylko żebyś wiedział że ufam ci bezgranicznie i będę bardzo szczęśliwy jeżeli zostaniesz całym moim światem.-musnąłem lekko jego usta.-Proszę, uczyń mnie swoją własnością. I obiecaj że mnie nie porzucisz.-teraz mój głos się załamał. Przytuliłem się do niego.-Chcę żebyś był moim jedynym wspomnieniem. O niczym innym nie chcę pamiętać.-szepnąłem mu do ucha.

Na wszystkie piekielne odmęty! W życiu nie widziałem takiego masochisty!
...
Nawet ja nie jestem na tyle okrutny by go uświadomić że na razie jest tylko zabawką.
Niedługo zacznie coś dla mnie znaczyć. Po tylu tysiącach lat i związków, wiem kiedy spotykam kogoś kto skradnie mi serce.
Gdyby tylko nie był aż tak całkiem bezbronny. Od dawna nie spotykałem się z kimś kto by tak wierzył moim słowom. Przez niego mam wyrzuty sumienia.
- Hana. - westchnąłem nieco się odsuwając. - Nie utrudniaj, proszę. Ja naprawdę bardzo się staram żeby cię nie skrzywdzić. Naprawdę się staram. Nauczę cię o siebie zadbać. Magii i czarów. Będę w stanie obiecać ci przyjaźń. Ale w miłość od bardzo dawna nie wierzę. To nie przetrwa. A patrząc na ciebie obawiam się, że zostawienie cię byłoby równoznaczne z zabiciem cię. Jestem w stanie ryzykować złamanym sercem. Ale twoim życiem?

Kompletnie nie rozumiałem o co mu chodzi. Co ja utrudniam, jak, i czemu chce mnie skrzywdzić? O co tu właściwie chodzi?
-Wybacz, ale nie rozumiem.-mówiłem chłodno.- W jaki sposób ci cokolwiek utrudniam? A co do mojego życia, po prostu mnie zabij jak ci się znudzę albo stwierdzisz że nie tego po mnie oczekiwałeś. Wole umrzeć z twojej ręki niż znów się plątać po tym świecie ze złamanym sercem.-UPSSSSS... Hana, chyba się zagalopowałeś. Poczułem jak się rumienie.-A tak właściwie, jak ty się nazywasz?

Hmmm. Dzieciak naprawdę nie ma bladego pojęcia o demonach. Co nie dociera kiedy mówię że nie chcę jego śmierci?!?
Westchnąłem. I co ja mam z nim zrobić? Takie naiwniutkie zwierzątko. .. urocze i totalnie nie przystosowane do życia
Jego smutne oczy... drobne ciałko... ale przecież jeśli choć raz go posiądę, dla niego prędzej czy później skończy się to tragicznie.
Próbuję być troskliwy. Opiekuńczy.
Ale to nie leży w mojej naturze.
- Nie masz nic rozumieć. To po prostu nie wyjdzie. Prędzej czy później się skończy.
Będę cię mieć na sumieniu, a nie chcę tego
- Zależy mi dzieciaku. Bardziej niż powinno. Nie jestem przyzwyczajony do mówienia o uczuciach... w ogóle do mówienia prawdy. Wiele razy cię zranię. Nie wiem czy kiedykolwiek będziesz ze mną szczęśliwy. Mam wiele imion. Przeżyłem setki żyć. Będziesz jednym z setek. Kiedyś prawdopodobnie zapomnę że w ogóle istniałeś. Wiem że tak będzie. Więc ciężko mi się angażować. Rozumiesz to?

Jak kwiat bez wody [YAOI]Where stories live. Discover now