XV

1.6K 202 40
                                    

Talerz z kanapkami leżał przed nami na środku stołu. Wosk ze świecznika spływał na podstawkę, a ogień oświetlał tylko nasze twarze. Po jakichś pięciu minutach patrzenia na siebie w końcu zdecydowałem się odezwać.

- Z czym zrobiłeś?

- Co?

- Kanapki.

- Och, oczywiście... Z serem i pomidorem. Może być?

- Mhm.

Sięgnąłem po jedną i zacząłem jeść. Po krótkiej chwili Dipper do mnie dołączył.

- Dobre, nie?

- Bafo.

- Nie mówi się z pełnymi ustami.

- Efff tfam.

- Ech...

Dipper westchnął i zaczął sobie wyłamywać palce pod stołem.

Chyba myślał, że nie zauważę.

- Dipper, przestań.

- Co?

- Denerwujesz się czymś i próbujesz to ukryć.

- Psycholog się znalazł! - prychnął i odwrócił głowę. Nie chciał na mnie patrzeć.

- Co ci jest?

- Absolutnie nic, Bill.

- No dobrze - zrezygnowałem. Tak jak myślałem, chłopak się zdziwił.

- Odpuszczasz mi? Ty?

- Tak.

Zabolało go to. Bardzo, ale niczego nie okazywał.

- To... Chyba lepiej będzie, jak wrócisz do swojego wymiaru. Popełniłem błąd.

- Teraz o tym myślisz.

- To nie było pytanie, prawda?

- Tak.

- Ja... Nie powinienem cię w to mieszać. Ożywienie cię było złym pomysłem. Muszę...

- Dipper - oparłem się na łokciach i przechyliłem przez stół. Zmusiłem chłopaka, żeby patrzył prosto w moje oczy. A potem spytałem:

- Co czujesz, kiedy na mnie patrzysz?

Wstrzymał oddech.

- Czuję coś dziwnego.

- Jak mógłbyś to opisać?

- Mimo że ta cała mikstura przestała działać, ja nadal... - przejechał opuszkami palców po moich kościach policzkowych. A potem cofnął dłoń, a jego źrenice zmniejszyły się. Wyglądał jak przestraszona zwierzyna widząca przed sobą lufę strzelby.

Mam ochotę cię popieścić.

- Dipper...

- Nie. To byłoby... Tych myśli nie było.

- Były. Przecież słyszałem.

- Nie... - Dipper pokręcił głową i próbował wstać. Nie udało mu się to jednak. Ponieważ chwyciłem jego rękę i zostawiłem na jego ustach najmilszy pocałunek, jaki kiedykolwiek zrobiłem.

Po tym wszystkim, co mnie tu spotkało... Nie miałem już żadnych hamulców. 


                                                                         ***

Jego usta na moich. Krótka chwila, ale wystarczyła. Świecznik przewrócił się i obrus zaczął się palić, ale miałem to gdzieś. Pogłębiłem pocałunek, prosząc o więcej. Zrozumiał moją prośbę. Tak samo jak zapalił, tak samo jednym ruchem ręki zgasił ogień. Oboje jednocześnie wstaliśmy, patrząc na siebie z rozbawieniem. Bill wyciągnął rękę w moim kierunku, a ja bez wahania ją ująłem. Pobiegliśmy na piętro jak dwie koleżanki ze szkoły, które dopiero się odwiedziły. Niesamowicie nas to bawiło, ale kiedy drzwi sypialni zamknęły się za nami mina mi zrzedła.

Bo była tam Mabel.

- Przyszłam zobaczyć, dlaczego nie stawiłeś się na porannym apelu - powiedziała chłodno.

- Jakim apelu?

- Dziś rano był komunikat online. Ale nie dziwię się, że nic nie słyszałeś. Byłeś zbyt zajęty... - przeniosła wzrok na Billa i dodała: - Dalej mu nie wybaczyłam tego, że obraził Nabokiego. Pamiętaj, że masz stawić się w sądzie.

- Mabel, daj już spokój. - Blondyn wywrócił oczami, zniecierpliwiony. - A ten apel... To coś ważnego było?

- Nie z tobą rozmawiam. Dipper, nic mu nie powiedziałeś? - otworzyła usta, ale w porę jej przerwałem.

- Nie. Mabel, ja sam mu powiem.  Nie mieliśmy prądu, więc internet też wysiadł. A co się stało?

Siostra odetchnęła kilka razy głęboko, potem spojrzała na mnie, na Billa, potem za okno, potem na sufit, potem na swoje nogi. A na koniec znowu odetchnęła.

- Stanford Pines chce nas widzieć. Więcej nie powiem.

Ruchem głowy wskazała na jasnowłosego, który wciąż trzymał moją dłoń. Zapomnieliśmy je rozłączyć, po prostu jak weszliśmy tak staliśmy. Teraz jednak próbowałem poluźnić uścisk, ale Bill jeszcze mocniej ścisnął moją dłoń. Napotkałem jego stanowczy wzrok.

- Puść. - Powiedziałem, patrząc na niego błagalnie. - Później wszystko ci wyjaśnię. Obiecuję.

Przez chwilę mierzyliśmy się spojrzeniami, aż w końcu czoło Ciphera się wygładziło. Poluźnił uścisk, a ja uśmiechnąłem się do niego. Byłem mu naprawdę wdzięczny za to, że nie stawiał oporu.

- Dzięki. Zostawiłbyś nas teraz samych?

- Okej. Posprzątam po... - zamyślił się. Podobnie jak ja nie wiedział, jak nazwać jedzenie w środku nocy. W końcu wybrnął. -... posiłku.

- Przykro mi - szepnąłem, ale odpowiedział mi tylko odgłos zamykanych drzwi. Zostałem sam na sam w pokoju z siostrą, która była mi coraz bardziej odległa. Z przykrością zauważyłem, że już z Billem dogadywałem się lepiej niż z nią. Mabel zmieniła się po tej całej sprawie z zniewoleniem demonów. Nie podzielała moich poglądów i przez wiele stuleci próbowała znaleźć mi odpowiedniego, "posłusznego" demona. Tak, stuleci - ponieważ staliśmy się nieśmiertelni. Długa historia.

- Lubisz go? - spojrzała na mnie, a jej oczy nie wyrażały żadnych emocji. Już dawno temu nauczyła się tego, jak powinna ze mną rozmawiać.

- Tak. I nie przeszkadza mi to, że jest inny - podkreśliłem ostatnie słowo.

- Rozumiem. Przejdźmy do konkretów. - Dziewczyna odetchnęła i zaczęła mówić. Starałem się skupić na jej słowach, ale ze zdziwieniem zauważyłem, iż kompletnie nie mogę. Cały mój organizm był pobudzony. Był nastawiony na przyjemność i relaks. Mimowolnie poczułem mrowienie na całym ciele.

Mabel, skończ pierniczyć. Ja chcę Billa.

O, to miłe- usłyszałem w głowie głos chłopaka. No tak, telepatia.

- Co się tak szczerzysz? - Mabel przerwała swój monolog i spojrzała na mnie z dezaprobatą.

- Nie, nic... A więc mówiłaś, że on... - zaimprowizowałem.

- No tak, wujek chce nas widzieć. Chce z nami pilnie porozmawiać, ponieważ wykrył sposób na ulepszenie lekarstwa, które zniewala demony. Potrzebny mu jednak obiekt doświadczalny. Demon, który jeszcze nie był badany i szczepiony. Krótko mówiąc... - uśmiechnęła się do mnie tak promiennie, że aż mnie zemdliło. - ... potrzebny mu jest twój demon, bro.

I wtedy moje serce, tak szczęśliwe i wyluzowane, zatrzymało się na krótki moment.


Prove It /billdip/Où les histoires vivent. Découvrez maintenant