- Lili, mówię ci kolejny raz! Nie zgadzam się na to! - krzyknął zdenerwowany Matt.
Był wtorek. Od soboty ciągle się kłóciliśmy. Ja nalegałam na wizytę w tej knajpce rodziców Liama, jednak Espinosa nie zamierzał mi towarzyszyć.
- Ale, Matt, ja muszę tam iść - jęknęłam, kierując się w stronę stołówki.
- Nie, Lili, nie możesz. To jest zbyt niebezpieczne, nie rozumiesz tego? - westchnął i otworzył przede mną drzwi.
- W takim razie pójdę sama - postanowiłam stanowczo.
- Nawet nie waż się tego robić - zagroził.
- Bo? - Uniosłam brwi.
- Bo powiem twojemu chłopakowi o twoich poczynaniach - oznajmił, a ja otworzyłam usta ze zdziwienia.
Matt natomiast uśmiechnął się szyderczo i triumfalnie, po czym usiadł na ławce obok Madison, tym samym zostawiając mnie w pełnym osłupieniu. Obudziłam się nagle i podbiegłam do nich. Przywitałam się przelotnym pocałunkiem z Johnsonem i zaczęłam słuchać historii Nasha. W mojej głowie natomiast ciągle działa się burza. Matt nie mógł mi tego zrobić! On nie mógł mnie szantażować! Był moim przyjacielem i... Troszczył się o mnie. Ale ja musiałam tam iść. Musiałam zobaczyć jego rodzinę. Porozmawiać, przeprosić... Prosić o wybaczenie. Miałam wyrzuty sumienia. Wiedziałam jednak, że dobrze postąpiłam. I to było najgorsze w tym wszystkim. Z jednej strony czułam się okropnie, że zepsułam ich piękną rodzinę, z drugiej natomiast ulżyło mi, kiedy Liam został zamknięty na oddziale psychiatrycznym. Miałam nadzieję, że się wyleczy. Ogromną nadzieję.
- O czym tak myślisz, miś? - spytał mnie Jack.
- O niczym ważnym - mruknęłam i lekceważąco machnęłam ręką.
- Mam wrażenie, że się od siebie oddalamy - szepnął mi do ucha, a w tym samym czasie poczułam jego dłonie na moich biodrach.
- Wiem, też to czuję - odpowiedziałam smutno.
- W takim razie zabieram cię w piątek na randkę - oznajmił z szerokim uśmiechem na twarzy.
- Gdzie? - zapytałam zaciekawiona, a J roześmiał się.
- To niespodzianka - dodał, a ja westchnęłam.
- Słuchajcie, mam informacje! - krzyknął Carter, podbiegając do nas.
- Znowu podsłuchiwałeś dyra i nauczycielkę od biolki? - zachichotałam.
- Skąd wiedziałaś?- zdziwił się, a ja mimowolnie przewróciłam oczami. Wszyscy wybuchnęli śmiechem.
- Po prostu cię dobrze znam - stwierdziłam.
- No, ale słuchajcie. W ostatni tydzień marca i pierwszy tydzień kwietnia mamy wolne! - krzyknął z radością. Popatrzyliśmy na siebie znacząco.
- Ale, Carter... - zaczął Gilinsky - My już to wiemy od dobrych dwóch miesięcy.
- Co? - spytał, a jego mina zrzedła. Z trudnością powstrzymywałam śmiech.
- Przecież to jest wiadome. Jest wtedy przerwa wiosenna - przytaknął Cameron.
- No szkoda - mruknął Reynolds, który zawsze dostarczał nam ciekawych informacji, które wcześniej podsłuchał. - Ale tak sobie pomyślałem, że moglibyśmy pojechać do mojego domku nad oceanem. Tak jak w zeszłym roku - dodał i usiadł obok mnie.
- Czy ty chcesz, żeby Matt się znowu utopił? - zapytał Nash.
- Tym razem rzucimy mu koło ratunkowe. Ale pytam się tak na serio. Co wy na to? - spytał, z ekscytacją spoglądając na nas.
- Ale na jak długo? Ja, J i Lili mamy zamiar jechać do Omaha - odparł G.
- A ja w tym czasie do rodziny - dodała Mads.
- Myślę, że wystarczy nam pięć dni - stwierdził Espinosa.
- Czyli co? Pierwszy tydzień wolnego? Wyjechalibyśmy zaraz po szkole - wymyślił Taylor.
- To byłby świetny pomysł - przytaknęłam energicznie, przypominając sobie o urodzinach Johnsona. Popatrzyłam znacząco na przyjaciół.
- Mi to pasuje - dodała Mads, pomagając mi.
- W takim razie pogadam z rodzicami - oznajmił Carter.
- Jeszcze tego nie zrobiłeś? - zdziwił się Espinosa.
- Nie miałem kiedy - odparł skośnooki.
- A jak się nastawię na wyjazd i nic z tego nie wyjdzie i będę cierpiał? - spytał Matt.
- Biorę to na siebie - westchnął Reynolds, a wszyscy wybuchnęli śmiechem. Po chwili zadzwonił dzwonek. Zebraliśmy się i ruszyliśmy każdy w inną stronę.
- Matt! - krzyknęłam, próbując dogonić przyjaciela. Uparcie się nie odwracał. Wiedziałam jednak, że mnie słyszał.
- Lili...? - zapytał zdezorientowany Jack.
- Idź do klasy, ja zaraz będę. Muszę pogadać z Mattem - rzuciłam szybko, po czym przelotnie pocałowałam go w usta. Pobiegłam w stronę Espinosy, tym samym zostawiając mojego chłopaka w całkowitym osłupieniu. - Matt, do cholery! Zaczekaj! Matthew Lee Espinosa! - warknęłam wkurzona, a chłopak się w końcu zatrzymał. Odwrócił się powoli, aja na jego twarzy ujrzałam zirytowanie.
- Co? - spytał.
- Musimy pogadać - oznajmiłam poważnie i pociągnęłam go za rękę w stronę tylnych drzwi. Uczniowie rozeszli się na lekcje, nauczyciele z resztą też, więc nikt nas nie widział. Chyba. Uchyliłam ciężkie drzwi, po czym trzasnęłam nimi z całej siły.
- No co chcesz? Mów szybko, bo nie mam czasu. Lekcję są - mruknął, stając naprzeciwko mnie. Założył ręce na piersi i udawał poważnego. Jednak w jego oczach zobaczyłam triumf.
- Co chcę?! Jakim prawem mnie szantażujesz?! - krzyknęłam zdenerwowana.
- Lili, nie możesz tego zrobić! Nie rozumiesz?! To niebezpieczne! - odparł.
- Dlatego pójdziesz tam ze mną! Będziesz wszystko kontrolował! - odkrzyknęłam i usiadłam na ławce - Poza tym... To miejsce publiczne. Nic mi się nie może stać.
- Tylko ci się tak wydaje - stwierdził Espinosa i westchnął głośno - Liam jest niezrównoważony psychicznie. Szalony. To jest choroba. Choroba, Lili! Choroby mogą być genetyczne!
- Ta nie jest... - odrzekłam mało pewnie.
- Skąd możesz to wiedzieć? Bo co? Bo znałaś jego rodziców? Jego też znałaś i co?! Chciał cię zabić, Lili!
- Ranisz mnie - mruknęłam.
- Muszę. Bo nic innego do ciebie nie dociera. Popełniłaś ogromne głupstwo, Lili i cię przed tym nie uchroniłem - powiedział z bólem - Ja, twój przyjaciel, nie uchroniłem cię przed wizytą w psychiatryku. Nie uchroniłem cię przed spotkaniem z Liamem. Dlatego chcę cię, chociaż uchronić przed spotkaniem z jego rodzicami.
- Ale... - zaczęłam, lecz zabrakło mi jakichkolwiek argumentów. Nastała cisza. Ciężka cisza. Nagle wstałam i wzięłam głęboki wdech. Odwróciłam się do chłopaka. - Oni nie są chorzy psychicznie, wiem to!
- To wszystko to genetyka! Nie możesz tego wiedzieć! Skłonności do chorób psychicznych mają podłoże genetyczne! Dlatego nie możesz się spotkać z rodzicami Liama! Wystarczy to, że spotkałaś się z nim oko w oko! - krzyknął wyraźnie wkurzony. Usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi, po kilku sekundach ujrzałam przerażoną twarz Matta, a na końcu do moich uszu dotarł znajomy głos.
- Co zrobiłaś?!
Odwróciłam się powoli. W drzwiach stał Cameron Dallas.
*****************
Hej, nie było mnie. Sprawy rodzinne.
~~Banshee ;*
CZYTASZ
Lepszy początek || Magcon
FanfictionZawsze wydawało mi się, że życie jest piękne. Szczęśliwa rodzina, przyjaciele, wymarzony chłopak oraz rozwijająca się pasja. Idealnie poukładane życie, prawda? Jedno wydarzenie całkowicie mnie odmieniło. Pociągnęło za sobą kolejne, niczym reakcja ł...