Rozdział 96

529 40 6
                                    

- Lili, mówię ci kolejny raz! Nie zgadzam się na to! - krzyknął zdenerwowany Matt. 

Był wtorek. Od soboty ciągle się kłóciliśmy. Ja nalegałam na wizytę w tej knajpce rodziców Liama, jednak Espinosa nie zamierzał mi towarzyszyć. 

- Ale, Matt, ja muszę tam iść - jęknęłam, kierując się w stronę stołówki. 

- Nie, Lili, nie możesz. To jest zbyt niebezpieczne, nie rozumiesz tego? - westchnął i otworzył przede mną drzwi. 

- W takim razie pójdę sama - postanowiłam stanowczo. 

- Nawet nie waż się tego robić - zagroził. 

- Bo? - Uniosłam brwi. 

- Bo powiem twojemu chłopakowi o twoich poczynaniach - oznajmił, a ja otworzyłam usta ze zdziwienia.

 Matt natomiast uśmiechnął się szyderczo i triumfalnie, po czym usiadł na ławce obok Madison, tym samym zostawiając mnie w pełnym osłupieniu. Obudziłam się nagle i podbiegłam do nich. Przywitałam się przelotnym pocałunkiem z Johnsonem i zaczęłam słuchać historii Nasha. W mojej głowie natomiast ciągle działa się burza. Matt nie mógł mi tego zrobić! On nie mógł mnie szantażować! Był moim przyjacielem i... Troszczył się o mnie. Ale ja musiałam tam iść. Musiałam zobaczyć jego rodzinę. Porozmawiać, przeprosić... Prosić o wybaczenie. Miałam wyrzuty sumienia. Wiedziałam jednak, że dobrze postąpiłam. I to było najgorsze w tym wszystkim. Z jednej strony czułam się okropnie, że zepsułam ich piękną rodzinę, z drugiej natomiast ulżyło mi, kiedy Liam został zamknięty na oddziale psychiatrycznym. Miałam nadzieję, że się wyleczy. Ogromną nadzieję. 

- O czym tak myślisz, miś? - spytał mnie Jack. 

- O niczym ważnym - mruknęłam i lekceważąco machnęłam ręką. 

- Mam wrażenie, że się od siebie oddalamy - szepnął mi do ucha, a w tym samym czasie poczułam jego dłonie na moich biodrach. 

- Wiem, też to czuję - odpowiedziałam smutno. 

- W takim razie zabieram cię w piątek na randkę - oznajmił z szerokim uśmiechem na twarzy. 

- Gdzie? - zapytałam zaciekawiona, a J roześmiał się. 

- To niespodzianka - dodał, a ja westchnęłam. 

- Słuchajcie, mam informacje! - krzyknął Carter, podbiegając do nas. 

- Znowu podsłuchiwałeś dyra i nauczycielkę od biolki? - zachichotałam. 

- Skąd wiedziałaś?- zdziwił się, a ja mimowolnie przewróciłam oczami. Wszyscy wybuchnęli śmiechem.

- Po prostu cię dobrze znam - stwierdziłam. 

- No, ale słuchajcie. W ostatni tydzień marca i pierwszy tydzień kwietnia mamy wolne! - krzyknął z radością. Popatrzyliśmy na siebie znacząco.

- Ale, Carter... - zaczął Gilinsky - My już to wiemy od dobrych dwóch miesięcy. 

- Co? - spytał, a jego mina zrzedła. Z trudnością powstrzymywałam śmiech. 

- Przecież to jest wiadome. Jest wtedy przerwa wiosenna - przytaknął Cameron. 

- No szkoda - mruknął Reynolds, który zawsze dostarczał nam ciekawych informacji, które wcześniej podsłuchał. - Ale tak sobie pomyślałem, że moglibyśmy pojechać do mojego domku nad oceanem. Tak jak w zeszłym roku - dodał i usiadł obok mnie. 

- Czy ty chcesz, żeby Matt się znowu utopił? - zapytał Nash. 

- Tym razem rzucimy mu koło ratunkowe. Ale pytam się tak na serio. Co wy na to? - spytał, z ekscytacją spoglądając na nas. 

- Ale na jak długo? Ja, J i Lili mamy zamiar jechać do Omaha - odparł G. 

- A ja w tym czasie do rodziny - dodała Mads. 

- Myślę, że wystarczy nam pięć dni - stwierdził Espinosa. 

- Czyli co? Pierwszy tydzień wolnego? Wyjechalibyśmy zaraz po szkole - wymyślił Taylor. 

- To byłby świetny pomysł - przytaknęłam energicznie, przypominając sobie o urodzinach Johnsona. Popatrzyłam znacząco na przyjaciół. 

- Mi to pasuje - dodała Mads, pomagając mi. 

- W takim razie pogadam z rodzicami - oznajmił Carter. 

- Jeszcze tego nie zrobiłeś? - zdziwił się Espinosa. 

- Nie miałem kiedy - odparł skośnooki. 

- A jak się nastawię na wyjazd i nic z tego nie wyjdzie i będę cierpiał? - spytał Matt. 

- Biorę to na siebie - westchnął Reynolds, a wszyscy wybuchnęli śmiechem. Po chwili zadzwonił dzwonek. Zebraliśmy się i ruszyliśmy każdy w inną stronę. 

- Matt! - krzyknęłam, próbując dogonić przyjaciela. Uparcie się nie odwracał. Wiedziałam jednak, że mnie słyszał. 

- Lili...? - zapytał zdezorientowany Jack. 

- Idź do klasy, ja zaraz będę. Muszę pogadać z Mattem - rzuciłam szybko, po czym przelotnie pocałowałam go w usta. Pobiegłam w stronę Espinosy, tym samym zostawiając mojego chłopaka w całkowitym osłupieniu. - Matt, do cholery! Zaczekaj! Matthew Lee Espinosa! - warknęłam wkurzona, a chłopak się w końcu zatrzymał. Odwrócił się powoli, aja na jego twarzy ujrzałam zirytowanie. 

- Co? - spytał. 

- Musimy pogadać - oznajmiłam poważnie i pociągnęłam go za rękę w stronę tylnych drzwi. Uczniowie rozeszli się na lekcje, nauczyciele z resztą też, więc nikt nas nie widział. Chyba. Uchyliłam ciężkie drzwi, po czym trzasnęłam nimi z całej siły. 

- No co chcesz? Mów szybko, bo nie mam czasu. Lekcję są - mruknął, stając naprzeciwko mnie. Założył ręce na piersi i udawał poważnego. Jednak w jego oczach zobaczyłam triumf. 

- Co chcę?! Jakim prawem mnie szantażujesz?! - krzyknęłam zdenerwowana. 

- Lili, nie możesz tego zrobić! Nie rozumiesz?! To niebezpieczne! - odparł. 

- Dlatego pójdziesz tam ze mną! Będziesz wszystko kontrolował! - odkrzyknęłam i usiadłam na ławce - Poza tym... To miejsce publiczne. Nic mi się nie może stać. 

- Tylko ci się tak wydaje - stwierdził Espinosa i westchnął głośno - Liam jest niezrównoważony psychicznie. Szalony. To jest choroba. Choroba, Lili! Choroby mogą być genetyczne! 

- Ta nie jest... - odrzekłam mało pewnie. 

- Skąd możesz to wiedzieć? Bo co? Bo znałaś jego rodziców? Jego też znałaś i co?! Chciał cię zabić, Lili!

- Ranisz mnie - mruknęłam. 

- Muszę. Bo nic innego do ciebie nie dociera. Popełniłaś ogromne głupstwo, Lili i cię przed tym nie uchroniłem - powiedział z bólem - Ja, twój przyjaciel, nie uchroniłem cię przed wizytą w psychiatryku. Nie uchroniłem cię przed spotkaniem z Liamem. Dlatego chcę cię, chociaż uchronić przed spotkaniem z jego rodzicami. 

- Ale... - zaczęłam, lecz zabrakło mi jakichkolwiek argumentów. Nastała cisza. Ciężka cisza. Nagle wstałam i wzięłam głęboki wdech. Odwróciłam się do chłopaka. - Oni nie są chorzy psychicznie, wiem to!

-  To wszystko to genetyka! Nie możesz tego wiedzieć! Skłonności do chorób psychicznych mają podłoże genetyczne! Dlatego nie możesz się spotkać z rodzicami Liama! Wystarczy to, że spotkałaś się z nim oko w oko! - krzyknął wyraźnie wkurzony. Usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi, po kilku sekundach ujrzałam przerażoną twarz Matta, a na końcu do moich uszu dotarł znajomy głos. 

- Co zrobiłaś?!

Odwróciłam się powoli. W drzwiach stał Cameron Dallas. 


*****************

Hej, nie było mnie. Sprawy rodzinne. 

~~Banshee ;*



Lepszy początek || MagconOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz