I

4K 172 8
                                    

W połowie września słońce złośliwie uśmiechało się do uczniów przez zamkowe okna. Pogoda była piękna, a niebo nieskażone chmurami. I może niektórzy cieszyliby się z widoku wschodu słońca nad idealnie zieloną taflą szkolnych błoni, ale Melania wolała inne widoki. Bardziej od orzeźwiających poranków, czy romantycznych zachodów słońca wolała tajemniczość nocy.

Okryła się szczelniej kołdrą i w duchu podziękowała losowi za obdarowanie ją iście pedantycznymi współlokatorkami, które zawsze pamiętały o zasłanianiu okien długimi, niebieskimi zasłonami. Myśl o oślepiającym blasku przyprawiał ją o dreszcze na plecach i grymas na twarzy.

Zacisnęła oczy i próbowała ponownie wrócić do snu. Niestety bez skutków.
Przewróciła się mozolnie na drugi bok, szukając wygodniejszej pozycji lecz pech chciał, że światło przedzierające się przez drobną szczelinę pomiędzy materiałem grubych firan raził ją centralnie w oczy.

Warknęła pod nosem coś niezrozumiałego. Z prędkością ślimaków które trzymał w swoim lochu Slughorn, wyplątała się ze śnieżnobiałej kołdry, a jej gołe stopy spotkały się z lodowatą, kamienną podłogą. Machnięciem dłoni sprawiła, że kołdra okryła całe łóżko, a na samej górze rozwinęła się srebrna narzuta. Nie kłopotała się również poprawianiem poduszek, bo wystarczył jej do tego subtelny ruch dwoma placami. Rzuciła okiem na wiszący na ścianie plan zajęć, przywołując do siebie w między czasie grzebień.

W szóstej klasie każdy dzień wydawał się gorszy od poprzedniego. Piątek był wśród nich niczym wisienka na torcie, a Melania nienawidziła wiśni. Prawie tak samo co mugoloznactwa. Każda lekcja o świecie, w którym nie było magii przypominała jej o domu i o patologicznym ojcu. O strachu przed wyjściem z pokoju, by nie narazić się na gniew pijaka. 

Tego jednak nikomu nie mówiła. Powtarzała jak mantrę, że to tylko kwestia nauczyciela i jego osobliwego charakteru, a inni jak zawsze wierzyli w każde jej słowo. W końcu taka ułożona uczennica nigdy nie byłaby w stanie skłamać. Nikt nie musiał wiedzieć, że jej idealne życie jest dla niej dramatem. Mimo że w Hogwarcie uchodziła za pracowitą, poza szkołą nieraz ciężko było pozbierać się w sobie i znaleźć choćby siłę na wstanie z łóżka.

Złapała lewitujący w powietrzu grzebień i rozczesała delikatnie swoje ciemne włosy z lekkim uśmiechem na ustach. Cieszyła się, że w końcu wróciła do Hogwartu. To miejsce było jej prawdziwym domem. Miejscem, gdzie mogła być sobą i posługiwać się magią.

Podeszła do swojego - jeszcze nierozpakowanego - starego kufra i wyjęła z niego białą koszulę i czarną spódnicę. Obróciła się na palcach i z dziarskim uśmiechem udała się do łazienki, próbując nie nastawiać się negatywnie na samym starcie. Po drodze chwyciła z małego stolika swój niebiesko–srebrny* krawat i czarny ozdobny grzebyk, z którego pomocą zamierzała okiełznać swoje włosy.

Zamknęła drzwi odrobinę mocniej niż zamierzała, ale nie na tyle mocno, by obudzić swoje współlokatorki. 

Przynajmniej miała taką nadzieję, że ich nie obudziła.

***

Ciemnowłosa siedziała przy stole krukonów przed śniadaniem, bawiąc się winogronami. Owoce pod wpływem jej magii unosił się nad jej pustym talerzem jak i niektórymi daniami znajdującymi się w jej zasięgu. To matka z okazji czternastych urodzin Melanii i Severusa zaczęła uczyć ich magii bezróżdżkowej. Eileen jako dorosła czarodziejka potrafiła o wiele więcej niż unoszenie winogrona, ale Melania i tak była z siebie zadowolona.

Krukonka || Remus Lupin FFWhere stories live. Discover now