XVIII

933 62 6
                                    

tak, czytam komentarze ;)

Melania jeszcze długo opowiadała mu o książce, a Remus jej nie przerywał, czekając aż on podzieli się książką historyczną, którą ostatnio znalazł w bibliotece. Wiedział, że Melania również uwielbiała historię więc nie zdziwiło go, że od razu poprosiła go o książkę.

Po około godzinie, oboje w dobrych humorach, udali się na kolację do Wielkiej Sali, mimo że ta powoli dobiegała już końca. Rozchodząc się do stołów ich różnych domów, Melania, nieco ośmielona, pomachała mu na pożegnanie, szczerząc się niczym dziecko.

Lily, która przyglądała im się z daleka, sama nie pamiętała, kiedy ostatnio widziała swoją przyjaciółkę taką uśmiechniętą, szczególnie w towarzystwie chłopaka, a już na pewno nigdy nie widziała jej tak wesołej w towarzystwie gryfona...

Gdy Remus usiadł przy stole nieopodal Lily, rudowłosa naskoczyła na niego prędko, by dokładnie odpytać go co się stało. Nawet James i Syriusz zmarszczyli brwi z podejrzliwości i przyglądali się małemu przesłuchaniu, któremu poddawała Remusa Evansówna.

— O czym rozmawialiście? — zapytała na początku, by dowiedzieć się, dlaczego Melania była w tak dobrym humorze. 

— Tylko o książkach. — machnął Remus ręką niby niedbale, ale szeroki uśmiech nie opuszczał jego twarzy. Położył książkę na stole i Lily wyprostowała się, poważniejąc na twarzy.

Bez problemu rozpoznała książkę, już po samej okładce. Odwróciła wzrok, marszcząc lekko brwi. Zacisnęła usta i rozejrzała się po wielkiej sali, od stołu Ślizgonów, po Krukonów i mruknęła lekko do Remusa.

— Daj znać jak przeczytasz. — spróbowała się uśmiechnąć, ale nie do końca jej wyszło.

— Coś się stało? — zapytał zmartwiony James, wychylając się zza ramienia Remusa. — Lily? Czemu jesteś smutna...?

Lily wstała bez słowa, a za nią wiernie jej przyjaciółki.

Melania była jeszcze w drodze na swoje miejsce, które było prawie na samym końcu Wielkiej Sali, blisko nauczycieli. Wystarczył jej jednak tylko widok pustych miejsc przy Sophie, Imane i Karliene, a z piorunującym wstydem przypomniała sobie, że dzisiaj ma kolejny trening Quidditcha, który miał zacząć się zaraz po kolacji.

Czym prędzej wybiegła z Wielkiej Sali prosto do swojego dormitorium. Jak najszybciej umiała, przebrała się i złapała różdżkę w rękę. Wybiegła z pokoju dormitorium, pokoju wspólnego a potem i z zamku. Pognała na szkolne boisko i zdążyła nawet wyprzedzić trzech chłopaków z młodszego rocznika. 

Dumna, że nie była ostatnia, mimo kolki i przyspieszonego oddechu, zmusiła się na spokojny chód. Rozejrzała się i podeszła do pochylonego nad skrzynią czarnowłosego. Przystanęła nad nim. Skupiony na kufrze ze sprzętem nie zauważył jej od razu. Z zajęcia wyrwał go dopiero jej głos:

— Co robisz? — zajrzała Maxowi przez ramię, zaglądając do kufra. — Pomóc ci? — zapytała z grzeczności, chociaż nie wiedziała w czym dokładnie miałaby mu pomagać. Pomyślała, że jeszcze mogłaby coś popsuć, lecz nie chciała mówić mu o swojej niekompetencji. Miała nauczyć się nazw piłek, nauczyć się ich rozróżniać i zapamiętać zasady Quidditcha. Sumiennie zrobiła tylko to ostatnie, w pośpiechu, na dzisiejszej transmutacji...

Max zadarł głowę i uśmiechnął się do niej szeroko. Zatrzasnął kufer i wyprostował się.

— Nie ma takiej potrzeby, dzięki. — machnął ręką. — Tylko sprawdzałem sprzęt. — obejrzał się na kufer — Wszystko z nim w porządku, wszystko na miejscu, możemy zaczynać. — uśmiechnął się do niej szeroko, zacierając ręce.

— Będziecie dzisiaj grali? — zapytała zdziwiona. — Przecież już ciemno, na dodatek kto wie czy nie będzie padało... — jak na zawołanie spojrzała w niebo.

— Będziemy. — poprawił ją. — A raczej wy. — znowu urwał. — Musimy w końcu zacząć ćwiczyć pozycje. Wybrałaś już? — ruszył niespiesznie w stronę Felixa i Eliota, którzy już śmigali na swoich miotłach, popisując się.

Melania zrównała z nim krok i zaczęła strzelać kostkami z nerwów.

— Grzanie ławki brzmi dla mnie kusząco. — mruknęła i uśmiechnęła się do niego lekko.

Max pokręcił głową z rozbawieniem.

— Nie pozwolę na to. — powiedział z uśmiechem. — Wybieraj. — pospieszył ją.

— Niech będzie ścigający. — powiedziała bez pomyślunku, a Max zaklaskał.

— Gratuluję wyboru. — uśmiechnął się jeszcze szerzej. — Zaczniemy od kilku ćwiczeń na celność. Na razie na ziemi, póki nie masz miotły. Weź kafel...

***

— Co się stało kochana? — zapytała Alice, gdy jeszcze były w drodze do Pokoju Wspólnego Gryfonów. 

Razem z nimi szła jeszcze Dorcas, Syriusz, James i Remus. Wiedziała, że się zmartwili jej nagłą zmianą humoru. Wątpiła jednak, czy byliby w stanie jej pomóc, skoro nawet sama nie wiedziała, czego chciała.

Była zła; na siebie, że nie miała czasu dla swojej najlepszej przyjaciółki, na Melanię – bo jej unikała, na Remusa – bo był lepszym towarzystwem dla Melanii, niż ona.

— Po prostu nie miałam już apetytu. Poza tym mam dzisiaj dyżur, muszę się jeszcze przebrać... — skłamała powoli, nie wiedząc, co jeszcze mogła by dodać, żeby jej uwierzono.

— Co cię gryzie? — zapytała zmartwiona Dorcas, która nie dała się okłamać.

Lily przystanęła. Mogła im zaufać. Dlaczego milczała? Może jeśli podzieli się swoimi zwątpieniami, to jej pomogą i doradzą?

— Chodzi o Melanię... — zaczęła cicho — ta książka, którą dostał Remus, była od niej, ja... Widzieliście jaka była szczęśliwa? Ja nie miałam czasu na książki, ciągle nauka, jeszcze bycie prefektem – tak strasznie ją zaniedbałam. Czuję, że oddaliłyśmy się od siebie jak nigdy... — złapała się za ramiona i westchnęła ciężko. — Dawno się przy mnie tak nie śmiała. — spojrzała po gryfonach, którzy słuchali jej uważnie i czekali, aż wyrzuci z siebie wszystkie swoje myśli. — Myślałam, że nie lubi Remusa. Tyle się pozmieniało, że jej już nie poznaję.

Remus poczuł się lekko urażony, ale postarał się po sobie tego nie poznać. Stwierdził, że potem zapyta, dlaczego miałby być przez nią nielubiany.

— Nie musisz być zazdrosna o naszego Luniaczka. — James objął Lily szczelnie ramieniem.

— Nie jestem zazdrosna. — mruknęła rozgniewana. "Nie o niego..." pomyślała.

— Tylko rozmawialiśmy, Lily. Dalej jesteś jej najlepszą przyjaciółką. — uspokoił ją Remus.

— Dla mnie tak jest, ale czy ona tak uważa? — zapytała z bólem w oczach.

— Nawet jeśli nie, to pamiętaj, że masz też nas. — Dorcas posłała jej szeroki uśmiech. — My nigdy cię nie zostawimy. — zapewniła za wszystkich.

Lily tylko westchnęła smutno, ale nie odpowiedziała.

Krukonka || Remus Lupin FFWhere stories live. Discover now