XVII

1K 57 13
                                    

Melania w spokoju odrabiała pracę domową z transmutacji w bibliotece.  Po dzisiejszych lekcjach – alchemii, eliksirach, obronie przed czarną magią i zaklęciach – przyszedł czas na nadrobienie prac domowych z poniedziałku. Nie mogła tego zrobić wczoraj – cały poranek i wieczór spędziła na boisku szkolnym do Quidditcha, trenując. Gdy wróciła, była zbyt wyczerpana i niezdolna do nauki, mimo że robiła jedno, drugie, trzecie i siódme podejście (aż po ostatnim obudziła się z głową na pergaminie i stwierdziła, że da sobie tego dnia spokój). 

Gdy już kończyła pisać swój esej, dosiadła się do niej Lily.

— A więc... — Melania usłyszała cichy szept. — dołączyłaś do drużyny Quidditcha?  

Melania rozejrzała się po bibliotece z teatralnym zamyśleniem.

— Nie widzę tu gryfonów... — mruknęła i zmarszczyła brwi. Wydęła wargi i zrobiła wielkie oczy, patrząc prosto na Lily. — Dziwne, przyszłaś sama? Niesamowite. — przekręciła stronę książki od transmutacji i spuściła wzrok na swój zwój pergaminu, starając się pokazać rudowłosej, jak bardzo niezainteresowana jest ich rozmową.

— Mel... — zaczęła ze smutkiem w głosem Lily. — Jeszcze raz bardzo przepraszam. Chciałam z tobą porozmawiać... — uśmiechnęła się delikatnie, mimo bólu kryjącego się w oczach. — Może wyjdziemy gdzieś razem?

— Podziękuję. Dobrze mi samej. — Krukonka zatrzasnęła książkę i wstała.

Lily szybko podniosła się i zrobiła krok w jej stronę. 

— Mel, jeszcze raz bardzo cię przepraszam. Porozmawiajmy. Nie widzisz, że próbuję wszystko naprawić? — zapytała cicho. — Dzisiaj w pokoju wspólnym gryfonów będzie impreza – przyjdź, proszę. Jeżeli uda nam się złapać Huncwotów, to będziemy mogli wszystko sobie wyjaśnić. Chciałabym, żebyście w końcu się pogodzili...

Melania spojrzała na nią, marszcząc swoje ciemne brwi. Zastanowiła się chwilę, jak Lily pomyliła kłótnię  z gnębieniem. Krukonka nie uważała, żeby była z nimi skłócona, a że była ich ofiarą, tak samo jak Severus. I może z perspektywy Lily i jej przyjaciół z domu lwa miało to wyglądać jak niewinny żart, ale jej nie było ani trochę do śmiechu.

— Huncwoci? Ci sami, którzy uprzykrzają mi życie? — zapytała, chcąc się upewnić, że Lily zdaje sobie sprawę z tego, jak ją traktują.

I okazało się, że rudowłosa musiała to wiedzieć, bo westchnęła ciężko i powiedziała:

— Już z nimi o tym rozmawiałam. Jest im przykro i żałują. Naprawdę.

Melania parsknęła.

— Możesz przyprowadzić swoich znajomych. Jeżeli będą chętni, niech przyjdą z tobą. — wróciła do przekonywania jej Lily, jednak Melania tym razem się nie dała.

— Nie powiedziałam, że przyjdę. — pokręciła głową czarnowłosa.

— Będzie fajnie Mel. Będziemy się dobrze bawić! — zachęcała ją, ożywiona.

— Chcę być sama. — powiedziała smutnym głosem Melania, nie mogąc już znieść Lily. Odsunęła się od niej i bez pożegnania uciekła z biblioteki, chowając się na błoniach pod jedną z wierzb. 

Przytuliła do siebie swoją torbę i siedziała chwilę w zamyśleniu. 

Lily się starała – wiedziała o tym, jednak nie lubiła innych gryfonów. Nie chciała się też męczyć na imprezie; nienawidziła ich i myślała, że Lily o tym wiedziała...

— Mogła sobie wymyślić lepszą wymówkę do pogadania. — pomyślała Melania.

Westchnęła ciężko i mocniej owinęła się ramionami z zimna.

— Mogę? — Usłyszała nad sobą znajomy, delikatny głos — Chcesz może... porozmawiać? — dopytał po chwili.

— Nie mam zamiaru z tobą gadać, Lupin. 

— Powiało chłodem. — uśmiechnął się nieswojo. Usiadł koło niej i wpatrywał się w nią ze zmartwieniem. — A więc, już nie jesteśmy na ty? Mam się do ciebie zwracać po nazwisku? — trącił ją ramieniem, próbując zwrócić na siebie jej uwagę. Ciemne oczy miała jednak skierowane nisko w ziemię, a powieki ani drgnęły. Nabrał głośno powietrza. — Powiesz coś?

— Czego chcesz? — zapytała, ze zmęczeniem pocierając oczy. 

— Chciałem między innymi pogratulować ci dołączenia do drużyny krukonów. Nie wiedziałem, że grasz w Quidditcha. — uśmiechnął się do niej. Melania pobladła i nic nie odpowiedziała. — Na jakiej pozycji grasz? — zapytał.

— Naprawdę cię to interesuje? — uniosła brew. 

Po pierwszym treningu Max dalej zastanawiał się, czy dać jej rolę ścigającego czy obrońcy, ale nawet jeśli faktycznie miała by już przydzieloną pozycję na boisku, to i tak nie powiedziałaby o tym Remusowi. Nie musiał tego wiedzieć. Zastanowiła się, po co w ogóle była mu taka informacja – pytał, bo się nią zaciekawił?, był fanem Quidditcha i interesował się samą grą?, czy może robił zwiad dla Jamesa Pottera, jednego ze swoich najlepszych przyjaciół i jednocześnie kapitana Gryffonów?

— A ciebie nie? — zapytał, lekko zmieszany. — Chciałem zagaić, ale jeżeli chcesz, to możemy zmienić temat i porozmawiać o książkach. — na jego ustach zawitał szeroki uśmiech.

Melania uśmiechnęła się delikatnie na jedno z lepszych wspomnień z tego roku szkolnego, gdy przez kilka godzin śmiali się wspólnie – miło było porozmawiać z Remusem na temat literatury, zwłaszcza, że interesowali się tymi samymi książkami. 

Melania westchnęła i aż poczuła wypieki na policzkach. Mimo że wcześniej była na niego zła, to nie mogła sobie odmówić, więc odwróciła się do niego i wyjęła z plecaka mugolską książkę. Złapała ją w jedną rękę, a drugą zastukała o okładkę, wskazując nazwisko autora.

Remus zagryzł wargę, już wiedząc, że za chwilę Melania zacznie długi referat na temat książki.

Doskonale pamiętał ten błysk i pasję w jej oczach i nie mógł się doczekać, aż znowu go zobaczy.

— To geniusz — stwierdziła na starcie z ogromnym przekonaniem; tonem nieznoszącym sprzeciwu. — to po pierwsze. — Otworzyła szybko książkę mniej więcej w połowie. — Nie będę mówiła zbyt wiele, bo może będziesz chciał to przeczytać, a ja nie chcę zepsuć ci zabawy, ale mogę powiedzieć tyle, że mniej więcej od tego momentu, co trzy rozdziały, są dołączone listy. I jak pierwszy raz to czytałam, to pomyślałam, że są bez sensu i kompletnie od czapy, ale gdy już poznałam zakończenie... — tu przerwała i aż złapała się za głowę, ciągnąc się za włosy — Nie, po prostu musisz to przeczytać. — Wepchnęła mu książkę w ręce i zrobiła szeroki gest w powietrzu. — Specjalnie czytałam całość dwa razy i czuję, że to właśnie za drugim dopiero udało mi się ją zrozumieć. A widzisz jaka jest gruba. — Żywo wytykała książkę palcem. — To książka, która nie da ci spać. Jak już zaczniesz ją czytać, to się od niej nie oderwiesz, gwarantuję ci to!

Remus przyjrzał się i przekartkował na szybko książkę. Zagwizdał z wrażenia.

— To ci starcza na noc? Dla mnie to jak kilka dni ciągłego czytania. — zaśmiał się cicho, kręcąc głową.

— Warto. — Przyłożyła dłonie do piersi, teatralnie łapiąc się za serce.

— W takim razie z chęcią przeczytam. — powiedział, a Melania uśmiechnęła się szczęśliwie.

— Tylko ostrzegam, że to bardzo smutna historia. — uniosła ręce w obronnym geście, przestrzegając go.

— Na to liczę. 

Zaśmiali się wspólnie.

Krukonka || Remus Lupin FFWhere stories live. Discover now