Rozdział XVI.

727 39 9
                                    

NATALII POV.

Robię właśnie kolacje. Dane zabrał mnie po drodze do domu, do spożywczego. Kupiłam w nim z trzy siatki jedzenia. Biedny chłopak, uparł się, że pomoże mi je nosić. Gdyby nie to, że kawałek jechaliśmy autobusem, coś czuję, żeby mu ręce odpadły. I tak ledwo zipał. Choć było mi go szkoda, to nie mogłam zdusić śmiechu. Podziękowałam mu oczywiście bardzo za pomoc.

Robię pierogi z serem i szpinakiem. Mam nadzieję, że mi wszystko dobrze wyjdzie. Czy nie mówiłam już, że kocham gotować? Miałam w końcu sporo czasu, żeby się tego nauczyć. Uczyłam się na pamięć różnych przepisów z gazet.

Kupiłam sobie również fartuszek, koloru żółtego w kratkę. Strasznie mi się spodobał. Dane również zaaprobował. Muszę mieć w końcu, uniform do roboty. Frank nigdy nie pozwalał mi kupić, bo mówił, że nie będzie wrzucać pieniędzy w błoto... Ja bym go z chęcią wrzuciła w błoto, albo najlepiej w bagno.

Słyszę dźwięk otwierających się drzwi. Tym razem jednak się nie wzdrygam, ponieważ dobrze wiem kto to jest.
- Część, Jake. - Mówię cicho, nie odwracając się do niego przodem.
- Część, ładny fartuszek. - Odpowiada i staje obok mnie. - Gdzie kupiłaś?
- Dane, zabrał mnie do spożywczego gdzie kupiłam trochę jedzenia. Sprzedawali tam również fartuszki w promocji. - Jake uśmiecha się delikatnie.
- Cieszę się, że już się tak nie boisz chodzić po mieście. - Mówi lekko niepewnie.
- Ale tylko z kimś. Samemu jeszcze długo nie będę umieć. - Odpowiadam cicho.
Jake kiwa delikatnie głową, po czym pyta, pewnie żeby odwrócić moją uwagę.
- To co tam pichcisz? - Pyta wesoło, zaglądając do garnka.
- Pierogi z serem i szpinakiem. - Odpowiadam z uśmiechem. - Mam nadzieję, że lubisz?
- Bardzo. - Odkłada pokrywkę. - Pięknie pachnie. Mógł bym się do tego przyzwyczaić na stałe.
- Do zapachu, robionej co wieczór kolacji? - Pyta cicho.
- Można tak powiedzieć... Bardziej do ciebie, gotującą co jakiś czas kolacje... Dla nas. - Kończy szeptem.

Zamieram i wpatruje się w zaparowaną od pary z garnków ścianę. Nie mam bladego pojęcia co powiedzieć. Uśmiecham się nieśmiało, szczęśliwa, że grzywka zasłania mi twarz, a przede wszystkim wypieki na niej. Mam wrażenie, że serce mi bije tysiąc uderzeń na minutę.

- Okej, siadaj już proszę. Zaraz nałożę jedzenie.- Mówię cicho, uśmiechając się do niego szeroko, wciąż speszona jego poprzednimi słowami.
- Jasne. - Również się uśmiecha, przyglądając mi się przez chwilę.
Po chwili jednak spuszcza wzrok i zaciska usta w cienką linie.

Teraz trochę żałuję, że nic mu na to nie odpowiedziałam. Wiem, że powinnam, ale język staną mi kółkiem w gardle. Co bym mu miała niby powiedzieć? W sumie ja też bym mogła się przyznać do wracającego wieczorem z pracy, do domu Jake'a. Obejmującego mnie w pasie i całującego w policzek, na przywitanie... Chwila, stop! Myślę o rzeczach, które pewnie nigdy nie będą miały miejsca.

Teraz przypominają mi się słowa Danego ,, Lepiej żałować, że się coś zrobiło, niż żałować, że się czegoś nie zrobiło." Może powinnam być bardziej otwarta na niego. Nie wstydzić się tak i mówić to co myślę, a zwłaszcza czuję... Postaram się. Dla siebie, dla niego... Dla nas.
.
.
.
Siedzimy na przeciwko siebie, odwróceni do siebie twarzami, na dwóch przeciwległych końcach kanapy. Skończyliśmy jeść pierogi. Zjedliśmy chyba po dziesięć. Dla niego to pewnie normalne, jednak ja rzadko się tak obżeram. Jake mi opowiada o swoim dniu w pracy. Miał dzisiaj dość ciężki dzień. Masę klientów, papierów i do tego unikanie ojca przez cały dzień. Biedny... Nie mogę jednak przestać się uśmiechać, kiedy wszystko mi dokładnie opowiada. Może to wydaje się nudne, ale słuchanie go wcale nie jest ani nurzące, a zwłaszcza nudne.
- A mój brat, był grzeczny? - Pyta unosząc brew.
- Bardzo. Dużo mi pomógł. Jest bardzo miły i zabawny, przystojny...
- Mam być zazdrosny? - Pyta rozbawiony.
- Nie masz o co. Dla mnie poza tobą...innego nie ma. - Mówię szeptem, podkulając kolana bliżej siebie.

Pomogę Ci kochana [Cz.I] Pomogę Ci kochany [Cz.II] Leven Rambin/Chris EvansWhere stories live. Discover now