Rozdział 26 - Under the mistletoe

408 39 6
                                    



-Musisz uwieść policjanta.

Rozkaz ten długo jeszcze wisiał w powietrzu, gdy tłoczyliśmy się oboje przy wąskim parapecie, z nosami w szybie pełnej zacieków, z widokiem na parking i przechadzającego się wokół mojego samochodu gliniarza w czapce z daszkiem i mocno opiętym skórzanym pasku w szlufkach spodni. Krążył, nachylając się nad przednią i tylną blachą, drapał się w kark i mankietem munduru ocierał z czoła pot skwierczący pod ingerencją wschodzącego słońca ślizgającego się po naszym oknie. Głucha cisza opanowała sypialnię. Zdawało mi się, że Viv nie oddycha, więc i ja przestałem oddychać, bo oddech mój był dziś wrzeszczącym świstem i czułem skrępowanie, rzężąc tak nad jej uchem.

-Chyba nie mówisz poważnie - odezwała się lata świetlne później.

-Śmiertelnie poważnie. Musisz tam zleźć i uwieść tego psa. Nie mamy jak uciec, kiedy węszy mi pod kołami.

-Nie umiem uwodzić facetów - protestowała.

-A ja kim według ciebie jestem? Babą? - uniosłem głos, pełen nerwowego napięcia. - Uwiodłaś mnie, więc i z nim sobie poradzisz.

-Nie, nie poradzę sobie - oponowała.

-Posłuchaj mnie uważnie. - Przyparłem ją do parapetu, wbijając palce w jej chude ramiona. Będę żałował bólu, który jej sprawiam, kiedyś, w nieodległej przyszłości. - Jesteś niepełnoletnia. Już samo to jest pretekstem, za który mogą mnie zgarnąć. Oboje wyglądamy tak, jakbyśmy przed chwilą zarżnęli świnię. Krew po nas spływa. A ze mnie wciąż wypływa, gwoli ścisłości. W dodatku nie wiemy, czy twój ojciec nie poszedł na policję i nie wysłali za mną listu gończego do wszystkich sąsiednich stanów. To nie są żarty, Viv. Nie chcę całować cię jedynie na widzeniach w więzieniu, do którego tak czy owak wpuszczą cię dopiero za dwa lata. Więc teraz, na miłość boską, użyj trochę kobiecego czaru, zakręć przed tym gliniarzem tyłkiem i odciągnij go od samochodu. Odwdzięczę się.

-Jak?

-W trakcie kolejnego prysznica będziesz jęczeć jeszcze głośniej.

Viv westchnęła głęboko i podeszła do okna, szarpiąc jego ramą ku górze. Chwyciłem ją w pasie i odciągnąłem od skrzypiącej framugi okalającej szybę.

-Chwila, panienko, chcesz go uwodzić w dresie? Nie sądzę, by był równie wrażliwy co ja. I wpierw zmyjmy z siebie tę krew. Gość pomyśli, że chcesz zjeść mu serce.

-I ucieknie z krzykiem, przecież o to nam właśnie chodzi.

-Błąd. W planach jest unieszkodliwienie go i ciche odciągnięcie od samochodu. Niepotrzebny nam rumor o szóstej z rana.

Obmyliśmy się z purpurowych strug. W przypadku Viv wystarczyło jedynie powierzchownie spłukać krew z przedramion i dłoni, również policzka zwartego z moim. Zdjęła koszulkę, wyrzuciła ją do kosza stojącego pod łazienkowym zlewem, plecionego ręczną wikliną. Natomiast gdy ja pozbyłem się zaschniętej warstwy wierzchniej, podrażniając jednocześnie głębokie i, zdawać by się mogło, rozrastające się rany, prowokowałem nowe rozrzedzone pasma, nadając rozcięciom makabrycznego rozgłosu. Na razie wspomóc się mogłem jedynie kawałkiem rozerwanej koszulki, którą Viv zawiązała poniżej mojego barku, jedną krawędź opaski zaciskając palcami, drugą ciągnąc w zębach. Skaleczenia na policzku nie wyglądały tak poważnie. Obmyłem je mokrym ręcznikiem, nadając mu barwę czerwonej tęczy z prześwitami pierwotnej bieli.

-Przebieraj się - rzuciłem do Viv, by odwrócić jej uwagę od grymasu malującego mi twarz. Wyrzuty sumienia napływały w nią tak, jak do niedawna fala płaczu, jeszcze wcześniej z kolei ekstazy. Ileż fal ją dziś podtopiło i ile jeszcze przetrzyma? - Z góry uprzedzam, że pakowała cię Mia, żebyś nie zarzuciła mnie jakimiś seksistowskimi komentarzami. A Mia, jak to Mia, nie mając własnego życia erotycznego, pragnie urozmaicić nasze.

Made in heavenWhere stories live. Discover now