1. Sensacja potrzebna od zaraz

130 8 7
                                    

HAILEY

- Halo? Havenford&Langley. W czym mogę pomóc? - spytałam z wymuszonym entuzjazmem. Uśmiechnęłam się odruchowo, czego mój rozmówca nie mógł zobaczyć.

Próbowałam napisać artykuł, który miał się pojawić na głównej stronie. Tymczasem zamiast znaleźć idealny temat, co chwilę odbierałam telefony. Nasz inwestor podupadał, toteż poszukiwałyśmy kogoś nowego. Portal prosperował dosyć dobrze, więc zbytnio nie było z tym problemów.

- Dzień dobry - odezwał się. Miał dosyć niski głos, z czego wywnioskowałam, że był mężczyzną. - Dodzwoniłem się do portalu Spontages?

- Tak - mruknęłam, przytrzymując słuchawkę barkiem. Zanotowałam pojedyncze słowa w Wordzie, aby przypadkiem nie wyleciały mi z głowy.

- Mogę rozmawiać z redaktor naczelną?

Przewróciłam oczami, usłyszawszy jego pytanie. Zbędnie przedłużał rozmowę, a przecież czas był na wagę złota.

- Przy telefonie - powiadomiłam, zakładając nogę za nogę.

Zaczęłam kreślić kółka na wolnej kartce papieru. Nie chodziło o to, że byłam znudzona. Po prostu od dłuższego czasu robiłam za swoją sekretarkę. To zaczynało być męczące.

- To bardzo dobrze się składa. Chciałbym umówić się z panią na spotkanie. Musimy porozmawiać o portalu. Może być środa o drugiej? - spytał, co wywołało uśmiech na mojej twarzy.

To musiał być nasz przyszły inwestor, a przynajmniej tak czułam. Zapanowała krótka cisza, podczas której udawałam, że sprawdzam mój harmonogram. Tak naprawdę próbowałam opanować entuzjazm. W końcu musiałam zachować się profesjonalnie.

- Jak najbardziej - oznajmiłam dyplomatycznie, tłamsząc radość. - Może w tej kawiarni, która mieści się w budynku redakcji? - zaproponowałam, obracając w palcach stalowy długopis. Musiałam czymś zająć dłonie.

Wynajęcie niewielkiego pomieszczenia w wieżowcu przy Roosevelt Avenue było pamiętnym krokiem milowym. Dotychczas cała redakcja skupiała się w malutkim domku pod miastem, który wynajmowałam razem z narzeczonym. Było to dosyć kłopotliwe. Nasza prywatność ograniczyła się do minimum, co okropnie nie spodobało się Calderowi. Dziennikarze, czyli moi podwładni, chociaż nie lubiłam używać tego słowa, niemal non stop krążyli pomiędzy naszym salonem a kuchnią, gdzie zaparzali sobie nową porcję kawy. W końcu uzbierałyśmy z Mercy, moją wspólniczką, niezbędną kwotę, dzięki której wreszcie mogłam odciąć życie zawodowe od prywatnego.

- Proszę bardzo. Przy okazji poznam waszą redakcję od kuchni. Do zobaczenia, panno Havenford.

Rozłączył się, podczas gdy ja nadal trzymałam słuchawkę przy uchu. Powoli próbowałam przyswoić do siebie tę informację. Nadarzyła się okazja na zmianę inwestora. Obecny od niedawna zaczął mnie poważnie irytować. Analizował niemal każdy artykuł, który miał zostać opublikowany, tym samym wchodząc w moje kompetencje.

Odłożyłam telefon na biurko, uśmiechając się szeroko. Zabrałam się do kontynuowania reportażu, rozmyślając o spotkaniu. To już za dwa dni... W co ja się ubiorę? Kiedyś wyczytałam, że najważniejsze jest pierwsze wrażenie. Niepewnie założyłam kosmyk włosów za ucho. Zamiast pisać przeglądałam stronę H&M. A może poszłabym na zakupy?

- Ci ludzie mnie osłabiają - westchnęła Mercy, która dopiero co pojawiła się w pomieszczeniu. Zmęczona opadła na skórzany fotel, uprzednio rzucając torebkę na swoje biurko.

- Co znowu? - spytałam od niechcenia, zerkając na nią jedynie kątem oka.

Rozsiadła się wygodnie i wyciągnęła nogi przed siebie.

Gdy umilkną szeptyKde žijí příběhy. Začni objevovat