Rozdział 29

382 46 2
                                    

Zerwałem się z łóżka niczym poparzony słysząc donośny dźwięk dochodzący z mojego smartfona oznaczający wiadomość na Kakao Talk, po czym spojrzałem na ekran, aby zorientować się, która była godzina. O cholercia! 6.00! Miałem jedynie dwie godziny! Przespałem nawet alarm. Tylko jakim cudem? Usłyszałem przyjście wiadomości, ale głośnego budzika już nie? Co za świat... Człowiek każdego dnia dziwi się coraz bardziej.

Powinienem był obudzić się pół godziny temu, żeby wszystko przygotować i się jakoś ogarnąć. Nie żebym przypadkiem nie był naturalnie piękny, ale jednak sytuacja wymagała dodatkowego upiękrzenia się za pomocą makijażu. Jak to mówią nie sztuką jest zrobienie makijażu, który od razu rzuca się w oczy, ale takiego którego nie widać, a podkreśla nasze walory i największe zalety. Właśnie w ten sposób miałem zamiar go wykonać.

Nie sprawdzając nawet powiadomienia, które przerwało mój sen od razu stanąłem na równe nogi, a następnie popędziłem do łazienki. Po wygrzebaniu się z pościeli było mi odrobinę zimno, więc zamiast jak zwykle zimnego prysznica, który zawsze perfekcyjnie działał na jędrność mojej skóry zdecydowałem się na gorący. Wysuszyłem szybko włosy, przy okazji ładnie je układając, po czym wziąłem się w końcu za make-up. Kiedy nareszcie skończyłem była już godzina 7.30. No musiałem przyznać, że trochę to mi się jednak zeszło. Udałem się do kuchni, gdzie przyrządziłem sobie smaczną i zdrową owsiankę, a potem zająłem się robieniem kanapek z żółtym serem na drogę. Wolałem szczerze mówiąc szynkę, ale moja mama zawsze powtarzała, że jedzenie mięsa w drodze może sprawić, że będzie ci niedobrze, a nie mógłbym przecież zwymiotować przy Jonghyunie! Oh, co to byłby za wstyd! Nie mógłbym mu się pokazać na oczy do końca życia! A nie widywanie go byłoby jeszcze gorsze. I tak oto w ten sposób nic nie znacząca i niewinna szynka byłaby powodem mojej śmierci.

Kończąc szóstą kanapkę usłyszałem nagle dzwonek do drzwi, co niemal przyprawiło mnie o atak serca. Już? Tak szybko? Przecież jeszcze nie było 8.00... Spojrzałem na duży zegar na ścianie, a po chwili zastanowienia się nad wskazówkami stwierdziłem, że przybył jak najbardziej na czas. Ani minuty później, ani minuty wcześniej. Spanikowany, ale zarazem podekscytowany rzuciłem okiem na ciuchy, które wcześniej założyłem, po czym pobiegłem prędko, aby otworzyć Blingowi drzwi. Miałem ogromną nadzieję, że moje obcisłe różowe rurki i miętowa koszulka bez nadruku przypadną mu do gustu. Co prawda mogłem się niby trochę bardziej postarać, ale wolałem postawić na luz i wygodę. Nie żeby reszta moich ubrań była niekomfortowa, ale po prostu nie chciałem być za bardzo ekstrawagancki. If you know what I mean.

     -Jongie! No hej!-przywitałem się z chłopakiem chyba jednak odrobinkę przesłodzonym głosem godnym czternastolatki używającej swojego aegyo, za co skarciłem się w myślach i dalej postanowiłem już mówić swoim normalnym tonem.

     -Cześć, Key.-powiedział, a następnie wszedł do mojego mieszkania nie czekając nawet na zaproszenie. Jak ja uwielbiałem tego siedzącego w nim bad boya, który od czasu do czasu się ujawniał!-Zrobiłeś kanapki?-zapytał wchodząc do kuchni.

     -Tak.-przytaknąłem chwilę po zamknięciu drzwi-Wyprodukowałbym więcej, ale mi przerwano.

     -To i tak chyba trochę przydużo.-stwierdził przygryzając jedną.

     -Daj spokój. Wiem jaki masz apetyt. Zjadłbyś całego konia i nie oszczędził podków.-uznałem-Przestań jeść! To na drogę!-wyrwałem mu z ręki pieczywo. Co za żarłok! Chyba jedyny z aż taką siłą ssania.

     -Jestem głodny!-wydął usta w słodkim geście.

     -Jak zawsze.-stwierdziłem-Masz.-postanowiłem mu jednak oddać pożywienie.

     -Jesteś już gotowy?-zapytał.

     -Jeśli bym nie był to musiałbym pożegnać się z paskiem od Chanel.

     -Co?-zdziwił się.

     -Nic takiego. Taki tam zakład z Dubu.-machnąłem ręką.

     -Jedziemy już?

     -Możemy.-uznałem.

     -A tak w ogóle to gdzie chcesz jechać?

     -No nad morze przecież.-wzruszyłem ramionami.

     -A może trochę bardziej sprecyzujesz?

     -Południowe wybrzeże.-odpowiedziałem.

     -Miasto?-dopytywał się.

     -Busan.

     -Kibum?

     -Słucham?

     -Odbiło ci?

     -Że co proszę?

     -To na drugim końcu państwa!

     -Co z tego?-oburzyłem się.

     -To, że jak Sooman się zorientuje to nas pozabija.

     -Nie wiedziałem, że z ciebie taki boidudek.-założyłem ręce na piersi, a następnie oparłem się plecami o ścianę. Punkt dla mnie. Sprytnie uderzyłem w jego męskość.

     -Wiesz, że nim nie jestem!-zmarszczył brwi.

     -Jestem jeszcze młody, nic tak naprawdę nie wiem.-westchnąłem ze stoickim spokojem, a on spojrzał na mnie jakbym powiedział, że jego głos jest poniżej przeciętnej.

     -Dobra. Niech ci będzie. Busan.-poddał się podnosząc ręce do góry-Ale jeśli wolno mi zapytać. Dlaczego?

     -Wakacje!-uśmiechnąłem się szeroko.

     -Tak nagle?-zdziwił się.

     -Bez spontana nie ma zabawy.

     -Ryzyka.-poprawił mnie.

     -To też jest!-krzyknąłem podniecony-A wy macie w końcu wolne podczas, gdy ja mam harować?-zaciekawiłem się.

     -Mamy.-westchnął.

     -No to czym się przejmujesz?-zapytałem zdziwiony.

     -Tobą, Bummie.-odpowiedział, na co przez moje ciało przeszedł dreszcz. On się o mnie troszczył! To takie kochane z jego strony...


Look At Me | JongKeyWhere stories live. Discover now