Gdy nazywasz go przyjacielem

409 11 0
                                    


Rozdział ≠ {Timothy Wright; Brian Thomas; Toby Rogers}

BENJAMIN LAWMAN

Dzięki posiadaniu przyjaciela, który ma nieograniczone możliwości hakerskie, co i rusz cieszyłaś się nową grą, elektroniką czy inna sprawiającą Ci radość rzeczą. Oczywiście wszystko z dostawą pod same drzwi.
Jednego z dni, w które miała do Ciebie dotrzeć kolejna paczka, był u Ciebie Ben. Akurat dyskutowaliście na temat filmu, który chciał włączyć chłopak, gdy usłyszeliście dzwonek. Nie werbalnie pokazałaś blondynowi, że wrócicie jeszcze do tej rozmowy i poszłaś otworzyć drzwi. Ukazała Ci się już dobrze znany kurier. Na oko dwudziesto-sześcio latek ze swoim nieodzownym firmowym uśmieszkiem wyciągał do Ciebie pseudotablecik, byś pokwitowała odbiór. - Chwila. - pokazałaś ręką, by przestał podsuwać Ci pod nos urządzenie. Dzisiejsza paczka była jedną z droższych i musiałaś mieć pewność, że nic co jest w jej wnętrzu, nie uległo żadnemu uszkodzeniu. Wyciągnęłaś dłonie po paczkę. Przekręciłaś oczami na wahanie mężczyzny. - Jej wartość przekracza tysiąc złoty, więc tym bardziej mam prawo zobaczyć, czy nic nie jest zepsute. - Wydaje mi się, - zaczął gdy siłowałaś się z taśmą szczelnie okalająca pudełko. - że zwyczajnie chcesz mnie tu zatrzymać na dłużej. - spróbował się nonszalancko oprzeć o framugę drzwi. Przy pierwszej próbie zemsknęła mu się ręką, ale szybko się zreflektował. Nie wydałaś żadnego dźwięku wzdychając. Byłaś skupiona jedynie na swojej nowej zabawce. Po sprawdzeniu czy aby na pewno każda z części, która mogła mieć możliwość uszkodzenia, jest cała, kiwnęłaś głową. Dla bezpieczeństwa odstawiłaś pudełko obok siebie i wyciągnęłaś dłoń by złożyć podpis. Twojej uwadze naturalnie nie uszedł wzrok szatyna, który bez cały ten czas prawie nie mrugał przyglądając się Tobie. Jednak to nie małe urządzenie znalazło się w Twojej dłoni.

- Po co mi Pana numer? - poczułaś się, jakby ktoś dawał Ci ulotkę o skręcaniu mebli do już złożonych. Mężczyzna poszerzył swój uśmiech, nie zrażony Twoim spojrzeniam. - Użycie go bezpośrednio będzie bardziej efektowne, niż ciągłe zamawianie głupot, byleby mnie tylko tu przyciągnąć. - zaśmiał się. Zaśmiał. Obraził Twoje zamówienia, czyli upodobania i się zaśmiał. Jeszcze myśli, że zamawiasz, by tu przyjeżdżał. Wywróciłaś oczami z ironicznym uśmiechem.
- Masz pamięć krótkotrwałą? - dobieg Cię głos blondyna. Intruz popatrzył na niego niezrozumiale, ale przybrał głupi uśmieszek, że niby załapał dowcip. - Dziś dzwoniłeś do niej i mówiłeś, o której będziesz z paczką. - Ben założył ręce po sobie - Robisz to za każdym razem od kilku tygodni. - uśmiechnęłaś się dyskretnie zasłaniając usta. Twój przyjaciel nie miał na tyle taktu, by ukryć swoje rozbawienie. Jakoś nie miałaś mu tego za złe.

- A Ty przepraszam kim jesteś? - teraz to on chciał grać poważnego i założył ręce po sobie. Ewidentnie niższy mężczyzna budził w nim jakiś niepokój. Chciałaś odpowiedzieć, że chłopak obok Ciebie Twoim sponsorem, by nieco skonsternować szatyna, ale nie wiedziałaś co Ben zrobiłby słysząc to. Mógłby uznać, że traktujesz go przedmiotowo i nie cenisz jako przyjaciela. Oczywiście było to nieprawdą, ale chłopak mógłby taki głupi żart źle zrozumieć. - To mój przyjaciel. - zmarszczyłaś brwi, by mężczyzna poczuł się bardziej nieswojo. Wyczekiwałaś momentu, aż wreszcie sobie pójdzie. Spojrzałaś przez ramię na blondyna. Wyglądał jakby odbywał w głowie jakąś ważną dysputę. - A co? - dodałaś patrząc w zdziwione brązowe oczy. Gdy przez kolejne pięć sekund żadne z mężczyzn nie zabrał głosu, postanowiłaś zakasać rękawy. - Paczka była na czas oraz cała. - mężczyzna, do którego była mowa jakby znów zaczął kontaktować. Nawet chciał coś wtrącić. Jaka szkoda, że nie zdążył nim rzuciłaś mu szybkim „dziękuję", „do widzenia" oraz jego karteczką z numerem przed zatrzaśnięciem drzwi. Popatrzyłaś na przyjaciela. Nadal nie kontaktował. Postanowiłaś go zostawić niczym lunatyków, z hasłem „rób co chcesz". Wróciłaś do pokoju.

Creepypasta boyfriend! |W TRAKCIE KOREKTY|Where stories live. Discover now