Rozdział 1. Medal dla ojca roku

8.6K 344 22
                                    

          Przeniósł swoje usta z moich na szyję. Przechyliłam głowę do tyłu, dając mu tym samym przyzwolenie na to oraz większy, lepszy dostęp do mojej szyi. Nie szczędził pocałunków, co akurat podobało mi się. Po chwili byłam niesamowicie podniecona. Chłopak wsunął jedną rękę pod moją krótką spódniczkę. Wyglądał na zaskoczonego, że mu pozwoliłam. Chyba tak samo jak on, mogłam to uznać za cud. Nie przepadałam za nim, a poza tym staliśmy w jednej z kabin damskiej toalety. Chociaż to była szkoła prywatna, jej toalety były naprawdę obskurne.
          Chłopak, wysoki brunet o dużych rękach, uszczypał mnie w pośladek, całkiem mocno. Cicho syknęłam i nakazałam mu więcej tego nie robić. Zaczerwienił się. Nic nie mówiąc, przeniósł ręce spod spódniczki pod bluzkę. Przez chwilę błądził, a potem... Potem usłyszeliśmy głos pana Nilssa, szkolnego pedagoga.
          — Stark! Wilson! Wyłaźcie stamtąd!
          Świetnie. Jeszcze tego brakowało. Nauczycielka musiała zauważyć naszą nieobecność na ostatniej lekcji, zgłosiła to pedagogowi, a ten sprawdził monitoring i znalazł nas.
          Spojrzałam na bruneta. Był cały czerwony na twarzy, a jego ręce drżały. Bał się przyłapania. Przystawiłam palec do ust, nakazując mu tym samym ciszę. Miałam głupią nadzieję, że pedagog da nam spokój, jeśli tylko będziemy cicho. Nadzieja matką głupich.
          — Jeśli wyjdziecie, będziesz miał mniejsze kłopoty, Wilson!
          Te słowa podziałały na chłopaka jak jakieś zaklęcie. Otworzył kabinę i wybiegł z niej, zaczerwieniony jeszcze bardziej niż wcześniej. Co za matoł! Nie mogłam uwierzyć, że to zrobił! Jedna obietnica, nie wiadomo nawet czy prawdziwa, a ten wybiegł jak pies za kiełbasą! Obiecałam sobie, że następnym razem będę bardziej uważać z kim i co będę chciała zrobić, jednak nie usatysfakcjonowałam tym samą siebie. Wciąż byłam zła na bruneta i na siebie za nieostrożność nad wyborem osób.
          — Wyłaź, Stark! — zawołał znudzonym głosem pedagog. — Twoi rodzice już tu jadą, aby podpisać papiery wyrzucenia cię ze szkoły.
          Serce zabiło mi szybciej, ale tylko na kilka sekund. Rodzice? Nilsson potrafił być zabawny. Czy on kiedykolwiek widział tu mojego ojca? Nie powinien się łudzić, że matka przyjedzie razem z nim, nawet jeśli miała to być tak cudowna, piękna i miła okazja, jaką jest wywalenie ze szkoły.
          Już dwa tygodnie temu zostało mi zapowiedziane, że mogę zostać wyrzucona ze szkoły, ku zadowoleniu pedagoga. „Jeszcze jeden wybryk, a panna Stark będzie musiała opuścić nasze grono” – takich słów użył dyrektor. Nie wątpiłam w jego prawdomówność, tak samo jak matka. Jej reakcja na to była bardzo zła. Dyrektorowi obiecała, że mnie ukaże, co rzeczywiście zrobiła. Pożegnałam się z laptopem i pilotem do telewizora, komórkę dostawałam tylko wychodząc do szkoły, a moje kieszonkowe zostało wstrzymane. Prawdopodobnie poinformowała też ojca, ale nie rozmawiał ze mną na ten temat. Tak właściwie, to od tych dwóch tygodni widziałam go tylko raz podczas kolacji. Zazwyczaj był zajęty ratowaniem świata, albo siedział w tym swoim garażu, majsterkując coś. Za to nienawidziłam być córką Iron mana. Ojciec, niby bez pracy, ale nigdy go w domu nie było albo robił coś ważnego. Matka, prowadząca Stark Industries, też wiecznie przebywająca poza domem. Witaj samotności.
          Poprawiłam bluzkę, skrzyżowałam ręce na piersi i wyszłam z kabiny. Wilson, jakkolwiek miał na imię, stał wpatrzony w podłogę. Był przy tym czerwony jak burak. Prawie było mi go szkoda. Prawie.
          — Po co pan wzywał moją matkę, skoro do niczego nie doszło? – zapytałam pedagoga.
          Był niskim, pulchnym mężczyzną, łysym. Kiedy pierwszy raz go poznałam, miał kilka włosów na tej swojej czuprynie. Wciąż powtarzał, że stracił je przeze mnie, bo wciąż daję w kość, i że dziwi się, że mój ojciec wciąż ma ich tyle. Cudem powstrzymywałam się od warknięcia, że nie powinien się dziwić, jako że ten słynny Tony Stark prawdopodobnie nie pamięta, że w ogóle ma dziecko.
          — Choćby za ucieczkę z lekcji. Do gabinetu dyrektora!
          Przewróciłam oczami i zrobiłam kilka kroków do przodu, lecz nie do gabinetu dyrektora, ale przed lustro. Podejrzewałam, że byłam rozczochrana, i nie pomyliłam się. Długie, czarne włosy, które odziedziczyłam po ojcu wraz z niebieskimi oczami, były rozczochrane. Przejechałam dłonią, aby wyglądały choć odrobinę lepiej, a następnie ruszyłam prosto do gabinetu dyrektora. Obok mnie szedł Wilson, a za nim pedagog.
         — Moi rodzice też zostali wezwani? — zapytał chłopak, wciąż wpatrując się w podłogę.
         — Zgodnie z procedurą, tak.
         Wilson zaczerwienił się jeszcze bardziej, o ile to możliwe. Nic nie mówiąc, szliśmy prostym korytarzem, dopóki nie stanęliśmy przed drzwiami do sekretariatu, gdzie było wejście do gabinetu dyrektora. Wtedy to zatrzymałam się, na co pedagog popchnął mnie lekko do przodu, śmiejąc się cicho przy tym.
          — Strach cię obleciał, Stark? Ruszaj się!
          — Gdybym miała się bać, nie stałabym tutaj, tylko siedziała na lekcji – warknęłam.
          — Wyszczekana jak ojciec.
          — Najpierw musiałby pan poznać mojego ojca, żeby wiedzieć jaki jest, zamiast ganiać po szkole za uczniami.
          Może i przesadziłam, ale nie lubiłam, kiedy ktoś odzywał się na temat mojego ojca, bo widział go trzy razy w telewizji. Niestety, mass media uwielbiały tatę, przez co wiele osób uznawało, że go zna, chociaż nigdy nie widzieli go na żywo. Nawet ja, chociaż jest moim ojcem, nie znałam go za dobrze.
          — Ruszaj ten tyłek, Stark. Chcę zobaczyć, jak cię wywalają stąd.
          Nie zobaczył. Dyrektor stwierdził, że nie chce widzieć mnie czy Wilsona, lecz naszych rodziców, przez co siedzieliśmy w sekretariacie i czekaliśmy. Moja matka przyjechała po kilku minutach i od razu zaczęła rozmowę z dyrektorem i pedagogiem. Nie wiem o czym tak długo rozmawiali, ale czasami było dość głośno. Niestety, nie wiele słyszałam. Mama nie jeden raz wymawiała imię ojca. Chyba rozmawiali o moim wywaleniu ze szkoły, bo trwało dość długo i gdy wyszli, dyrektor oznajmił mi, że mam ostatnią szansę, po czym zaprosił mamę i tatę Wilsona do siebie, którzy czekali przez piętnaście minut na swoją kolej.
          Czy czułam wtedy strach, co mama na to powie? Nie. Nie czułam strachu przed matką (nie mówiąc już o ojcu), nie czułam wstydu. Jedyne co poczułam, to delikatną zazdrość, gdy zobaczyłam państwo Wilsonów razem w szkole. Mój ojciec może i był geniuszem, milionerem i bohaterem w jednym, ale nie był dla mnie jak tata. Nie zachowywał się tak.
          Ruszyłam za mamą do auta. Kobieta miała wypisaną na twarzy wściekłość, ale nic się nie odzywała. Postanowiłam, że to ja zacznę rozmowę.
          — Jak było w pracy?
          Matka spojrzała na mnie ze złością.
          — Jesteś jak ojciec.
          Otworzyłam już buzię, żeby zaprotestować, ale mama ruchem ręki kazała mi się zamknąć. Posłusznie siedziałam cicho, czekając, aż powie co miała do powiedzenia, lecz zamiast tego odpaliła samochód i ruszyła do domu.
          — Nie jestem jak...
          — Proszę cię, Chloe, milcz. Mam już dość twoich wybryków. Brakuje mi słów do ciebie.
          Poczułam lekkie poczucie winy, do którego zaraz odezwał się wstyd. Pierwszy raz widziałam ją taką wściekłą i jednocześnie zawiedzioną mną.
          Zgodnie z rozkazem mamy, milczałam całą drogę. Nawet kiedy weszliśmy do domu, nowocześnie urządzonego oraz zbudowanego, kiedyś zniszczonego przez wroga taty, a potem odbudowanego tak samo, jak wcześniej, nie odezwałam się, w przeciwieństwie do mamy.
          — Tony! — zawołała, kierując się po schodach w dół, prosto do garażu. — Tony!
          — Hej, J.A.R.V.I.S. — powiedziałam do cybernetycznego lokaja, jak tylko przestałam widzieć i słyszeć mamę.
          — Witam w domu, panno Stark — odpowiedział lokaj.
          Spojrzałam przez okno, skąd był widok na ocean, a po kilku sekundach pobiegłam na górę do mojego pokoju.
          Na białych ścianach były oprawione w ramki moje rysunki, w odstępie co piętnaście centymetrów każdy. Tuż przy dużym łóżku, na którym było pełno poduszek, było wejście do łazienki. Na drugiej ścianie było biurko, ustawione tak, żebym mogła wyglądać przez okno, skąd było widać ocean. Na ścianie obok były ustawione regały na książki, a obok nich wejście do ogromnej garderoby.
          Rzuciłam plecak w kąt, przebrałam się w krótkie spodenki i czarny, obcisły podkoszulek, po czym rzuciłam się na łóżko, wtulając w jedną z poduszek. Zamierzałam się zdrzemnąć, aż do kolacji. Niestety, nie było mi to dane; zaczęłam usypiać, kiedy usłyszałam pukanie do drzwi. Pomyślałam, że to mama, co ani trochę nie spodobało mi się. Nie miałam ochoty z nią rozmawiać, nie po tej naszej rozmowie w aucie. Ale zamiast niej wszedł tata. Zdziwiona podniosłam się i usiadłam na łóżku. Jednocześnie zauważyłam, że miał minę, jakby on sam nie wiedział, co robi w moim pokoju.
          — Mogę? — zapytał.
          Kiwnęłam głową. Czekałam, aż wejdzie dalej czy coś, ale on stał w progu. Rozejrzał się wokół. To był pierwszy raz kiedy wszedł do mojego pokoju, a przynajmniej żadnego wcześniejszego nie pamiętałam.
          — Ładnie tu — mruknął.
          — Dzięki. Coś się stało?
          Nie musiałam pytać, aby wiedzieć.
          — Stało w szkole.
          Co miałam mu odpowiedzieć? „To nic takiego, w końcu wciąż mnie nie wywalili”? Mama prawdopodobnie stoczyła niezłą bitwę o mnie, a więc nie uznałabym tego za coś trafnego. „To tylko mały wybryk”? Słabe. „Więcej to się nie powtórzy”? Sama w to nie wierzyłam. Dlatego milczałam, czekając aż ojciec przemówi.
          — Twoja matka ma dość. Zabroniła szkole dzwonić do niej, kazała do mnie.
          Brwi same mi się uniosły z zaskoczenia.
          — Ciebie?
          Ojciec nie wyglądał na zadowolonego, jednak potwierdził skinieniem głowy.
          — Skończ z wygłupami w szkole, Chloe.
          Odwrócił się na pięcie i wyszedł z pokoju. Nie przewidział, że tymi słowami zdenerwuje mnie, przez co nie dam łatwo zakończyć rozmowy. Miałam skończyć wygłupy bo on tak powiedział?! Bo nie chciał być wzywany do szkoły?! Po tylu latach wciąż miał mnie gdzieś!
          — Nie powiesz mi chyba, że zachowywałeś się inaczej w moim wieku.
          — W wieku trzynastu lat? Inaczej.
          Zrobił kilka kroków, ale znowu go zatrzymałam, tym razem sama wstając.
          — Mam piętnaście lat!
          Zatrzasnęłam drzwi, nawet nie chcąc widzieć jego miny ani odpowiedzi. Ojciec roku! Nie wiedzieć, ile jego córka ma lat! Aż dziwne, że wiedział gdzie mam pokój i jak mam na imię!
          Mimowolnie z oczu poleciały mi łzy. Świetnie. Nie dość, że mama ma mnie dość przez moje wybryki w szkole, to jeszcze własny ojciec interesuje się tylko tym, aby nie zająć mu wiele czasu. Lepiej być nie mogło!
          Wróciłam na łóżko, gdzie otarłam łzy z policzka i przez chwilę zastanawiałam się nad własną okropną sytuacją. Z zamyślenia wyrwał mnie J.A.R.V.I.S., informujący, że mama wyjechała na tydzień w podróż służbową. Nie zdziwiłam się zbytnio, nie raz tak było. Uznałam, że to nawet lepiej. Minęłaby jej złość.
          Przewróciłam się na drugi bok, chcąc usnąć. Zamiast tego doznałam znajomego bólu głowy, dokuczliwego jak mało co. Byłam bliska wrzeszczenia, ale nie chciałam zbawić tu z powrotem ojca. Chociaż czy rzeczywiście usłyszałby...?
          — Mam wezwać kogoś, panno Stark? — odezwał się lokaj.
          — Nie — wyszeptałam, zaciskając pięści. Ból był nie do wytrzymania. Ale to nie to było najgorsze.
          Przed oczami przeleciały mi różne obrazki, takie jak zbroja Iron mana czy szkoła. Kolejne z nich przelatywały szybciej niż dwa poprzednie, przez co nie byłam w stanie ich dostrzec. Chyba widziałam Thora, ale nie dałabym sobie uciąć ręki. Wraz z szybkością obrazków, zwiększał się ból głowy. Cicho krzyknęłam, po czym zemdlałam.

Panna StarkOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz