Rozdział 7. Niechciana niespodzianka

3.7K 177 35
                                    

          Wróciłam z ojcem do domu. Mama, cała blada, czekała na nas w salonie. Widząc, że nic mi nie jest, trochę się uspokoiła, jednak dalej była przestraszona. W czasie, kiedy tuliła mnie, zastanawiałam się, ile razy jeszcze ktoś mnie zaatakuje, aby dostać diament daltański. Ile to jeszcze razy mama będzie wystraszona czekała na jakkolwiek znak, że nic mi nie jest. Ile razy tata będzie musiał mnie ratować. I czy nastanie dzień, w którym mnie zabiją.
         Dotyk mamy był ciepły, a uścisk mocny. Odwzajemniłam go. Co jeśli to miał być ostatni raz, kiedy się przytulałyśmy? Nawet nie chciałam o tym myśleć. Nie chciałam umierać, nie chciałam, aby mama była smutna po tym, jak zobaczyłaby mnie martwą... Cierpiałaby. A na to nie zasługiwała.
          Mama w końcu puściła mnie. Wymówiła imię taty i przytuliła go. Tata powtarzał jej, że wszystko w porządku, jednocześnie patrząc na mnie. Zastanawiało mnie, co myślał, ale nie byłam w stanie rozszyfrować jego myśli. Żałował tego dodatkowego zabezpieczenia, schowania diamentu w mojej szkole i nie powiedzenia o tym? A może cieszył się, że wróciliśmy do domu?
          Powiedziałam rodzicom, że jestem zmęczona i idę spać, po czym życzyłam im dobrej nocy. Wdrapałam się po schodach i weszłam do pokoju. Przyjrzałam się w lustrze. Fryzurę miałam rozwaloną, zamiast ładnego koka miałam rozczochrane i rozpuszczone włosy. Makijaż, na szczęście, dobrze się trzymał.
          Ściągnęłam sukienkę, zostając w samej bieliźnie, po czym zmyłam makijaż. Nie dbając o założenie pidżamy, rzuciłam się na łóżko. Myślałam, że z nadmiaru emocji i myśli będę miała problem z zaśnięciem, ale pomyliłam się. Zmęczenie wzięło w górę i zasnęłam.

          Obudziłam się o jedenastej. Po balu mieliśmy dzień wolny, a więc mogłam spać do woli. Wróciliśmy późno, bo o drugiej nad ranem, więc tym bardziej nie spieszyłam się ze wstaniem. Od razu włączyłam telewizor. Nawet nie wstałam po to, żeby się ubrać. Nie miałam ochoty wstawać. Uznałam, że kiedy już zerwę się z łóżka, pójdę od razu pod prysznic.
          Włączyłam wiadomości, sama nie wiem czemu. Niestety, mówili akurat o wydarzeniu podczas balu. Przestałam słuchać. Widziałam obrazki płonącej szkoły, nawet filmik, ale jedyne o czym byłam w stanie myśleć, to o tym, co usłyszałam podczas pobytu w T.A.R.C.Z.Y. Było dla mnie nie do pojęcia, że dziadek w ogóle zrobił coś takiego, ale wiedziałam o tym od dawna. Za to to, że coś tak potężnego mój ojciec schował w szkole, do której chodziłam?! Niby był geniuszem, ale to... To nie było ani trochę mądre.
          W końcu wyłączyłam telewizor. Wzięłam prysznic, umyłam się, założyłam luźną, niebieską bluzkę na ramiączkach, legginsy i zeszłam na dół. W salonie zobaczyłam dość uroczy widok, chociaż odrobinę dziwny... Mama śpiąca na tacie. Mężczyzna już nie spał, lecz kobieta za to tak, a więc pomachałam tylko tacie (chociaż byłam na niego zła), żeby nie zbudzić mamy, i poszłam do kuchni. Zrobiłam sobie kanapki z sałatą, serem i pomidorem. Powoli wcinałam je, kiedy do pomieszczenia wszedł tato. Nie pytając o zgodę, zabrał z mojego talerza kanapkę, siadając obok mnie.
          — Jakie masz plany na jutro? — spytał.
          To była tradycja – rano obchodziliśmy urodziny taty w trójkę. Potem, wieczorem wyjeżdżałam w wybrane przeze mnie miejsce, żeby impreza urodzinowa taty nie przeszkadzała mi zbytnio.
          — Spa — odpowiedziałam. — Mam nadzieję, że tam nie ukryjesz diamentu. Chciałabym spędzić tam spokojną dobę.
          — Przestań się wściekać — mruknął tato. — I nie możesz nic powiedzieć o tym mamie.
          Nawet nie miałam takiego zamiaru. Po co miałam ją martwić? Wystarczyło, że przejęła się atakami i porwaniem. Nie chciałam denerwować jej bardziej, niż to było potrzebne.
          Kiwnęłam głową i oparłam się o krzesło. Co jeśli to były ostatnie moje dni w tym domu? Jeśli Hydra znajdzie mnie w spa i zabije, bo nie będę chciała zbudować rakiety i pokazać, gdzie jest diament? Te opcje były bardzo prawdopodobne.
          Poczułam łzy spływające po policzkach. Szybko je otarłam.
          — Chloe? Co się dzieje?
          Przez chwilę milczałam, nie wiedząc, czy odpowiedzieć.
          — Nigdy nie pomyślałam, że mogłabym to wszystko stracić. — Zrobiłam trzysekundową pauzę. — Że mogłabym umrzeć mając piętnaście lat.
          — Nie umrzesz, Chloe.
          — Nie? Popatrz się, ile osób chce diament! I jak łatwo będzie im mnie zabić — szepnęłam. — Nie potrafię się obronić.
          — Chyba nie rozważasz propozycji Fury'ego?
          Kiedy tak siedzieliśmy przy stole, Nick dał mi propozycję – trening w T.A.R.C.Z.Y. Nie zgodziłam się, podobnie jak ojciec. Ale być może to był jedyny sposób na przeżycie. Być może tylko to mogło mnie uratować...
          — Chloe...
          — Chcę pobyć sama — przerwałam tacie, wstałam i ruszyłam do swojego pokoju. Kiedy przechodziłam obok niego, złapał mnie za rękę. Spojrzałam na niego.
          — Nie dam cię skrzywdzić, Chloe. Nie masz czym się martwić.
          — Czyżby? — Mój głos brzmiał słabo i był pełen zmęczenia. Zresztą, tak się czułam. Słaba. Bezsilna.
          Tata wstał z krzesła i mocno mnie przytulił.
          — Jestem tego pewny na sto procent.
          Po policzkach od nowa zaczęły mi lecieć łzy. Nie hamowałam ich, chociaż kiedy tak stałam przy ojcu zapewniającym mnie, że wszystko będzie w porządku, byłam w stanie uwierzyć, że rzeczywiście wrócimy do normy. Że przeżyję, i nic mi nie będzie. Poczułam się lepiej, i po chwili przestałam płakać. Mężczyzna wciąż mnie nie puszczał. Właściwie zrobił to, kiedy weszła do kuchni mama.
          — To był ładny widok — powiedziała, na co tylko uśmiechnęłam się. Miałam nadzieję, że nie było widać, że płakałam. Nie mogłam wyjaśnić powodu.
          — Ładniejszy mam w szafce na wieczór — odpowiedział tato, podchodząc do jednej z szafek. Wyciągnął z niej wino czerwone. — Rocznik 1920.
          — Nie możesz zostawić tego, aż będę pełnoletnia? — zapytałam markotnie.
          Wiedziałam, że otworzą wino wieczorem, lecz nie wypiją całego. A to, co zostanie powędruje do mojego gardła... Mama nic o tym nie wiedziała, myślała, że znikające resztki win po każdej ich randce to sprawka taty. Ten za to znał prawdę. Przyłapał mnie pół roku temu. Nie wściekł się. Właściwie to przyjął to spokojnie. Pozwolił mi pić resztki, o ile nie będzie ich dużo. Nigdy nie było.
          — Nie — odpowiedział tato, wstawiając z powrotem do szafki butelkę.
          Założyłam ręce na piersi, udając obrażoną. Widząc to, mama przytuliła mnie, cicho chichocząc.
          — Do twoich dwudziestych pierwszych urodzin jest jeszcze sporo czasu.
         
          Resztę dnia spędziłam na rysowaniu, rozmowach przez telefon z Sashą, i na siedzeniu na Facebooku. Napisał nawet do mnie Dom, pytając, jak się czuję po wczorajszym. Pisałam z nim godzinę, i, o dziwo, uważam to za bardzo udaną godzinę.
          Koło dwudziestej trzeciej położyłam się spać. Nie mogłam usnąć. No, a przynajmniej do momentu, kiedy ból głowy nie zaczął dawać znać o sobie, a przed oczami nie pojawiły mi się obrazki, a właściwie obrazek, jakieś zdjęcie, czarno-białe. Minęło to tak szybko, że nie wiedziałam, co na nim było. Nic więcej się nie stało. Ból głowy zniknął, a ja, o dziwo, byłam przytomna. Do tej pory jeszcze nie miałam tak krótkiej i łagodnej wizji.
          Od razu usnęłam.

          Wstałam o dziewiątej. Po długim prysznicu spakowałam potrzebne rzeczy do torby, żeby być gotową na wyjazd do spa, a potem weszłam na Facebooka. Nic ciekawego nie było, a więc szybko przejrzałam wiadomości. Kilka stron trąbiło o imprezie mojego ojca. Zastanowiło mnie, ile osób zostało zaproszonych, ale potem uznałam, że w sumie nie jest mi ta informacja do szczęścia potrzebna.
          Wyłączyłam Internet w telefonie, wzięłam schowany prezent i zeszłam na dół. Rodzice siedzieli w salonie, drażniąc się ze sobą. Uśmiechnęłam się na to.
          — Cześć — powiedziałam.
          — Chloe! W samą porę — zawołała mama.
          Podeszłam do taty i wręczyłam mu torbę ze szlafrokiem.
          — Wszystkiego najlepszego.
          — Dziękuję — odpowiedział.
          Zauważyłam, że w ręku trzymał prezent od mamy. Był niesamowicie mały. Zaczęłam zastanawiać się, co tam było. Zegarek? Na pewno nie, to było o wiele za małe. Mógł to być ewentualnie męski łańcuszek, ale tata w takich nie chodził. A więc co?
          Usiadłam obok taty. Zaczął od oglądania mojego prezentu, co trochę mnie zawiodło. Chciałam jak najszybciej dowiedzieć się, co było w pudełeczku. Tymczasem mężczyzna wyciągnął szlafrok i rozłożył go.
          — Fajny. Nawet nie zdawałem sobie sprawy, że wyglądam tak ekstra w zbroi.
          Zaśmiałyśmy się z mamą. Tata złożył szlafrok i zabrał się za odpakowywanie prezentu mamy. Potargał papier do pakowania prezentów, otworzył mini pudełeczko i wyjął zdjęcie.
          Poczułam się dziwnie. To było to samo zdjęcie, co w mojej wizji. Rzecz w tym, że to nie było zwykłe zdjęcie. To było USG.
          Tata przejechał palcem po zdjęciu i spojrzał na mamę, która z uśmiechem przyglądała się raz tacie, raz mi.
          — Czy to...? — zaczął mężczyzna.
          — Tak.
          Obserwowałam, jak na twarzy taty pojawił się ogromny uśmiech. Przytulił mocno mamę, pocałował ją i oboje spojrzeli na mnie. Zapewne oczekiwali entuzjastycznego krzyku, typu „taaaaak, ale super!”. Ale nie byłam w stanie nic powiedzieć. Chociaż widziałam to w wizji,  byłam zaskoczona. No i nie chciałam tego. Nie chciałam mieć rodzeństwa. Miałam piętnaście lat, nie wyobrażałam sobie brata albo siostry o szesnaście lat młodszych! No i co?! Rodzice już nie mieli czasu dla mnie, a co dopiero po narodzinach dziecka...
          — Przepraszam — szepnęłam i szybko poszłam do swojego pokoju. Jeszcze na korytarzu usłyszałam cichy głos taty:
          — Nie martw się, jest zaskoczona. Z pewnością się cieszy.
          Otóż nie. Nie cieszyłam się.

Panna StarkOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz