Rozdział 3. Mam tę moc

5.1K 248 19
                                    

          Obudziłam się w swoim pokoju. Ojciec siedział obok mnie, wciąż z kubkiem w ręku. Trzymał go na tyle nisko, abym mogła zobaczyć colę. Zaciekawiło mnie, czy to zwykła cola, czy może z dodatkiem alkoholu. Uznałam jednak, że lepiej nie pytać.
          Przewróciłam się na bok, twarzą do mężczyzny. Byłam głodna jak wilk, jednak nie chciało mi się wstawać. Uznałam, że zaraz zamówię pizzę, niech tylko ojciec wyjdzie stąd.
          — Jak się czujesz? — zapytał mężczyzna.
          — Dobrze.
          — Powiesz mi, co jest grane?
          Pokręciłam głową. Nikt nie mógł o tym wiedzieć, nieważne czy to geniusz, mutant czy ktokolwiek inny. Tata napił się łyka i wstał.
          — Niech ci będzie. Wytłumaczysz się mamie.
          Odwrócił się tyłem do mnie, zmierzając do drzwi. Szybko wstałam.
          — Nie mów jej! — zawołałam, ale czułam, że albo będę musiała mu się zwierzyć, albo powie mamie. Świetnie. Jeszcze tylko tego mi brakowało.
         Ojciec odwrócił się.
          — Dlaczego?
          — Po co ją martwić? — Mężczyzna nie odpowiedział. Przewróciłam oczami. — Czemu nie odpuścisz? Nic mi nie jest! — Dalej brak reakcji, z wyjątkiem wpatrywania się we mnie. — Ty ukrywałeś przez pewien czas, że jesteś Iron manem! Czemu też nie mogę mieć tajemnic?! — Dobra, idiotyczny przykład. Ojciec chyba też tak pomyślał, bo jego jedyną reakcją było wypicie kilku łyków napoju z kubka. — Po co ci to wiedzieć? To i tak nic nie zmieni, nie pomożesz mi!
          — Daj mi szansę.
          — Po co?! Nigdy cię nie interesowałam, i nagle jesteś zainteresowany...?
          Czułam się okropnie. Robiłam wszystko, aby nikt się nie dowiedział, ale nie miałam żadnych szans. Chcąc, nie chcąc, musiałam powiedzieć o tym. I jednocześnie zostać uznaną za dziwoląga. Bo kim innym mogłam być, jeśli nie właśnie nim? Nie byłam zwykłym człowiekiem, byłam... Byłam potworem. A ludzie, jeśliby się dowiedzieli, także by mnie za niego mieli, nawet jeśli tymi ludźmi mieliby być też moi rodzice. Mama nie była przychylnie nastawiona do zbroi, a co dopiero powiedziałaby, gdyby poznała mój sekret...
          — Ktoś musi, kiedy nie ma mamy. Za chwilę ona sama zadzwoni z pytaniem, czy nic ci nie jest, bo usłyszy o ataku w szkole. Decyduj, czy chcesz jej powiedzieć o bólach głowy, czy nie.
          Powstrzymałam się od złośliwego komentarza. Zamiast tego zmarszczyłam brwi, założyłam ręce na piersi i szepnęłam:
          — Widzę przyszłość. Zadowolony?
          Ostatnie słowo nie wykrzyczałam, nie było też w nim złości. Bardziej strach. Nie mogłam patrzeć na jego reakcję, tak bardzo obawiałam się jej, a więc po prostu wyszłam szybko z pokoju. Zbiegłam po schodach, nie wiedząc co dalej. Wyjść na zewnątrz? Bałam się, że natrafię na Zimowego Żołnierza, chociaż został złapany. Ukryć się gdzieś w domu? Gdzie? Ostatecznie zostałam w salonie i popatrzyłam przez okno. Fajnie było oglądać pusty, spokojny ocean. To było całkiem relaksujące, chociaż po głowie wciąż krążyła mi sytuacja sprzed chwili, kiedy to wyznałam tacie sekret.
          Byłam ciekawa, a jednocześnie przerażona tym, jak miał mnie teraz traktować. Rzadko kiedy widywaliśmy się, jeszcze rzadziej rozmawialiśmy. Czy teraz odetnie się zupełnie ode mnie? Przestanie uznawać jako jego córkę? A może będzie na każdym kroku dawał odczuć, że jestem dziwolągiem?
          Nie wiem, jak długo stałam tak wpatrzona w ocean. Z pewnością minęło całkiem sporo czasu, zanim usłyszałam głos ojca, a za chwilę zobaczyłam go z tabletem w ręku.
          — Nic jej się nie stało, Pepper. Chloe, choć pokazać się mamie.
          Odwróciłam się. Tata stał przy schodach. Szybko podeszłam do niego. Na ekranie zobaczyłam mamę. Blond włosy miała związane w kucyka, a na jej czole spoczywała grzywka. Na twarzy miała wymalowane zmartwienie. Uśmiechnęłam się pocieszająco.
          — Cześć, mamo.
          — Dzięki Bogu... Na pewno nic ci nie jest, Chloe? Jesteś bardzo blada...
          — Wszystko w porządku. Naprawdę.
          — Widzisz, Pepper? Cała i zdrowa — powiedział ojciec.
          — Wrócę wcześniej.
          — Nie ma takiej potrzeby, mamo. Nie martw się, jestem już bezpieczna.
          Mama przez chwilę zastanawiała się. W końcu kiwnęła głową, pożegnała się i rozłączyła. Tata odłożył tablet na stolik. Ostrożnie obserwowałam go, czekając na jakąkolwiek oznakę, że nie chce mieć mnie już w domu, że jestem dla niego dziwolągiem. Ku mojemu zaskoczeniu, nic takiego nie stało się.
          — Zjemy pizzę? — zapytał, odwracając się do mnie. Kiwnęłam głową. — J.A.R.V.I.S., zamów jedną z szynką, pieczarkami i podwójnym serem.
          — Tak jest, sir.
          Godzinę później zajadaliśmy się oboje pizzą, siedząc w salonie. Tata zajął kanapę, podczas gdy ja fotel.
          — Ten ból głowy... Masz go zawsze, gdy widzisz przyszłość? — Kiwnęłam głową. — To ciekawe.
          — Nie ujęłabym tak tego.
          — Czemu nigdy nie mówiłaś o tym?
          — Komu? Tobie, siedzącemu cały czas w garażu albo ratującemu świat? Mamie, która nie przepada za zbroją, a co dopiero gdyby dowiedziała się, że jej córka to dziwoląg?
          — Nie jesteś dziwolągiem. No, może takim malutkim, jak każdy nieczłowiek.
          — Po pierwsze, nie pomagasz. Po drugie, nie jestem nieczłowiekiem, metaczłowiekiem, czy mutantem. Po prostu przed oczami przelatują mi obrazki, które pokazują przyszłość.
          Ojciec sięgnął po drugi kawałek pizzy. Jakoś nie przejął się moimi słowami, ani też nikogo innego.
          — Masz moc, jak każdy nieczłowiek.
          — Możemy zmienić temat?!
          Nie byłam zadowolona z wypominania mi, że jestem nieczłowiekiem. Nie czułam się tak. Byłam normalną nastolatką, której czasami zdarzało się odjechać od normy na chwilę. Nie mogłam też tego kontrolować, a więc nie uznałabym tego za moc.
          — Nie myślałaś o tym, żeby to wykorzystać?
          — Nie!
          — Mogłabyś...
          — Tato! Nie chcę tego wykorzystywać, tak samo jak nie chcę, aby ktokolwiek wiedział o tym!
          Sięgnęłam po kolejny kawałek pizzy.
          — Dobra. Widziałem w twoim pokoju sporo książek. Interesujesz się nauką?
          To tyle z ukrywania tego przed nim. Nie dość, że z wyglądu jestem jak jego młodsza, żeńska wersja (z wyjątkiem mięśni), to jeszcze uwielbiałam jak on naukę. Nie chciałam przyznawać, że mam coś z nim wspólnego, jednak wychodziło na to, że jestem jego córką z krwi i kości. Super.
          — Taa, trochę.
          Zapanowała na chwilę cisza, którą przerwał ojciec.
          — Wiedziałaś, że Zimowy Żołnierz zaatakuje?
          — Gdybym wiedziała, zostałabym w domu. Jedyne co widziałam w wizji to szkołę i ciebie.
          Nie chciało mi się tłumaczyć, że to nie pokazywało fragmentów przyszłości, lecz pojedyncze obrazki. Na szczęście, ojciec nie dopytywał. Tak właściwie, to na chwilę urwał się temat.
          — Co powiesz na małą wycieczkę jutro?
          Zmarszczyłam czoło.
          — Wycieczkę? Gdzie?
          Wzruszył ramionami.
          — Zobaczymy. A, i jutro wieczorem wychodzę. Zostaniesz sama w domu?
          Nie byłam zbyt chętna do tego. Po dzisiejszych wydarzeniach w szkole nie czułam się bezpiecznie. Ale za żadne skarby nie chciałam tego przyznać, nawet jeśli to oznaczało, że musiałabym spędzić przerażona kilka godzin, w obawie przed Hydrą. Poza tym, czy rzeczywiście coś groziło mi samej w domu?
          — Mamy nie ma, a ty nagle wychodzisz?
          Wzruszył ramionami.
          — Impreza z resztą Avengersów.

          Rano tata zbudził mnie zaraz po ósmej. Długo marudziłam, że nie wstanę o tak wczesnej porze w sobotę, jednak ostatecznie zerwałam się przed dziewiątą. Szybko umyłam się, ubrałam, związałam włosy w kucyka, zjadłam śniadanie i pojechałam z ojcem na tą jego „małą wycieczkę”. Pożałowałam tego, kiedy ujrzałam park linowy z mojej wizji. Nie miałabym nic przeciwko temu, gdyby nie fakt, że znajdował się jakieś sto metrów nad ziemią!
          — Żartujesz sobie? — zapytałam, wpatrując się w tor.
          — A czy wygląda to na żart? — Tata wysiadł z nissana. Poszłam za jego przykładem.
          — To wygląda okropnie – mruknęłam.
          — Będzie śmiesznie.
          Ojciec ruszył w stronę wejścia.
          — Po czym to wnioskujesz?
          — Po twojej minie.
          Że co?! Tak nagle, z dupy, wziął mnie na jakiś okropny tor w parku linowym, wyższym ponad pięćdziesiąt razy od niego, i jeszcze jest mu do śmiechu z mojej miny?! Cudownie! Tylko tego brakowało!
          Kiedy ubraliśmy się w te kaski i zabezpieczenia, a potem weszliśmy na górę, tata próbował mnie przekonać, abym poszła jako pierwsza. Szybko odmówiłam, mówiąc, że w ogóle nie zamierzam tego przechodzić. Musiał mnie długo przekonywać, abym w końcu zrobiła chociaż jeden krok do przodu. Wreszcie zrobiłam to... I było całkiem fajnie. Ze śmiechem pokonywałam tor, próbując jak najszybciej przejść tor, i dokuczając tacie, że wlecze się jak żółw. Musiałam przyznać, że dawno nie bawiłam się tak dobrze. Zaskoczeniem było, że ta zabawa trwała wraz z ojcem. Nigdy wcześniej nic takiego nie robiliśmy.
          Niestety, w końcu przeszliśmy cały tor, i musieliśmy wracać do domu. Z zaskoczeniem zauważyłam, że była już czternasta. Zjedliśmy obiad (oczywiście zamówiony z jakiejś restauracji), a potem zadzwoniła mama. Po krótkiej rozmowie każde z nas zajęło się czymś innym – ja spaniem (musiałam nadrobić poranek), a tata zszedł do garażu. Musiałam stwierdzić, że to był fajny dzień, pomimo wczesnej pobudki.

Panna StarkOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz