Rozdział 16. Bitwa ostateczna

3K 141 16
                                    

          Tato powiedział, że pojedziemy do domu, ale kiedy już Hulk zmienił się w Bruce'a, pojechaliśmy na helicarrier. Oczywiście, wcześniej zaaresztowali Lokiego. Thor odprowadził go do więzienia w Asgardzie, a potem obiecał przyjechać na helicarrier.
          Ledwo chodziłam. Ból żeber był okropny, a więc tato musiał mi pomóc. Z ulgą usiadłam na krześle, blisko kokpitu (czy co to było) Fury'ego. W ogóle to wyglądało jak centrum dowodzenia, i zapewne nim było.
          — Loki i Hydra połączyli swoje siły — powiedziałam, chociaż nawet mówienie sprawiało mi ból. — To nie wygląda dobrze.
          — Loki został przeniesiony do Asgardu — zauważył Clint.
          — Nie uważasz, że dał się złapać za łatwo? — spytałam.
          — Chloe ma rację — wstawił się za mną Fury. — Ostatnio rozwalił połowę Nowego Jorku, zanim złapaliście go. To z pewnością nie wszystko.
          — Trzeba zniszczyć diament. To jego chcą — powiedziała Natasha.
          — Jak? — zapytał Steve.
          — Bruce, możecie wraz z Tony'm stworzyć coś do zniszczenia? — zapytała Romanoff.
          Zaczęłam zastanawiać się, dlaczego nie spytała się taty, tylko Bannera, ale kiedy zaczęłam szukać rodziciela wzrokiem, nie zauważyłam go. Prawdopodobnie właśnie to było powodem. Gdzie go wywiało?!
          — Tak, jeśli uda nam się zrozumieć mechanizm diamentu, z czego jest stworzony — odpowiedział Bruce.
          — Tony bawił się nim, a więc powinien wiedzieć — odpowiedział Steve.
          — Tony wprowadził usprawnienia za pomocą dodatkowych części. Prawdopodobnie nie będzie znał jego mechanizmu — odpowiedział Banner.
          Usłyszałam kroki, po których zjawił się tato. W ręce miał kilka toreb.
          — Kto chce cheesburgera? — zapytał.
          — Ja! — zawołałam. Nie jadłam od... Która była godzina? Chyba coś około czwartej nad ranem.
          Tata podał mi jednego. W między czasie Avengersi patrzyli na niego z lekką wściekłością. Nie rozumiałam czemu, dopóki nie odezwał się Barton.
          — Poszedłeś po cheesburgery w czasie, kiedy musimy zrobić coś z diamentem?!
          — Byłem głodny.
          — Trzeba zniszczyć diament, Stark. Możesz to zrobić razem z Bannerem? — spytał Fury.
          — Potrzebujemy diamentu, aby go zbadać — odpowiedział tato.
          — Dostaniecie go — zapewnił Nick. Spojrzałam na ojca.
          — Chyba nie zamierzasz wziąć go do Stark Tower?! — Widząc minę mężczyzny, potwierdzającą moje obawy, kontynuowałam. — Hydra już dwa razy wpadła do wieży, myśląc, że tam jest diament. Nie chcę trzeciego! Zresztą, to byłoby szaleństwem dalej go trzymać w tym miejscu!
          — Chloe ma rację — powiedział Steve. — Nie możemy ryzykować, że Hydrze uda się dostać diament po następnym napadzie.
          Czy ja dobrze usłyszałam?! Miałam nadzieję, że nie...
          — To zabrzmiało, jakbyś był pewny następnego ataku.
          Nikt nie chciał mi odpowiedzieć. Natasha patrzyła na ojca, Bruce odwrócił wzrok, Clint mruknął coś w stylu „no to się porobiło”, Nick gdzieś zniknął, a Steve i tata mierzyli się wzrokiem. O co im wszystkim chodziło? Co ukrywali, że zareagowali w tak dziwny sposób na proste słowa?
          — Okej... Słuchaj, Chloe. Hydra wciąż nie wie, że zmieniliśmy położenie diamentu. Są pewni, że on jest ciągle w Stark Tower. Będą chcieli go zdobyć, atakując, znowu. A razem z nimi inni. Być może Hydra i Loki nie są jedynymi, którzy będą o niego walczyć. Musimy być gotowi na więcej przeciwników — zaczął tłumaczyć tato. Powiedz mi coś, czego nie wiem. — W czasie kiedy namierzaliśmy cię przez chip, opracowaliśmy plan, który wdrożymy w życie po odkryciu jak zniszczyć diament.
          Zaraz po tym, jak tata skończył tłumaczyć mi plan, który był chory, jeśli mam być szczera, zjawił się Thor, z okropną wiadomością – Loki uciekł. Nie było nic więcej do roboty, a więc postanowiliśmy wrócić do Stark Tower. Kolejny problem pojawił się, kiedy spróbowałam wstać. Ból uniemożliwiał mi to. Odczuwałam go przez cały ten czas, ale kiedy chciałam się podnieść, nasilił się. Tata zdecydował, że jedziemy do szpitala. I wszystko byłoby okej, gdyby nie to, że zarejestrował mnie, wyraził zgodę na ewentualne leczenie i poszedł sobie. Ojciec roku!
          Lekarz zrobił mi prześwietlenie. Okazało się, że miałam złamane żebra. Świetnie. Jeszcze tylko tego brakowało. Medyk okazał się być ciekawy tego, co mi się stało. Zaczęłam mu to objaśniać.
          — Kilku szaleńców, chcących rządzić światem, wpadli mi do mieszkania i zaczęli walczyć ze mną. Jeden z nich miał metalową rękę.
          Mina lekarza była bezcenna. Szybko się ogarnął, mruknął „no tak... Zrobimy też tomografię” i kazał mnie przewieźć na kolejne badanie. Nie przejęłam się tym. To rzeczywiście brzmiało nieprawdziwie.
          Zrobili mi tomografię, która nic nie wykazała, oczywiście, i stwierdzili, że zostawią mnie jeszcze kilka dni w szpitalu, aby żebra zrosły mi się, chociaż odrobinę. Napisałam to tacie, lecz ten odpisał mi dopiero po dłuższej chwili. Kazałam mu pracować z Bannerem nad diamentem i poszłam spać. U Hydry niezbyt to było możliwe, lecz tutaj miałam łóżko i było mi ciepło, a więc nic nie stało mi na przeszkodzie, aby odespać noc.

          Półtora tygodnia później wyszłam ze szpitala, ku mojemu zadowoleniu. Nie miałam tam już co robić. Siedziałam i uczyłam się, albo czytałam, albo rysowałam. Często przychodził do mnie tato. Za każdym razem pytałam się o diament. Odpowiadał, że pracują nad nim, ale średnio im to wychodzi.
         Moje zadowolenie po wyjściu ze szpitala szybko zmalało. Plan Avengersów był niebezpieczny, mogłam znaleźć się na linii ognia. Właśnie dlatego Fury podniósł mi ilość godzin treningów. Ze szkoły odbierał mnie tato. Jechaliśmy na helicarrier, gdzie miałam pięć godzin treningu z Wilsonem. W między czasie rodziciel pracował nad diamentem. Potem wracaliśmy do domu, gdzie powtarzałam biologię i angielski, a następnie szłam spać, bo na nic nie miałam siły. W weekendy za to już od godziny ósmej trenowałam. Kończyłam o piętnastej. Zazwyczaj wtedy wracałam do domu i oglądałam telewizję.
          Sasha nie wróciła do szkoły. Dom też nie. Nie zdziwiło mnie to. Ich przykrywki były spalone. I o ile Sasha sama to wybrała, Dom został zmuszony. Było mi go szkoda, i to bardzo. Jednak były inne rozwiązania.

          W końcu, po trzech tygodniach, tato i Bruce znaleźli rozwiązanie, jak zniszczyć diament. Zamiast się ucieszyć, że przez ten czas Hydra nie wkradła nam się do Stark Tower i nie było żadnego ataku, i teraz mieliśmy to skończyć raz na zawsze, żebym nie musiała się bać więcej o atak, czułam strach. Powiększył się, gdy usłyszałam zmieniony plan taty.
          Kiedy tato przyszedł, miałam akurat trening. Najlepszy trening na świecie. Zaczął się od biegania, jak zwykle. Tym razem Wilson dołączył do mnie. Twierdził, że to po to, abym się pospieszyła. Następnie zaczęliśmy się bić. W ramach treningu, oczywiście. W pewnym momencie skończyłam na podłodze, a Wilson na mnie. Sama nie wiem, jak to się stało. Śmialiśmy się, trenując, a potem leżeliśmy na sobie. Miał takie piękne oczy... Mogłabym patrzeć na nie przez cały dzień. Pocałowałam go.
          Obrazek z wizji. Pocałunek.
          Całowaliśmy się tak, dopóki nie wpadł tata. Oderwaliśmy się od siebie błyskawicznie, ale ten zauważył co robiliśmy. Przewrócił oczami.
          — Rozpracowaliśmy działanie diamentu. Jak już skończycie się obściskiwać, możecie przyjść i usłyszeć plan, lekko zmieniony.
          Wstaliśmy i poszliśmy za mężczyzną. Zaprowadził nas do pomieszczenia, w którym siedzieliśmy po balu, kiedy to dowiedziałam się, że Wilson jest szpiegiem. Siedzieli tam wszyscy Avengersi i Fury. Żadne z nich nie wyglądało na szczęśliwych. Nie dziwiłam się im. Sama miałam obawy.
          Usiadłam. Wilson stał obok Natashy, czekając, aż ktoś objaśni o co chodzi. Nastąpiło to szybko.
          — Dobra wiadomość: mój ojciec, Howard, zbudował maszynę, która może zniszczyć diament daltański.
          — A jaka jest zła? — zapytał Steve.
          — Jest zbyt duża, aby ją tutaj przenieść. Dlatego musimy zmienić z lekka nasz plan. Chloe, będziesz musiała wziąć diament do szkoły, znaleźć jedną część, bez której nie jest w stanie działać, tak, jak ustalaliśmy. Szpiegu obściskujący moją córkę...
          — Tato! — zawołałam wściekła. Mógł się powstrzymać od zbędnych komentarzy!
          — ... Pomożesz Chloe. Hydra na pewno będzie was śledzić, kiedy zauważą, że macie diament, zrobią wszystko, żeby go wam odebrać. Będziecie mieć pomoc w postaci Czarnej Wdowy i Hewkeye'a. Będą działać pod przykrywką, a więc nie będą mogli szukać, jedynie ubezpieczać — tłumaczył tato. — Jak już znajdziecie, przeniesiecie diament do starego magazynu Howarda. Polecicie tam quinjetem. W między czasie Kapitan, ja i Bruce będziemy uruchamiać maszynę, aby jak najszybciej zniszczyć diament. Thor szuka Lokiego. Jakieś pytania?
          Nikt nic nie powiedział.

          Dwa dni później wzięliśmy się za wykonywanie planu. Dzień przed skrócili mi trening z Wilsonem o dwie godziny. Położyliśmy się wcześniej spać, bo o piątej rano mieliśmy być na helicarrierze, żeby omówić dokładnie jeszcze raz plan. Kiedy przybyłam, zrobiliśmy to i mieliśmy chwilę. Podszedł do mnie tato.
          — Jak się czujesz?
          — To zły pomysł, tato. Hydra będzie miała o wiele więcej ludzi niż my. Jeśli dodatkowo zjawi się Loki... Nie damy rady. Przejmą diament.
          — Nie przejmą. Będziesz miała niezłą ochronę. Miałaś jakąś wizję?
          — Nie. Co jeśli nauczyciele będą się pytać, dlaczego przeszukuję szkołę? I dlaczego część diamentu jest zupełnie gdzieś indziej?
          — Clint i Natasha wybronią cię. Właśnie po to, aby Hydra nie mogła go wykorzystać. Prawie nikt nie wie o drugiej części.
          — Tak samo jak nie wiedzieli, że diament był ukryty w szkole? To wciąż zły pomysł, tato.
          Bruce podszedł do nas i poprosił tatę na rozmowę w cztery oczy. Przeprosiłam i poszłam znaleźć... Właściwie nie mam pojęcia kogo. Miałam nadzieję pogadać z kimkolwiek, kto powiedziałby mi, że nie muszę tego zrobić. Muszę mówić, że graniczyło to z niemożliwością, i rzeczywiście nic takiego się nie stało?
          Znalazłam Wilsona. Stał obok jakiejś dziewczyny, mniej więcej w naszym wieku, z długimi, brązowymi włosami spiętymi w kucyka. Podeszłam do nich.
          — Chloe, to agentka Diana Johansson. Będzie pomagała cię chronić w razie ataku.
          Na usta cisnęło mi się pytanie „mnie czy diament?”, ale odpuściłam i podałam jej rękę. Uścisnęłyśmy sobie dłonie i Diana poszła, zostawiając mnie samą z Wilsonem. Wziął ze stolika broń i włożył ją za przymocowany do spodni pasek na różne gadgety. Następnie zasłonił to długą, bardzo luźną bluzą. Przyszło mi coś do głowy, coś zupełnie nie związanego z diamentem czy Hydrą.
          — Wilson... Wtedy, kiedy twoi rodzice przyszli do szkoły...
          — To nie byli moi rodzice — przerwał mi chłopak. — To była dwójka agentów, którzy na polecenie dyrektora zostali wysłani. Musiałem zachować przykrywkę.
          — Co z twoimi prawdziwymi rodzicami? — spytałam.
          — Nie wiem. Nie miałem okazji ich poznać.

          Niedługo potem wyruszyliśmy do szkoły. Najpierw Clint i Natasha, potem Wilson i na końcu ja. Przez pewien czas przeszukiwałam ukradkiem fragmenty budynku, w celu znalezienia brakującej części diamentu. W myślach przeklinałam ojca, że musiał akurat wybrać szkołę na miejsce do przechówku.
          W końcu Clint i Natasha zaczęli pomagać mi w poszukiwaniach, zdenerwowani, że tyle to trwało. Nie dziwiłam im się, mnie samą tłukły nerwy. Dołączył do nas również Wilson. I wszystko byłoby piękne, gdyby nie to, że w pewnym momencie poczułam lufę przy skroni. Znieruchomiałam.
          — Czego tu szukacie, robaczki? — Usłyszałam męski głos.
          Pozostali, do tej pory odwróceni, obejrzeli się. Spojrzałam na Wilsona. Ćwiczyliśmy co zrobić w takiej sytuacji. Kiwnął delikatnie głową, a ja wykonałam kilka podstawowych ruchów samoobrony, po których to ja celowałam z broni do mężczyzny. Okazał się być wysokim, przystojnym blondynem. Obok mnie stała Natasha, pilnując go razem ze mną, a Wilson i Clint szukali.
          W czasie kiedy próbowaliśmy dowiedzieć się kim jest mężczyzna (oczywiście, nic nie powiedział), oni znaleźli resztkę diamentu. Myślałam, że na tym się skończy. Niestety, wtedy mężczyzna powiedział kilka słów, po których zaczęło dziać się to, czego się obawiałam i przez co miałam takie wątpliwości.
         — Hail Hydra.
         Wyciągnął z kieszeni jakąś pastylkę. Zanim zareagowaliśmy, połknął ją i padł na podłogę. Spojrzałam niepewnie na Natashę. Wyglądała na poirytowana.
          — Czy on...? — zaczęłam pytać dla pewności.
          — Połknął tabletkę z trucizną. Pospieszcie się, może ich być więcej.
          Barton przekazał mi walizkę z brakującym elementem. Ruszył z Natashą jako pierwszy, a zaraz po nim ja i Wilson. Zrobiliśmy zaledwie kilka kroków, po których okazało się, że Nat wykrakała.
          Przed nami stanął tabun ludzi. Nie musieli nic mówić, wiedzieliśmy, że to Hydra. Natasha zgłosiła się na ochotnika, aby z nimi walczyć. Poczułam się mniej pewnie, kiedy nie było jej przy mnie. Straciłam swoją pewność, kiedy po chwili zagrodził nam drogę Zimowy Żołnierz. Hydrze musiało bardzo zależeć na tym diamencie...
          Barton i Wilson zaczęli walczyć z nim, a ja próbowałam nie dać się panice i dojść do quinjeta. Byłam przerażona jak nigdy dotąd. Ode mnie zależała przyszłość całego świata... A moje przeczucia były złe. Zostałam sama. No, Diana miała mi zapewnić ochronę, i byłam pewna, że Natasha po skończeniu swojego mini zadania albo pomoże Clintowi i Wilsonowi, albo przyjdzie ochraniać mnie. Nic więcej nie powinno się stać, no bo co? Żołnierze Hydry i Zimowy Żołnierz zajęci...
         Zza zakrętu wyszła Diana.
         — Masz to? — zapytała, na co kiwnęłam głową. — Pysznie. Quinjet jest niedaleko, nie powinnyśmy mieć problemów z dostaniem się do niego.
         Obyś miała rację, pomyślałam. Ostatnie czego potrzebowałam, to kolejnych przeciwności. Chciałam po prostu, jak najszybciej, oddać tacie ten cholerny diament, żeby został zniszczony.
          Ruszyłyśmy dalej. Nic się nie odzywałyśmy, ale nie przeszkadzało mi to. Nie była tutaj dla towarzystwa, ale jako ochrona.
          W którymś momencie, jeszcze w budynku szkoły, usłyszałam jakiś hałas, jakby grzmiało. Przez okno widziałam, jak świeciło słońce, a więc to z pewnością nie było to. Tylko co innego, jeśli nie burza...?
          — Chloe, uważaj! — krzyknęła Diana, złapała mnie mocno za rękę i zaczęła biec. Nie wiedziałam co się dzieje, ale postanowiłam jej zaufać i pobiegłam za nią. Jakieś piętnaście metrów dalej schowałyśmy się za filarem. Wtedy spojrzałam za siebie, żeby sprawdzić co się działo...
          Hałas, który słyszałam, nie był oznaką nadchodzącej burzy. To nie był grzmot, lecz zawalający się dach... W miejscu, gdzie wcześniej stałam, była dziura zamiast dachu. Wszystko leżało na podłodze. Wątpiłam, że to był przypadek. Prywatna szkoła z w miarę dobrą renomą nie pozwoliłaby sobie na wadliwy dach. Hydra próbowała mnie zabić, aby przejąć tą cholerną walizkę.
          Spojrzałam z przerażeniem na Dianę. Najwyraźniej również była zdziwiona i lekko przestraszona.
          — Robi się groźnie — szepnęła.
          — Powinnyśmy poczekać na Wilsona, Natashę i Clinta? — spytałam.
          — To zależy jaki macie plan. Jeśli potem nie są potrzebni, możemy iść same.
          — Umiesz pilotować quinjeta?
          Diana złapała się za głowę.
          — Wysłali cię na misję, w której może się zdarzyć, że będziesz musiała pilotować quinjeta, ale nie szkolili cię w tym?!
          — Nie było czasu! Umiesz czy nie?!
          Johansson westchnęła.
          — Nie. Musimy czekać na agentkę Romanoff.
          Zastanawiałam się, czy zapytać, czy w ogóle uda nam się przeżyć dopóki Natasha nie skończy z agentami Hydry, ale powstrzymałam się. W tym czasie Diana ruszyła do przodu, kierując do wyjścia.
          — Chodź. W quinjetcie będziesz bezpieczna.
          Sama nie wiem czemu, ale przyszło mi do głowy, żeby potajemnie przełożyć diament do kieszeni. Najdziwniejsze było to, że nie byłam w stanie wytłumaczyć skąd takie przeczucie i dlaczego.
          — Muszę do toalety — skłamałam i nie czekając na odpowiedź Diany, skręciłam w lewo, a potem otworzyłam pierwsze drzwi po prawej. Weszłam do środkowej kabiny i przełożyłam diament i jego dodatkową część. Po chwili znowu szłam do quinjeta.
          Udało nam się wyjść ze szkoły bez żadnych więcej przeszkód. Quinjet był „zaparkowany” niedaleko. Miałam nadzieję, że tak krótki kawałek uda nam się przejść bez żadnych przeszkód... Nadzieja matką głupich.
          Drogę zagrodziła nam Sasha z Domem. No świetnie. Tylko ich tu brakowało. Diana zajęła się Domem, ale to mi przypadła Sasha. Uznałam, że to lepiej. Chłopaka było mi szkoda i żal, bo to nie z własnej woli przyszedł po diament. Nie wiem, czy byłabym w stanie cokolwiek mu zrobić. Za to Sasha... Oszukała mnie. Nie miałam dla niej ani grama litości. Ta bitwa była dla mnie wręcz czymś pożądanym.
          — No proszę, nauczyłaś się bić — stwierdziła, kiedy zaczęłyśmy bić się. Zamiast odpowiedzieć, zaatakowałam. — W końcu robi się z tobą ciekawie. Przez cały ten czas, kiedy udawałam twoją przyjaciółkę irytowały mnie te twoje problemiki, to, jak bardzo byłaś nudna, jak żałosne były twoje problemy. — Próbowała mnie sprowokować. Wilson ostrzegał mnie przed tym. — Wiesz, że wiedziałam o planie zaatakowania twojego domu? Miał zginąć twój ojciec, ale twoja matka była jeszcze bardziej żałosna od niego. Dobrze, że nie żyje. Dzisiaj dołączysz do niej. Cieszysz się, nie?
          Udało jej się sprowokować mnie. Zaczęłam uderzać mocniej, dopóki nie upadła. Chociaż nawet wtedy uderzałam dalej. Robiłam to, dopóki nie oderwała mnie Natasha i Diana.
          — Chloe, przestań! Ona już nie żyje! — krzyknęła Czarna Wdowa, ale sens jej słów doszedł do mnie po chwili. Opadłam na kolana.
          Zabiłam człowieka. Zamordowałam moją byłą najlepszą przyjaciółkę. I to dlatego, że wspomniała o mamie. Jedyne co do mnie w tamtym momencie docierało, to to, że stałam się mordercą.
          Nie pamiętam, co się działo dalej. Moje kolejne wspomnienie to siedzenie w quinjetcie, obok Diany. Nie mogłam myśleć o niczym innym, niż o martwej Sashy. Przed oczyma miałam widok jej zakrwawionego, martwego ciała.
          Podeszła do nas Natasha.
          — Kto pilotuje? — spytała Diana.
          — Autopilot. Chloe, masz diament?
          Sięgnęłam do kieszeni i wyjęłam go. Podałam to kobiecie, trzęsącą się ręką. Wzięła go na chwilę do ręki, obejrzała i oddała.
          — Schowaj to dobrze. Na miejscu pojawił się Loki i obecnie to nim się zajmują. Chloe, niewykluczone, że to ty będziesz musiała zniszczyć diament.
          — Nie umiem — szepnęłam.
          — Musisz spróbować. Thor, Steve i twój ojciec dają sobie radę, ale jeśli Loki zobaczy, że masz diament, będzie chciał go odebrać. Będziemy wszyscy starali się odciągnąć go od ciebie. Zrobisz to, Chloe?
          Musiałam to zrobić. Chociażby dla mamy. Zginęła, bo chcieli ten głupi diament. Trzeba było go zniszczyć, zanim jeszcze ktoś ucierpiał.

          Magazyn był ogromny i miał dwa wejścia. Przy jednym część Avengersów walczyła z Lokim, a drugie było nieobstawione. Wybrałyśmy właśnie to drugie, żebym mogła spokojnie dojść do maszyny. Diana została ze mną, aby mnie ochraniać, a Natasha poszła pomóc przyjaciołom.
          Choćbym bardzo chciała, nie mogłabym nie zauważyć maszyny dziadka. Była ogromna, na ponad dwa metry. Były podłączone do niej różne kable. Spojrzałam na Dianę, a ta odwzajemniła wzrok.
          — Jesteś pewna, że to to? — spytała.
          — Tak.
          — Obyś się nie pomyliła. Nie chcę zniszczyć świata.
          — Nie martw się. Jestem zupełnie pewna, że to właściwa maszyna.
          Podeszłam bliżej i miałam już sięgnąć do kieszeni po diament, kiedy Diana złapała mnie za rękę i pociągnęła w swoją stronę. Zdziwiona rozejrzałam się, i wtedy zobaczyłam Lokiego. Musiałam przyznać, że całkiem przystojny... Podobałby mi się bardziej, gdyby nie był gotowy zabić mnie za cholerny diament daltański.
          — Tato?! — zawołałam. Mieli się nim zająć!
          Nie doczekałam się odpowiedzi rodziciela. Zamiast tego młot Thora uderzył Lokiego w głowę. Ten się zachwiał i upadł, lecz zaraz wstał. Zanim to zrobił, obok mnie stał Steve, tata, Nat i Hulk. Ten ostatni podszedł i zaczął walić bogiem na wszystkie strony. Ojciec wykorzystał to.
          — Daj diament — rozkazał. Wyciągnęłam go z kieszeni i oddałam.
          Tata podszedł do maszyny, ulokował diament w małej dziurce i wcisnął guzik, po czym się odsunął. Zrobiłyśmy z Dianą to samo. Wokół urządzenia wytworzyło się pole siłowe. Trwało tak przez dwie sekundy, w czasie których Loki krzyczał „nieeeeeee”, a potem to zniknęło, tak samo jak diament.
          Nie mogłam w to uwierzyć. Było już po wszystkim. Koniec z napadami, koniec z porwaniami, koniec z Hydrą... Miałam już mieć spokój.
          Rozpłakałam się. Tata mocno mnie przytulił. Nie wiem, czy płakałam bardziej z ulgi, czy z tego, że zabiłam człowieka. Być może dwa na raz. Chociaż diament zniknął, ja nie czułam się najlepiej.
          — Tony, mamy jeszcze coś do zrobienia — odezwał się Steve, patrząc na Lokiego. Tata puścił mnie.

Miesiąc później
          Położyłam powoli kwiaty na grobie mamy i wyprostowałam się. Przez chwilę nie mogłam oderwać wzroku od nagrobka. Zastanawiało mnie, jakby wyglądało moje życie, gdybyśmy zniszczyli diament przed śmiercią mamy, albo gdyby dziadek nigdy go nie stworzył. Wyobrażałam sobie, jak w naszym domu zajadamy się w trójkę pizzą, oglądamy filmy i jak chodzę z mamą na zakupy. To wyglądało pięknie. Tymczasem nie było źle, miałam ojca, mieszkałam w ogromnej wieży nazwanej naszym nazwiskiem, i miałam kochającego chłopaka. Ale brakowało mi mamy.
          — Myślałeś kiedyś, jak wyglądałoby nasze życie, gdyby mama żyła? — spytałam ojca. Kiwnął głową. — I jak?
          — Małego brzdąca, ciągle płaczącego. Twoją mamę uśmiechającą się do niego. Ciebie idącą do MIT.
          Spełniło się z tego tylko jedno. Z racji tego, że nauka szła mi za dobrze, przenieśli mnie na studia. Do MIT, gdzie się dostałam.
          Przez chwilę milczałam.
          — Tęsknię za nią.
          Tata zamiast coś odpowiedzieć, nachylił się nade mną i pocałował w czoło.

* * *
No i jest - ostatni, najdłuższy rozdział. Mam nadzieję, że podobał wam się ;) Mile widziane komentarze nie tylko co do tego rozdziału, ale też całego opowiadania.
Co do drugiej części - prawdopodobnie będzie dopiero sierpień/wrzesień.
No i na koniec - dziękuję wszystkim, którzy to czytali (i jakimś cudem wytrwali do końca), dawali gwiazdki i tym bardziej komentowali <3 Gdyby nie wy, prawdopodobnie nie byłoby tego opowiadania. Jeszcze raz dziękuję <3

Panna StarkOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz