Rozdział 7

62 10 1
                                    

Budzę się rano i o dziwo pomimo nocnych rewelacji czuję się dość wypoczęta i zrelaksowana. 

Sięgam po telefon leżący na szafce przy łóżku i ze zdziwieniem stwierdzam że jest dopiero szósta rano tutejszego czasu. 

Zwlekam się z mojego nadzwyczaj wygodnego łóżka i podchodzę do okna.  Pozwoli jeszcze raz analizuję wszystkie wydarzenia wczorajszego wieczoru. 

Przez głowę przesuwają mi się obrazy mnie i Matta tańczących w klubie, potem interwencja blondynki a na koniec Drew i Amy.  No i koszmar.  Cholera nie wygląda to dobrze. 

Są fakty które muszę zaakceptować,  mimo że nie do końca przypadły mi do gustu.

Po pierwsze podoba mi się kuzyn mojej przyjaciółki, co do tego nie mam wątpliwości.  Po drugie on ma dziewczynę, która ewidentnie rości sobie do niego prawo.  No i najważniejsze, od wczoraj jesteśmy przyjaciółmi. Ot tak historia mojego życia.

Cholera,  miałam tu odpocząć i odciąć się od problemów a tym czasem co?  Wpadam w kolejne skomplikowane relacje,  których mam po dziurki w nosie. 

Czas wziąć się w garść Blue. Chce byśmy byli przyjaciółmi to tak będzie.  Nie dam się wplątać w kolejne problemy.  Zależy mi na dobrych stosunkach z członkami tej rodziny, zwłaszcza że Beatrice nie pała do mnie miłość.  Dziś jest nowy dzień,  dajmy temu nowy początek. 

Z mocnym postanowieniem ruszam do łazienki by oddać się chwili relaksu i naładować baterie na nowy dzień w pałacu rodziny McKenzie.

Kiedy jestem już gotowa,  staję przed lustrem i podziwiam efekt końcowy.  Tego ranka mam na sobie jasne po przecierane dżinsy z podwiniętymi lekko nogawkami,  do tego biały top na cienkich ramiączka i również białe trampki. 

Włosy wciąż mokre po wcześniej kąpieli pozostawiłam rozpuszczone by szybciej wyschły, a twarz bez grama makijażu delikatnie pociągnęłam kremem nawilżającym. 

W sumie byłam gotowa, jeszcze tylko długi, wełniany sweter zrobiony na drutach przez moją babcię i mogłam wychodzić po Amy. 

Niestety Brytyjska pogoda nie była tak łaskawa tego dnia i zza okna słuchać było padający deszcz. Coś czuję, że szybko zatęsknię za słońcem naszego Wybrzeża.

Już miałam wychodzić po Amy kiedy drzwi do mojego pokoju otwierają się z rozmachem a do środka bez pukania wpadła moja przyjaciółka. 

- O Bee super że jesteś już gotowa,  chodź niedługo podadzą śniadanie - prawie krzyczy wypluwając z siebie słowa. 

- Ciebie też dobrze widzieć Am's i nie, nie kłopocz się pukaniem - mówi ironicznie przewracając oczami. 

- Och daj spokój,  od kiedy to my do siebie pukamy - śmieje się Amy łapiąc moją rękę i wyciągając mnie z pokoju. 

Ma rację, odkąd zamieszkaliśmy razem na studiach,  nigdy nie bawiłyśmy się w takie rzeczy.  Zawsze czuliśmy się w swoim towarzystwie bardzo swobodnie i na luzie. 

- I co ci tak śpieszno co?  - pytam obserwując jak moja szalona przyjaciółka szybko schodzi na dół przemierzając korytarze. 

- Jestem mega głodna Bee.  Sen w zmorzył  mój apetyt - mówi kiedy wchodzimy do ogromnej, już częściowo zastawionej jadalni. 

Po pomieszczeniu krząta się służba, co chwila układając coś na stole,  przy którym o dziwo jeszcze nikogo nie ma. 

Hm czyżbyśmy tym razem miały zjeść tylko we dwie?  Tak proszę. 

the Storm in her eyes (PL)Where stories live. Discover now