13. Christine Corden (17 lat; Panama; Czwórka)

908 50 6
                                    

To już koniec, pomyślałam.

I Alleluja.

Doceniałam troskę pokojówek. Były życzliwe i praktycznie nie rozstawały się ze szczotką, kosmetykami i igłą. Coś jednak mówiło mi: "czuję się nieswojo". Pójdziesz się umyć - chcą ci pomóc, chcesz się napić herbaty - natychmiast ci przynoszą. Czasem zachowywały się jak cyborgi, a nie ludzie z wadami. Ba, nawet ich nie pokazywały. Szybko się peszyły.

Ale takie było życie w pałacu.

Chcesz się pokazać od dobrej strony? Bądź idealna, nienaganna, pokaż, że ci zależy... Zależy... na czym? Póki co, musiałam spróbować utrzymać się tu jak najdłużej, sprawić, że może wreszcie uda się rozwinąć restaurację, zobaczyć Alaina i poznać księcia. Nikt go nie znał, co napawało mnie dziwnym uczuciem, że nie wiedziałam czego się spodziewać. Przypomniałam sobie słowa Lisy: "Tin! Jesteś kandydatką!". Wywoływało to przerażającą melancholię.

- Jak się panience podoba w pałacu? - zapytała z lekkim uśmiechem Cindy.

Coś podpowiadało mi w myślach, uciekaj. Uciekaj, bo nie poznasz życia, a ono się właśnie zaczyna.  Poznanie pałacu? Wspaniały pomysł! (Gdyby nie to, że za każdym razem, gdy próbowałam przejść chociaż kilka metrów, gwardziści patrzyli na mnie spode łba). Najprawdopodobniej miałam się po prostu wynosić do swojego pokoju i tam spędzać większość czasu.

- Nie miałam okazji go zwiedzić. - Wzruszyłam ramionami, gdy założyła na siebie spokojną maskę. - Myślałam, żeby dzisiaj być dłużej w Komnacie Dam... - skłamałam gładko. - Nie czekajcie na mnie.

- Chce panienka poznać kandydatki? - spytała, pudrując mi policzek.

- Zdecydowanie.

To sprawiało, że wszystko wydawało się jeszcze śmieszniejsze. Zaprzyjaźnimy się, a potem i tak odejdziemy. Nie wrócimy, nie poznamy się bliżej, nie zostaniemy najbliższymi przyjaciółkami, bo to wszystko kiedyś się... skończy.

***

Kolacja minęła spokojnie.

Zbyt spokojnie.

Słyszałam ciche pomruki, nieśmiałe uśmiechy, a może i nawet chichoty.

Pierwsze przyjaźnie.

Westchnęłam cicho i skupiłam się na jedzeniu, choć żołądek zaczął definitywnie mówić nie. Tym razem książę był na kolacji. Ale czy na pewno obecny duchem? Sprawiał wrażenie skupionego, choć... co naprawdę siedziało mu w głowie? Pokręciłam prawie niewidocznie głową, załamana sobą. Powinnam skupić się na kolacji, ale posiłek ciągle stał nietknięty.

Cholera, nic z tego - pomyślałam.

Wreszcie wstałam i żegnając się ze wszystkimi miałam zamiar odejść, gdy zobaczyłam przy talerzu karteczkę. Niewiele myśląc, podniosłam ją i udałam się na korytarz. Tam mogłam wszystko spokojnie przeczytać. A wychodziło na to... że dzisiaj miałam się spotkać z księciem w bibliotece.

***

Może trochę zbyt niepewnie otworzyłam drzwi do biblioteki. A może po prostu ręka mi się trzęsła albo to wszystko było spowodowane brakiem jedzenia i kompletnego niemyślenia. Przez krótki moment szukałam księcia wzrokiem i jednocześnie nie mogłam się nadziwić ile książek mogło namieścić to pomieszczenie. Było... ogromne. Wyrwałam się z zamyślenia i niewiele się zastanawiając, podeszłam wreszcie do fotela, na którym siedział Victor.

- Dobry wieczór, Wasza Wysokość. - Dygnęłam lekko ciesząc się w duchu, że moje nogi przestały być jak z waty.

- Ah, Lady Christine. Dobry wieczór.

Książę do wzięciaWhere stories live. Discover now