Ci, którzy trzykrotnie mu się oparli. Cz 2

2.7K 227 68
                                    

Atak na szpital wstrząsnął całą magiczną społecznością. Było wiele ofiar, a naprawa zniszczeń dokonanych przez Śmierciożerców postępowała bardzo wolno.

Po tym incydencie wszystko jakby ucichło. Ci bardziej naiwni, myśleli że Czarny Pan w końcu dał im spokój. Jednak aurorzy, podobnie jak Zakon Feniksa wiedzieli, że jest to jedynie cisza przed burzą.

- Łapo, może byś mi pomógł? - powiedział ze złością James rzucając zirytowane spojrzenie na najlepszego przyjaciela, który rozłożył się na kanapie znajdującej się w niewielkim saloniku. Ciemnowłosy mężczyzna uniósł głowę, a jego wzrok powędrował od okularnika do jego żony.

Spojrzenie kobety jasno dało mu do zrozumienia, że jak się odezwie chociażby słowem, to wyleci z domu szybciej niż do niego wszedł.

- Nie będę się wtrącał w małżeńskie sprzeczki. - odparł i znów się położył. Potter prychnął  przeczesując ręką włosy. Lily nie mogła powstrzymać delikatnego uśmiechu widząc tak dobrze znany jej gest.

- Ostatnio mogłaś zginąć. - powiedział przez zaciśnięte zęby. - Nawet nie wiesz co czułem, gdy widziałem cię leżącą na szpitalnej podłodze. 

- Doskonale wiesz, że wzięli nas z zaskoczenia! - krzyknęła Lily marszcząc brwi. Nie lubiła gdy wspominano jej porażki.

- Czy ty chociaż raz nie możesz zrobić tego, o co cię proszę? - westchnął okularnik.

- Nie zostanę w domu. - twardo oznajmiła Lily. - Nie kiedy ty i inne bliskie mi osoby będziecie ryzykować. Już nie raz poruszaliśmy temat mojego członkostwa w Zakonie. Zdania nie zmienię. 

Z gardła Jamesa wydarł się dźwięk bezsilności. Czasami nie wiedział jakich argumentów używać w rozmowie ze swoją żoną. Była to jedna z najbardziej upartych osób jakie znał.

Mężczyzna pokręcił głową na znak kapitulacji. Lily uśmiechnęła się zadowolona z siebie. Stanęła na palcach i cmoknęła go szybko w usta, po czym zniknęła w kuchni. Potter podszedł do kanapy na której zalegał jego najlepszy przyjaciel.

- Dzięki za pomoc. - mruknął zrzucając nogi Blacka na ziemię.

- Stary, twoja żona nadal potrafi sprawić jednym spojrzeniem, że czuję się jak niedorozwinięty trzynastolatek. - westchnął Black. - Póki mnie karmi, nie chciałem się jej narażać.

- Niby taka inteligentna i rozsądna, a sama się pcha w sam środek niebezpieczeństwa.

- To w końcu gryfonka. - zauważył Syriusz klepiąc przyjaciela w ramię.

- Nie pocieszasz. - mruknął Potter.


                   Lily nerwowo przemierzała pokój, co chwilę zerkając na zegar. Od dwóch godzin czekała na swojego męża, który miał wrócić z pracy dobrą godzinę temu. Wiedziała, że jego praca wymaga sporego poświęcenia. Wracanie do domu, później niż wynika to z jego stosunku pracy jest normalne, jednak w tych czasach każda minuta jego spóźnienia przyprawiała ją o ciarki.

Kobieta podeszła do okna i spojrzała na ulicę spowitą ciemnością, przez którą przebijało się jedynie wątłe światło latarni. Lily przycisnęła czoło do zimnej szyby wzdychając przeciągle. Nagle za oknem dostrzegła ruch. Osoba, która szybkim krokiem szła w stronę bramy prowadzącej do domu, pojawiła się znikąd, jednak rudowłosa kobieta nie rozpoznała w niej swojego męża. Może i było ciemno ale potrafiła rozróżnić Jamesa po sposobie poruszania się. Sięgnęła po różdżkę i wycelowała nią w drzwi.

- Evans zwariowałaś? - zapytał Łapa wbiegając do środka i widząc żonę przyjaciela, która w niego celuje. - Nie ważne. Zbieraj się.

- Co się stało? - zapytała wypadając z domu za mężczyzną. Na zewnątrz od razu uderzył w nią powiew zimnego powietrza. - Gdzie James?

Sekrety Huncwotów - Miniaturki.Onde histórias criam vida. Descubra agora