Ci, którzy trzykrotnie mu się oparli cz. 3

944 88 27
                                    

Młoda kobieta, wygodnie rozłożona na niewielkiej kanapie z poduszką pod plecami, przyglądała się z uwagą leżącemu na stole talerzowi, który był wypełniony słodkościami z najlepszej w Dolinie Godryka cukierni. Pozycja w jakiej obecnie się znajdowała, uniemożliwiała jej sięgnięcie po jej ulubione babeczki z owocami. Usiłowała skupić się na książce, jednak jej wzrok ciągle lądował na kuszącym ją talerzu. Nie żeby książka, którą chciała się zajęć tego popołudnia jej nie ciekawiła, były to przecież „Nowatorskie metody uzdrawiania" czyli pozycja którą chciała kupić od miesięcy! Kobieta wydęła wargi i wypuściła spomiędzy nich westchnienie. Już miała się podnieść, gdy usłyszała jak schody cicho trzeszczą pod ciężarem kroków.

- James..? - zawołała czekając na reakcję męża. Kiedy ją usłyszał jego kroki przyspieszyły. Na twarzy Lily Potter pojawił się uśmiech, gdy w drzwiach salonu pojawił się rozczochrany, czarnowłosy mężczyzna. Rudowłosa oparła dłoń na brzuchu, który odznaczał się wyraźnie na jej szczuplej sylwetce.

- Możesz mi podać ten talerz? - zapytała rozkładając się wygodniej na kanapie. Wzrok James'a wędrował między talerzem, a Lily.

- Mówisz poważnie? - zapytał nie do końca wiedząc, czy jego żona nie stroi sobie z niego żartów. To nie byłby pierwszy raz. Uwielbiał ją i cieszył się niesamowicie z tego, że za mniej niż 4 miesiące będą mieli dziecko, ale huśtawka nastrojów z jaką przyszło mu się zmierzyć całkowicie go przerosła. Nie mógł być już niczego pewny, jeśli jego żona jednego dnia śmiała się z jakiegoś pieszczotliwego przydomku, który jej nadał, a kolejnego mogła się przez niego rozpłakać.

- Nie chce mi się wstawać. - powiedziała posyłając w jego stronę przepraszający uśmiech. Okularnik parsknął śmiechem i przestawił słodkości, tak by znajdowały się w zasięgu jej ręki.

- Dziękuję! - Lily wyciągnęła ręce w jego kierunku, a kiedy się pochylił pociągnęła go do krótkiego pocałunku. - Jesteś najlepszy.

- No widzisz Evans, a tak się wzbraniałaś przed randką ze mną. - droczył się z nią, po czym pocałował ją w usta. - Czy to, że nie chce ci się wstać oznacza także, że jednak rezygnujesz z pomysłu pójścia na zebranie Zakonu?

- Cholerka. - zaklęła natychmiastowo się prostując. - Całkowicie o nim zapomniałam.

- Może zostaniesz w domu? - zaproponował James, ale Lily już była na nogach w międzyczasie chwyciła babeczkę ze stołu i ruszyła w kierunku schodów.

- Nie ma mowy. - powiedziała. – Praktycznie utknęłam w tym domu, chcę w końcu zobaczyć kogoś poza Tobą i Syriuszem.

- Doczekałem się słów od żony, po roku małżeństwa. - westchnął James kręcąc głową. Lily roześmiała się dźwięcznie i cofnęła się stając przed mężczyzną. Wspięła się na palce i chwytając jego twarz w dłonie musnęła jego usta swoimi.

- Kocham Cię i uwielbiam spędzać z Tobą czas ale potrzebuję wyjść do ludzi, więc przestań zrzędzić i ogarnij jakoś te włosy.

James patrzył jak jego żona znika na szczycie schodów i przeczesał dłonią czuprynę.

- Niby jak ja mam je ogarnąć?

***

- ... na razie nie mamy możliwości rekrutowania nowych członków. – mówił Albus Dumbledore. – Ludzie za bardzo boją opowiedzieć się po naszej stronie.

- Tchórzliwi idioci... - warknął ze swojego miejsca Alastor Moody.

- Nie każdy wskakuje z radością w każde napotkanie niebezpieczeństwo, Alastorze.- skarciła mężczyznę McGonagall.

Sekrety Huncwotów - Miniaturki.Donde viven las historias. Descúbrelo ahora