ROZDZIAŁ 25

3.8K 124 1
                                    

Po powrocie zastanawiam się nad tym, co Louis tak naprawdę chce ode mnie. Zachowuje się jakby chciał mnie poderwać, a tak naprawdę myślę, że chodzi tylko o zdobycie i uwiedzenie. Nie znam go dobrze, ale tak wiele osób ostrzegało mnie przed nim, że raczej musi coś być nie tak. Jutro będziemy mieli normalny trening to znaczy na boisku. Idę wziąć prysznic. Zabieram ze sobą moje spodenki i podkoszulkę, która służy mi za piżamę. Po kilkunastu minutach jestem gotowa i z mokrymi jeszcze włosami wychodzę do salonu, gdzie na mojej kanapie siedzi Alex.

-Co ty tutaj robisz? - pytam bardzo zdziwiona jego osobą tutaj.

-Przyszedłem do ciebie. - odpowiada spokojnie i skanuje mnie wzrokiem, a ja przeklinam się w myślach, że mam tak krótkie spodenki.

-Jak wszedłeś? - pytam po chwili.

-Nie zamknęłaś drzwi.

-Cholera.- myślę, ale nic nie mówię.

-No, chodź. -mówi i klepie miejsce obok siebie, ale ja nadal stoję w drzwiach daleko od niego.

-Nie. Po co przyszedłeś? - pytam.

-Po ciebie. - oznajmia, a ja teraz zaczynam się bardziej denerwować.

Rozglądam się po pokoju za moim telefonem, ale przypominam sobie, że jest w sypialni w ładowarce. Cholera!

-Nikt cię teraz nie obroni. - zaczyna wstawać, a ja się odsuwam do kuchni. - Gdzie uciekasz?

-Wyjdź stąd. - mówię, a mój głos zaczyna lekko drżeć.

-Dopóki nie będziesz się stawiać, jesteś bezpieczna. - nachyla się nade mną, a ja odsuwam się i z moim szczęściem dzisiaj, natrafiam na ścianę.

-Nie zbliżaj się. - próbuje opanować emocje, ale jest to trudne.

-Czas się zabawić. - oznajmia z wzrokiem wlepionym w mój dekolt, a jego ręce wędrują na mój tyłek.

-Nie ! - krzyczę i próbuję go od siebie odsunąć.

-Zamknij się! - również krzyczy.

Łapie mocno moje ręce i ciągnie mnie do salonu na kanapę. Próbuję się wyrwać, a przy tym sprawiam sobie więcej bólu, ale to nie ma teraz znaczenia. Kiedy jego ręka dotyka mojego ciała, druga przytrzymuje moje, żebym nie mogła się bronić.

-Już wiem, dlaczego tak podobasz się Louisowi. - odzywa się po chwili ciszy.

-Ratunku! Pomocy! - krzyczę w odzewie i mam wielką nadzieję, że ktoś mnie usłyszy pomimo późnej pory.

-Nie odzywaj się! - dostaję mocny policzek po którym długo przychodzę do siebie. - Teraz ja tu rządzę. - jego słowa docierają do mnie z opóźnieniem.

Próbuje się rzucać ze wszystkich sił, ale jest za silny. Raz wyrywa mi się krzyk, ale za niego obrywam kolejny raz. On dalej się do mnie dobiera. Jestem bezsilna wobec niego. W momencie, kiedy chce mnie rozebrać do mojego domku wpadają chłopaki.

-Odsuń się od mojej siostry! - wrzeszczy Jake i rzuca się na niego, a on ciągnie moje spodenki.

-Odpieprz się od Vanessy ! - odciąga go Louis i Harry z Niallem wyprowadzają go z domu. - Nic ci się nie stało ? - pyta Tomlinson.

-Nie.- mówię i zaczynam płakać.

-Zabije go! - krzyczy mój brat.

-Cicho. - upomina go Louis. - Nie płacz.- przyciąga mnie do siebie, a ja chętnie się wtulam.

Dopiero teraz czuję się bezpiecznie. Siedzę dość długo wtulona w ramię Louisa, a Jacob chodzi tam i z powrotem po pokoju.

-Nie chcę myśleć co by się stało, gdybyśmy nie wracali z tego sklepu.

-Jacob, chociaż ty się uspokój. - po raz kolejny upomina go Tomlinson.

-Dziękuję. - mówię i podnoszę się całkowicie.

-Za co? - pyta Jake.

-Że nie dopuściliście... no wiesz. - mówię i spuszczam głowę.

-Nawet tego nie mów. - wtrąca Louis.

-Dzwonię do taty, niech Alexa spotka kara. - mówi mój brat i już ma wyciągać telefon.

-Nie, dzisiaj. Proszę. Jutro rano zadzwonimy, niech się nie martwią.

-No, dobrze. - zgadza się i siada koło mnie.

-W takiej sytuacji nie ma opcji, że cię tutaj zostawimy samą.

Kiwam tylko głową i myślę nad tym, co miało tutaj przed chwilą miejsce. Wydawało mi się, że Louis był nachalny, ale Alex to już przesada. Na samo wspomnienie jego dotyku, drżę. Louis to zauważa i zarzuca mi swoją bluzę na ramiona.

-I co? - pyta Jake, kiedy Harry wchodzi do mojego domku.

-Siedzi u siebie, Niall ze Stanem go pilnują.

-Jutro pożałuje wszystkiego co zrobił Nessi, znaczy Vanessie. - odpowiada Louis.

-To ja zostanę z Vanessą, a wy idźcie. - proponuje Jacob.

-Ja też zostanę, jeżeli mi pozwolisz. - mówi Louis i patrzy mi w oczy, ja tylko kiwam głową.

-Wszystko ok? - pyta Harry.

-Tak, teraz tak. Dzięki. - Styles posyła uśmiech i żegnając się wychodzi.

Siedzimy chwilę w ciszy, a za chwilę przypominam to sobie jeszcze raz i znów wybucham płaczem.

-Spokojnie. - reaguje szybko Louis i mocno mnie przytula. - Nie płacz, piękna.

-No, malutka, już spokojnie.- dodaję mój brat, który przytula moje plecy.

Uspokajam się po chwili. Kiedy już łzy nie spływają, wstaję z kanapy.

-Gdzie idziesz? - pyta Jake.

-Spać. - odpowiadam szybko i zamykam się w sypialni.

Kładę się od razu i próbuję zasnąć, lecz sen nie przychodzi. Kiedy wreszcie udaje mi się zasnąć, szybko przed moim oczami pojawia się obraz z wieczora. Próbuję krzyczeć i rzucać się, ale na nic. W końcu czuję, czyjeś dłonie i głos.

-Obudź się. To tylko sen.- melodyjny głos Louisa budzi mnie i uspokaja. - Nie płacz. - nawet nie zauważyłam, że płacze.

-Przepraszam, że cię obudziłam.- mówię.

-Nie spałem. - odpowiada. - Wszystko już ok?

-Tak.

-To dobranoc.

-Louis, mogę mieć prośbę?

-Oczywiście.

-Posiedzisz aż nie zasnę? - pytam i szybko spuszczam głowę. - Nieważne, to głupie.

-Zostanę.- mówi i siada na łóżku.

Ja kładę się i patrzę na niego. W jego oczach odbija się blask księżyca, przez co mają bardziej błękitny odcień. Wpatrując się w niego, zasypiam na szczęście już bez koszmarów.


Mrs. CoachWhere stories live. Discover now