ROZDZIAŁ 74

2.6K 96 2
                                    

Od naszej rewolucji mieszkaniowej minął tydzień. Nadal nie wprowadziliśmy się do końca. Tylko część rzeczy takich jak książki, płyty czy inne są już w naszym domu. Ubrania i kosmetyki nadal zostały w mieszkaniu Louisa. Nie jestem cierpliwą osobą, a tym bardziej teraz. Mój chłopak codziennie powtarza mi, że muszę wytrzymać, ale to mało pomaga.

-Słońce, musimy już jechać – mówi, kiedy usiłuje zawiązać moje adidasy.

-Pomóż mi – odpowiadam, bo nie zegnę się, żeby je zawiązać.

-Mój wielorybku – śmieje się pod nosem i zawiązuje sznurowadła.

-Żebyś zaraz nie poczuł siły wieloryba – zaczynamy się śmiać i w końcu wychodzimy z domu.

Niestety przez moje poranne ociągania musimy jechać w korkach. Docieramy lekko spóźnieni, ale na szczęście nie wszyscy jeszcze są.

-Jak się czujesz, trenerko? - pyta mnie Niall, kiedy czekamy na resztę.

-Dobrze, czasami wściekle, ale jest dobrze – odpowiadam z uśmiechem.

-Nie pochwaliliście się, co będziecie mieć – mówi Harry i mnie straszy, bo stał zaraz za mną.

-Wystraszyłeś mnie, Styles.

-Nie chciałem, przepraszam – odpowiada, a ja się tylko uśmiecham.

-Myślę, że Louis sam się chętnie pochwali – mówię, bo zauważam go na boisku. - No, panie kapitanie.

-Co mam mówić? - pyta rozglądając się we wszystkie strony.

-No to będzie piłkarz czy piłkarka? - pogania go Harry.

-To będzie mała wersja Vanessy – odpowiada dumnie.

Wszyscy biją brawo i robi się bardzo miło na stadionie, lecz przed nami ciężka praca. Pogoda też nam nie dopisuje, bo jest zimno. Na całe szczęście nie pada jeszcze ten typowy październikowy deszcz.

-Przed wami ostatni mecz. To już w niedziele, dlatego zabieramy się do pracy.

Od razu przechodzimy do konkretów. Nie ma dzisiaj żadnej taryfy ulgowej. Wszyscy działają na szybkich obrotach i dają z siebie wszystko. Mam wielką nadzieję, że to będzie nasza wygrana. Nie możemy na koniec sezonu okazać się słabi. Na ukoronowanie ciężkiej pracy przez cały sezon będzie małe przyjęcie. Wszystko by było w porządku, gdyby nie to, że jestem zmuszona do przemowy dotyczącej naszej drużyny, a także podsumowującej cały sezon. Pocieszam się, że nie tylko ja, bo swoje wypociny wygłosi także Louis, mój tata i prezes klubu. Jestem bardzo zadowolona z faktu, że na scenie nie będę musiała stać sama, bo wszyscy wyjdziemy razem. Nie przemawiam też jako pierwsza, co znacznie ułatwia sprawę.

-Jutro rano wszyscy w gotowości do dalszego działania. Dzisiaj wypocząć i do zobaczenia – mówię i pozwalam im iść do szatni.

-Czekam na Louisa w samochodzie. Pojawia się po kilkunastu minutach.

-Coś ty taki wesoły? - pytam, kiedy odpala samochód.

-Ty też zaraz będziesz, bo mam dla ciebie niespodziankę.

Nic więcej nie mówi i choćbym siłami z niego wyciągała to i tak się nie dowiem. Po kilku dobrych minutach chyba zaczynam się domyślać. Moje potwierdzenia sprawdzają się, kiedy Louis wjeżdża na podjazd nowego domu.

-Od dzisiaj będziemy mieszkać tutaj – mówi, kiedy otwiera mi drzwi.

-Żartujesz?

-Nie, dom jest już gotowy – odpowiada i za rękę prowadzi mnie do środka.

Faktycznie w domu błyszczy. Już nigdzie nie walają się puszki farb i tym podobne. Już wiem, gdzie zniknął w sobotę.

Najbardziej wyczekiwany moment właśnie nadszedł – mówi i otwiera przede mną drzwu do naszej wspólnej sypialni.

Od razu po wejściu doznaję szoku. Ściany mają kolor bieli, ale nie takiej sinej i zimnej, tyko ciepłej. Delikatnie ten kolor wpada w beż, ale daleko mu do niego. Patrzę zachwycona w stronę typowo beżowych zasłon i wielkiego, puchatego dywanu.

-Odwróć się w lewo – wtrąca Louis, a ja spoglądam na ścianę obok łóżka.

Teraz jestem w kompletnym szoku. Całą ścianę zamiast farby pokrywa fototapeta. Dokładniej nasze zdjęcie z ostatniej sesji. Stoimy na nim przytuleni w strojach piłkarskich i patrzymy sobie głęboko w oczy.

-Nie podoba ci się? - pyta lekko przestraszony.

-Nie, jest piękne. Dziękuję – całuję go i mocno przytulam. - Twojemu dziecku też się podoba – uśmiecham się, bo mała po raz kolejny obdarza mnie kopniakiem.

Nie są one jakieś bardzo mocne, ale da się je bez problemu wyczuć. Louisa to cieszy, ale mne nie zawsze. Zwłaszcza, kiedy chcę zasnąć, a ona trenuje.

-Kopanie ma we krwi – śmiejemy się oboje wspominając ostatnie słowa Jacoba.

Kiedy kończymy podziwianie naszych nowych wnętrz, zaglądam do garderoby, gdzie o dziwo są wszystkie nasze ubrania.

-Kiedy to zrobiłeś?

-Steph i Amy się tym zajęły.

-Moja mama cię polubiła, David nigdy nie przeszedł z nią na ty.

-Widzisz jestem wyjątkowy.

-Bardzo. Jego znała praktycznie od zawsze, a ciebie nie zna nawet roku.

-Mylisz się. Ty mnie znasz parę miesięcy, twoja mama miała ze mną styczność odkąd tu gram.

Schodzimy na dół i siadamy na naszej wielkiej kanapie w salonie. To znaczy Louis siedzi, a ja leżę rozwalona na jego kolanach. W pewnym momencie cisza między nami zostaje przerwana śmiechem Louisa.

-A tobie co? - pytam kompletnie nie wiedząc o co chodzi.

-Przypomniałem sobie nasze pierwsze spotkanie – odpowiada i do mnie też wracają wspomnienia.

-Wiesz, że to było jakieś 8 miesięcy temu.

-Tak i wiem, że o mało co się nie pokłóciliśmy.

-Stwierdziłeś, że jestem niekompetentna.

-No, co wystraszyłem się zdrowiem mojej siostrzyczki, czy to źle?

-Nie to słodkie.

Wspominamy tak wszystko od początku, lecz pomijamy przykre wydarzenia ze zgrupowania.

-Nie do wiary, jacy my szybcy – komentuje Louis.

-W czym?

-Pomyśl sobie nie spotykamy się dłużej niż rok, a już mamy dziecko w drodze.

Do tej pory nie zdawałam sobie z tego sprawy, bo przy Louisie czuje się, jakbym znała go od zawsze. Prawda jest taka, że szybko się w sobie zakochaliśmy. Teraz to ja już nawet nie wspominam tego wydarzenia z klubu. Dałam temu odejść wraz z czasem. Co było to było. Trzeba żyć teraźniejszością, a nie przeszłością.


Mrs. CoachWhere stories live. Discover now