ROZDZIAŁ 80

2.5K 90 1
                                    

Nowy prezes jak na razie jedyne, co zrobił to przyszedł się przedstawić na nasz czwartkowy trening. Ze mną za wiele nie rozmawiał, ale akurat się cieszę, bo nie miałabym mu nic do powiedzenia. W piątek zorganizowałam również trening, bo dopisała pogoda. Po dwóch dniach pracy, weekend przeleżałam leniuchując. Nie czułam się najlepiej. Wydawało mi się, że wyglądam źle, nieatrakcyjnie, jak wieloryb. Mój brzuch już był bardzo pokaźny, więc nie ważne, co założyłam wyglądałam grubo. Louis dodawał otuchy, powtarzając, że dobrze wyglądam, ale jakoś w to nie wierzyłam albo nie chciałam uwierzyć.

-Hej, co taka smutna jesteś? - pyta Louis siadając obok mnie i masując mi nogi.

-Czuję się beznadziejnie – odpowiadam i prawie zaczynam płakać. – Te humorki mnie wykończą – dodaje w myślach.

-Jesteś najpiękniejszą kobietą, jaką znam – mówi i całuje moją dłoń. - Jacqueline, będziesz tak piękna jak mamusia – dodaje i nachyla się nad brzuchem.

-Idę wziąć kąpiel – podnoszę się z naszej wygodnej kanapy. - Sama – dodaje, kiedy widzę, że Louis chce coś powiedzieć.

Trafiłam w sedno, bo od razu rzednie mu mina. Nie mam ochoty na niczyją obecność. Muszę pobyć sama i chociaż spróbować na chwilę nie myśleć o wszystkim.

-Uważaj w łazience – mówi tylko i znika w kuchni. - Przygotuję kolację.

-Proszę, tylko nie te „zdrowe" dania – mruczę i znikam na schodach.

Idę po drodze do garderoby skąd zabieram podkoszulkę i getry. Na zewnątrz powoli zaczyna robić się mroźnie. Śniegu jeszcze nie ma, ale nie jest za fajnie. Większość naszych treningów będzie się teraz odbywała na hali, bo na boisku nie da się grać w takich warunkach. W łazience napuszczam wody do wanny i dodaję mój ukochany olejek. Kiedy piana jest gotowa, rozbieram się i wchodzę. Z mojego telefonu leci spokojna piosenka. Jest praktycznie ledwo słyszalna, ale dzięki temu odprężam się. Kiedy stwierdzam, że już wystarczy tego luksusu, próbuję wyjść. Niestety jest to nieudolne.

-Louis ! - wołam głośno, żeby usłyszał mnie na dole.

-Co się stało? - wpada szybko do łazienki i w jego głosie słyszę, że biegł.

-Nic, po prostu potrzebuję pomocy – mówię i lekko się uśmiecham.

-Wystraszyłaś mnie – mówi i podchodzi do wanny.

Zdejmuje swoją bluzę i wyciąga mnie z wody. Zanim stawia mnie na ziemię trzyma mnie mocno w ramionach i całuje.

-Jestem ciężka, puść – mówię, kiedy nadal mnie trzyma.

-Ważysz tyle, co piórko.

-Nie, ja ważę tyle co słoń. Ty masz tyle siły – odpowiadam i dotykam jego mocno umięśnionej ręki.

-Och, kochanie – śmieje się i stawia mnie na miękkim dywaniku.

Potem ubieram się i idę do sypialni. Po chwili zjawia się Louis z tacą. To, co na niej jest to niekoniecznie to na co miałam ochotę, ale mimo tego jest to smaczne. Pewnie to jakiś kolejny przepis z cudownego poradnika albo z internetu. Louis bardzo dba o nas. Nie mogę mu nic zarzucić, chociaż czasem, a nawet często, doprowadza mnie tym do szału.

-Chcesz coś obejrzeć czy tak po prostu poleżeć? - pyta kładąc się koło mnie.

-Poleżeć, bo mam dość tych idiotycznych filmów – odpowiadam i patrzę na niego.

Mam świetny widok na jego cudowną twarz. On leży na boku, podpierając się na poduszce jedną ręką, a drugą ma na moim brzuchu. Zapewne wyczekuje kopnięć od naszej małej piłkarki. Ja leżę wysoko oparta o poduszkę. Louis nie musi długo czekać, bo po chwili mała Jacqueline daje nam mocno znać o sobie.

-Gdyby mi ktoś rok temu powiedział o tym wszystkim to powiedziałbym mu, że jest nienormalny – śmieje się Louis.

-Pomyśl, co by było, gdybym nie zgodziła się wtedy spróbować być z tobą – wzdycham.

Po tym wszystkim nie wyobrażam sobie tego. Bardzo przywiązałam się do Louisa. Nie mogłabym teraz żyć bez niego, jego głupich żartów i nadmiernej troski.

-Gdybyś mnie zostawił to chyba bym tego nie zniosła – mówię, a w moich oczach pojawiają się łzy. - Nie zostawisz mnie? - pytam go patrząc prosto w te, tak dobrze mi znane, błękitne tęczówki.

-Nessi, kocham ciebie i Jackie najbardziej na świecie. Bez was cały świat mógłby nie istnieć. Codziennie rano wstaję z myślą o was i o tym, żebyś była szczęśliwa. Mam nadzieję, że jesteś. Kocham was tak mocno – mówi i podnosi się, żeby pocałować mnie.

Robi to w bardzo czuły i delikatny sposób. Lubię, kiedy tak jest, bo wtedy nic dookoła się nie liczy. Jesteśmy tylko my, Ja i Louis, zamknięci we własnej bańce, do której nikt nie ma dostępu.

-Idziemy spać – zarządza Louis i gasi lampkę, a potem przyciąga mnie do siebie.

Jego nowy sposób na spanie to z ręką na brzuchu. Nie wiem, jakim cudem nie ścierpnie mu ręka przez całą noc, ale jak zaśnie wieczorem, tak budzi się rano. Całą noc przesypiam spokojnie. Rano budzę się przez hałas na dole. Zapewne mój ukochany robi nam śniadanie. Nie mam ochoty na czekanie, dlatego schodzę na dół.

-Przepraszam, że cię obudziłem – mówi od razu.

-Spokojnie – odpowiadam i podkradam pierwszą kanapkę z talerza.

Po śniadaniu składam pranie, które Louis wkłada do szafy. Nasze zajęcie przerywa telefon.

-Tak, tato? - mówię od razu.

-Jest koło ciebie Louis? - pyta mnie.

-Tak, dać ci go?

-Nie, ale nie denerwuj się – mówi na wstępie, co nie wróży nic dobrego. - Byłem dzisiaj u prezesa. Zwolnił mnie.

-Ja pierdziele – mówię pod nosem, a Louis patrzy na mnie, nie wiedząc o co chodzi. - Zwolnił tatę – mówię do niego.

-Proszę, nie przejmuj się tym. Po prostu uważałem, że musisz wiedzieć.

-Dobrze, że uprzedzasz, bo ja będę następna.

-Mam nadzieję, że nie – mówi, ale bez przekonania.

Rozmawiam z nim chwilę, a potem odkładam słuchawkę. Jedynie pocieszające jest to, że na razie nie może mnie zwolnić. Przynajmniej dopóki nie urodzę. Mimo wszystko spełnia się najgorszy scenariusz. Dlaczego zawsze wtedy, kiedy zaczyna się układać, wszystko musi się spieprzyć?


Mrs. CoachWhere stories live. Discover now