ROZDZIAŁ 92

2.4K 73 2
                                    

Od tygodnia jesteśmy już w domu. Nadal odwiedzają nas tabuny gości, ale nie jest to nawet tak bardzo uciążliwe jak mogłoby się wydawać. Najbardziej jestem wdzięczna mojej mamie, która naprawdę wiele nam pomaga przy małej. Louis sobie świetnie z nią radzi i zawsze potrafi ją uspokoić. Mi też już wychodzi co raz lepiej, ale jednak niektórych rzeczy trzeba się jeszcze nauczyć. Amanda również często wpada, ale ona jest kompletnie zielona jeżeli chodzi o dzieci. Właśnie teraz jesteśmy sami, bo moja mama pojechała już do domu.

– Popilnuj jej, a ja idę coś przygotować na kolację.

– Oczywiście – odpowiada Louis i cmoka mnie w czoło.

Jackie jest jego oczkiem w głowie. Cieszę się, że tak jest, bo często jest tak, że ojcowie mają gdzieś swoje dzieci. Tommo jest takim typowym tatusiem, który został urzeczony przez urok córki. Ja też czuję się już bardzo dobrze, choć nadal towarzyszy mi pozostałość po ciąży w postaci brzuszka i dużego biustu. Na to drugie nie narzekam, ale pierwszego muszę się pozbyć. Do naszego planowanego ślubu zostało ponad dwa tygodnie. Nadal nie wybrałam sukni ślubnej, choć Amanda suszy mi o nią głowę odkąd jestem w domu. Oglądałam kilka modeli na laptopie i w jakimś magazynie, ale jednak muszę wybrać się ją przymierzyć. Taki plan mam na jutro i liczę, że Louis chętnie zostanie z nią sam, bo ja potrzebuję jak i Amy tak mamy do podjęcia decyzji. Nigdy nie zaszkodzi zaznać opinii od kilku osób.

– Chodź, już gotowe – wołam, lecz Louis się nie pojawia.

Idę do salonu, żeby sprawdzić, co tam się dzieje. Zastaję tam słodki widok. Louis leży opart o poduchy na sofie z zamkniętymi oczami, a na jego klatce piersiowej leży Jacqueline. Ona również śpi tak jak tatuś. Pod ręką mam akurat telefon, więc robię im zdjęcie. Nie miałam okazji, żeby jeszcze ich sfotografować razem. Od razu ustawiam to zdjęcie na tapetę. Moje dwa skarby. Zabieram delikatnie małą z jego rąk, żeby odłożyć ją do łóżeczka, lecz on się od razu budzi.

– Spokojnie, kładę ją do łóżeczka – mówię, kiedy on patrzy na mnie zdziwiony.

– Zasnąłem? - pyta mnie, a ja kiwam głową.

– Słodko wyglądaliście – pokazuje mu zdjęcie na telefonie, a on się szeroko uśmiecha. - Chodź na tą kolację, zanim mała znów zechce wstać.

– Mam nadzieję, że dzisiaj da nam spać.

Zeszłej nocy to była masakra. Wstawaliśmy, co chwilę. Mimo tego, że zmienialiśmy się to i tak oboje jesteśmy nie wyspani.

– Kochanie, masz na jutro jakieś plany? - pytam, kiedy kończymy jeść.

– Nie, a co?

– A mógłbyś zostać z Jackie sam?

– Gdzie się wybierasz?

– Po sukienkę – odpowiadam, a on się uśmiecha.

– Nie ma sprawy – mówi i całuje mnie przeciągle, ale ktoś nam przerywa.

– Ja pójdę.

Znikam od razu w salonie i karmię małą. Potem zabieramy ją na górę, aby ją wykąpać, a potem kładziemy się spać. W międzyczasie dzwonię do mamy i Amandy, żeby umówić się na jutro.

– Płacze? - pytam przebudzając się w nocy.

– Śpij, ja idę – mówi Louis.

– Przynieś ją tu – dodaję i siadam na łóżku.

Kładziemy się potem w trójkę i udaje nam się przespać do rana. Co prawda budzimy się już przed 5, ale jesteśmy względnie wyspani.

– O której jedziecie? - pyta Louis, kiedy przygotowuje śniadanie, a ja noszę małą na rękach.

– O 10. Na pewno dasz radę?

– Nessi, spokojnie. Nie wierzysz we mnie?

– Wierzę, Boo Bear. Jutro masz trening?

– Nie, w czwartek.

Po śniadaniu ubieram się, a potem jeszcze raz sprawdzam, czy Louis wie wszystko. Potem opuszczam dom. Wreszcie siadam za kierownicę i jadę do centrum, bo tam umówiłam się zresztą. Mam nadzieję, że wybiorę coś odpowiedniego. Witam się z moimi doradczyniami i wchodzimy do salonu sukien ślubnych.

– Dzień dobry, nazywam się Bleta, w czym mogę panią doradzić.

– Vanessa, poszukuję sukienki dla siebie – podaję jej dłoń i zaraz dodaję. - Nie mamy zbyt wiele czasu, bo ślub ma odbyć się za 2 tygodnie, więc szycie odpada.

– Szybko, ale myślę, że uda nam się coś znaleźć. Proszę mi powiedzieć, pani Vanesso, jaki model by panią interesował. Syrena czy suknia księżniczki.

– Raczej ten drugi – odpowiadam.

– A ja myślę, że coś obcisłego – wtrąca Amy.

– To przymierzymy i taki i taki, zobaczymy, co będzie lepiej leżeć. Panie zapraszam tam na sofę, a my idziemy coś znaleźć.

Razem z Bletą udaję się do wielkiego pokoju wypełnionego sukniami ślubnymi.

– To coś a'la księżniczka? - pyta przeglądając wieszaki.

– Nie ukrywam, że wolałabym.

– Ale musi pani przymierzyć, coś obcisłego. Ma pani świetną figurę.

– Dziękuję, ale dopiero co urodziłam dziecko, więc nie mam płaskiego brzucha – tłumaczę.

Po kilkunastu minutach jestem już w przymierzalni, gdzie zakładam pierwszy model. Jest to sukienka z długim rękawem i bardzo szerokim, kolistym dołem.

– Nie podoba mi się – mówi moja mama.

– Nie na tobie – dodaje Amy, a ja zaczynam się śmiać.

Mnie też się nie podoba. Mierzę jeszcze 3 podobne, lecz stwierdzam, że chyba czas przymierzyć obcisłą suknię. Ta którą wybrała dla mnie Bleta ma gorset i rękaw z koronki. Wyglądam w niej naprawdę dobrze. Gorset sprawił, że mam talię jak przed ciążą.

– To chyba to – mówię oglądając się w lustrze.

– A nie mówiłam ! - woła Amanda, wyraźnie rozentuzjazmowana.

– Wyglądasz ślicznie – komentuje moja mama i ma wyraźne łzy w oczach. - Moja mała córeczka wychodzi za mąż – dodaje pod nosem, a ja się uśmiecham.

– To jaka decyzja? - pyta brunetka.

– Bierzemy ją – odpowiadam, czym wywołuje okrzyk Amy.

Idę się przebrać i potem idę do kasy. Zaraz po wyjściu dzwoni Louis.

– Coś się stało? - pytam od razu.

– Nie kochanie, mamy się dobrze. Mała śpi, a tatuś się nudzi. Kupiłaś?

– Może, nie powiem ci – odpowiadam.

– To znaczy, że kupiłaś – śmieje się pod nosem. - Nie martw się nie będę zabiegał o zobaczenie jej, bo chcę mieć niespodziankę.

– To dobrze, do godzinki będę.

– Dobrze, tęsknimy, ale teraz mi wybacz, bo Jackie się obudziła – rozłącza się, a ja idę na kawę z moimi świetnymi doradczyniami.

Potem wracam do domu, gdzie spędzam leniwe popołudnie z moimi skarbami.

----

Szykujcie się na finish!

Mrs. CoachWhere stories live. Discover now