ROZDZIAŁ 68

2.8K 94 2
                                    

Dni do środy minęły bardzo szybko. Odkąd wstałam, jestem bardzo zdenerwowana. W sumie to podwójnie. Pierwszy powód to mecz, ale to raczej lekka obawa, a nie stres. Drugi powód jest poważniejszy, Louis chce ogłosić , że spodziewamy się dziecka. Jak twierdzi rozmawiał z prezesem i ten poparł jego pomysł. Mój tata też tak uważa i wszyscy inni, ale nie ja. Ja jestem innego zdania, ale Louis i tak zrobi jak zechce. Nic go nie powstrzyma.

-Co jemy? - pytam, kiedy widzę, że Louis wreszcie wstał.

-Hej, kochanie – mówi i mnie przytula. - Na co macie ochotę? - pyta jak zawsze w liczbie mnogiej.

-Kanapka z szynką i dżemem – odpowiadam i zaczynam wyciągać potrzebne składniki.

-To nie będzie dobre – mruczy pod nosem.

-Zapytałeś, co my byśmy zjedli, a nie, co ty zjesz – odpowiadam mu i podaje mu kanapki z samą szynką.

On się uśmiecha i z podziękowaniem zabiera mi talerz. Ja też siadam do stołu i zjadam to, co sobie przygotowałam. Louis mocno mi się przygląda, ale nic nie mówi. Nie mogę zabronić mu patrzeć, ale to jest dekoncentrujące, kiedy tak bezczelnie się gapi.

-Denerwujesz się – stwierdza po kilku długich chwilach.

-Jak zawsze przed meczem – kłamię, bo to nie jest dokładnie ten powód.

-Tym, co chcę zrobić, nie meczem – dopowiada za mnie i kończy jeść.

Zabiera puste talerze i podchodzi do mnie, kiedy ja już wstaję. Mocno mnie przytula i głaszcze po brzuchu. Stało się to jego nawykiem, uzależnieniem. Jest to miłe dla mnie. W ogóle bardzo się stara. Codziennie mam wszystko to, czego bym chciała. Mieszkam z nim już 5 dni i myślałam, że będzie dużo gorzej. Nie mam nawet na co ponarzekać, bo Tomlinson robi wszystko tak, żeby było idealnie. Kiedy kończymy nasze przytulanie na środku kuchni, zabieram się za obiad.

-Zostaw – mówi i zabiera mi garnek z ręki. - Zamówimy coś – dodaje z uśmiechem. - Prosiłem, żebyś się nie przemęczała.

-Louis, ale obiad to nie jest wyczerpująca czynność.

-No wiem, kochanie, ale idź lepiej się połóż.

-Sam się idź połóż – mówię oburzona i wracam do mojego poprzedniego zajęcia.

Denerwuje mnie to, że nawet obiadu mi nie pozwala ugotować. Nie zalecono mi leżenia czy nic nie robienia. Mam dużo energii do pracy, więc nie będę tego marnować. Wiadomo nie będę dźwigać czy może myć okien, ale obiad czy śniadanie to raczej nie jest jakaś ciężka robota.

-To może ci chociaż pomogę? - pyta mnie po chwili.

-Możesz obrać warzywa – odpowiadam i podaję mu miskę.

-Co to będzie?

-Zupa jarzynowa – odpowiadam i zaczynam szukać po półkach. - Gdzie jest ryż?

-Tak w sumie to nie wiem – odpowiada szczerze Louis, a ja mam ochotę go udusić.

-Mieszkasz tu i nie wiesz, co gdzie jest? Przed moją przeprowadzką robiłeś zakupy, więc przypomnij sobie, gdzie włożyłeś ten ryż – wyprowadzam się z równowagi, ale w moim obecnym stanie zdarza mi się to często.

-Lottie robiła zakupy i je rozkładała – przyznaje szczerze, a mi p prostu opadają ręce.

Nie komentuję tego i wracam do buszowania po szafkach. W końcu go odnajduję i mogę go ugotować. Louis kończy obierać warzywa i wkładam je do zupy. Po kilkunastu minutach możemy siadać do stołu.

-Musimy się pospieszyć, bo czeka nas jazda w korkach – mówi Louis, kiedy nalewa nam zupy.

-Uwierz, ja zjem to szybko – odpowiadam i zaczynam jeść.

Louis jak zawsze zachwyca się jedzeniem, a potem od razu idziemy się przebrać. Wybieram białą bluzkę z baskinką i do tego czarne eleganckie spodnie. Na nogi baleriny i wychodzimy. Dotarcie na stadion zajmuje nam około godziny, ale dojeżdżamy na czas. Na trybunach siedzi już Amanda z moimi rodzicami. Ja szybko dołączam do zawodników siedzących na ławce.

-Dzień dobry, potrzebujemy zdjęcia waszej drużyny z trenerem – mówi jeden z fotografów. - Robimy kalendarz na cele charytatywne – wyjaśnia.

-Dobrze, możemy teraz – mówię i dołączam do piłkarzy stojących na boisku.

Ustawiamy się do zdjęcia. Stoją w dwóch rzędach, a ja na środku. Za mną stoi Louis, który przed samym zdjęciem, układa dłonie na moim brzuchu. Jestem tym zaskoczona, ale wiem, że on już chce powiedzieć o tym światu. Kiedy zdjęcie jest gotowe wracam na swoje miejsce.

-Moja drużyna wygrywa ten mecz z wynikiem 4:2. Jestem z nich dumna i teraz czekam na najlepsze, a jednocześnie na najbardziej stresującą część dzisiejszego dnia. Po meczu przychodzi czas na wywiad z Louisem, a potem z trenerem, czyli ze mną. Udzielamy go razem. Dzisiaj wyjątkowo udzielamy go od razu po meczu i to na murawie. Na początku wszystkie pytania dotyczą meczu.

-Louis, co miał oznaczać twój gest przy robieniu zdjęcia ? Chciałeś nam coś powiedzieć? - pyta w końcu.

-Chcielibyśmy powiedzieć, a raczej ogłosić coś – patrzy na mnie, a ja kiwam głową. - Jesteśmy razem i spodziewamy się dziecka – mówi, a ja tylko wzdycham.

-Chciałaby pani coś dodać, pani trener?

-Wiem, że to wywoła skandal, ale taka jest prawda. Zakochaliśmy się w sobie – dopowiadam.

Wywiad dobiega końca, ja wreszcie mogę odetchnąć z ulgą. Tłum, kiedy usłyszał to, co Tommo powiedział był zaskoczony, ale nasi kibice bardzo zadowoleni. Nie wiem, co zresztą, ale chyba mnie to nie obchodzi.

-Gratulujemy ! - wołają zawodnicy i podchodzą nam gratulować.

Tak samo zachowuje się szefostwo klubu i nasi najbliżsi współpracownicy. Jakimś cudem nawet szampan się znalazł. Tym sposobem spędziliśmy jeszcze dwie godziny na stadionie. Potem Louis poszedł się przebrać, a ja czekałam na parkingu.

-Ładnie będziecie wyglądać w tym kalendarzu – mówi moja mama.

-Wyładniałaś, córeczko – wtrąca tata.

-To pewnie będzie chłopczyk – komentuje Amanda.

-Dowiemy się w przyszłym tygodniu – odpowiadam z uśmiechem.

-To ja pomyślę nad imieniem! – krzyczy z daleka mój brat.

Przychodzi razem z moim chłopakiem i możemy jechać do domu. Louis się uparł, żeby jechać jego autem, a ja mam teraz problem tam wsiąść. Nie to, że mi brzuch przeszkadza, ale ciężko mi się zgiąć, a to auto jest cholernie niskie.

-Czy nie mogłeś kupić wyższego samochodu? - pytam, kiedy on zamyka moje drzwi i wsiada na miejsce kierowcy.

-Kiedy go kupowałem, nie wiedziałem, że będę ojcem – odpowiada. - Kupimy inne, jak się urodzi – dodaje i wyjeżdżą z parkingu. - I po co się denerwowałaś ? - pyta po chwili. - Wszystko wyszło idealnie.

-Zaplanowałeś tą całą bajkę z fotografem i dziennikarzem?

-O fotografie mówił mi twój tata i miałem ci przekazać, ale stwierdziłem, że bez przygotowania będzie lepiej.

-A dziennikarz?

-Poprosiłem go o to pytanie, bo stwierdziłem, że tak będzie mi łatwiej, nam łatwiej.

-Inteligentny jesteś, panie kapitanie – odpowiadam z uśmiechem.

Zaczynamy oboje się śmiać i w miłej atmosferze wracamy do domu. Marzę o ciepłej kąpieli i wygodnym łóżku. Pokochałam wspólne, leniwe wieczory z Louisem.

----

Ostatni rozdział (na dziś) pojawi się o 20. Miłego czytanka :)

Mrs. CoachWhere stories live. Discover now