ROZDZIAŁ 87

2.2K 78 4
                                    

Po sylwestrze dostałam nagłej ochoty na wielkie porządki i sprzątanie w domu. Niestety, ale Louis mi nie pozwalał na wiele, dlatego długo wyczekiwałam środy. Był to dzień treningu, dlatego byłam sama. Nieoczekiwanie jednak w naszym domu pojawiła się mama. Oczywiście ukartował to Louis, bo umiał przewidzieć, co zrobię. Ja wiem, że robią to z troski o mnie i Jacqueline, ale ja naprawdę wiem, co robię. Przetarcie kurzy to nic nadzwyczajnego, nie można się przy tym zmęczyć. Dzisiaj była moja kolejna szansa. Louis miał jechać na trening. Co prawda miałam dzisiaj swoje święto to znaczy urodziny, ale jakoś nie wiele się tym przejęłam. Z resztą jak zwykle. Z rana dzwoniła już Amanda, bo jak zawsze musiała być pierwsza.

-Najlepszego kochana, ale stara ! - krzyknęła wesoło przez telefon.

-No, dzięki młoda – odparłam. - Herbata i ciacho u mnie po południu?

-Nie, wybacz, ale jestem zajęta.

-Dobra to jutro czy kiedyś tam.

-Zgadamy się, muszę kończyć. Pa.

Po chwili do naszej sypialni wszedł Louis. Oczywiście standardowo przeprowadził swój wywiad, czy aby na pewno dobrze się czuję i czy jestem wypoczęta. Kiedy skończyłam odpowiadać na pytania, otrzymałam śniadanie podane na tacy do łóżka. Dziwiło mnie, że Louis nie złożył mi żadnych życzeń, ale stwierdziłam, że może coś planuje i to ma być niespodzianka. W tej chwili czekam tylko, żeby wyszedł.

-Kochanie, jedziesz dzisiaj ze mną – zaproponował, choć bardziej brzmiało to jak stwierdzenie.

-Nie, zostaję – odpowiedziałam i wstałam z łóżka.

-Nie pytałem – rzucił i dodał. - Ubieraj się i jedziemy.

-Masz zamiar trzymać mnie na takim zimnie? To zaszkodzi twojej ukochanej córeczce.

-Mamy trening na hali – po tych słowach wyszedł z pokoju, a ja wiedziałam, że decyzja zapadła.

-Szlag by go wziął – przeklęłam pod nosem, lecz Louis to i tak na pewno słyszał.

Wybrałam ciepłe getry a do tego sportową bluzę oraz kurtkę. Na nogi założyłam botki. Na zewnątrz było zimno, bo nadal leżał śnieg, którego codziennie przybywało. Sceneria była piękna, bo taka typowo zimowa. Zeszłam na dół, gdzie czekał zniecierpliwiony rozmawiając przez telefon.

-Musicie czekać – rzucił do telefon i zobaczył mnie. - Jedziemy, pa – rozłączył się.

-Kto to?

-Jacob, bo już jesteśmy spóźnieni, kochanie.

-Chodź już, marudo – mówię i pierwsza wsiadam do samochodu.

Nadal jeździmy tylko mazdą. Biedne lamborghini nie jeździło już dawno. Nawet sam Louis nim nie jeździł, bo stwierdził, że szkoda go na zimowe drogi. Niestety, ale droga na halę nie mija szybko. W mieście są okropne korki, więc spóźniamy się jeszcze bardziej. Na szczęście, ale Louis przebrał się już w domu w dres, więc tylko wejdzie na boisko.

-Idę na górę – mówię i wskazuje schody prowadzące na trybuny.

-Nie, idziesz się przywitać – ciągnie mnie za sobą na hale.

Jak się okazuje trening był tylko przykrywką. Na hali są wszyscy, nie tylko drużyna i głośno śpiewają urodzinową piosenkę. Mogłam się tego domyślić.

-Trzeba było mówić już rano, że o to chodzi – mówię do zadowolonego Louisa.

-Najlepszego, skarbie – całuje mnie szybko, bo następni idą składać mi życzenia.

-Czuję się tak staro, córeczko – rzuca mój tata i mocno mnie przytula.

To składanie życzeń trwa bardzo, bardzo długo. Potem dają mi prezent. Nawet moja dawna drużyna pomyślała o byłej trenerce. Tym razem otrzymałam zestaw szklanek związanych z piłką nożną i podstawki pod nie. Od moich rodziców, Amy i Jaka dostałam komplet biżuterii. Tomlinson powiedział, że mój prezent otrzymam w domu. Już się boję, co on wymyślił. Po tym zjedliśmy tort, który piekła moja mama. Ten fakt sam mówi smaku. Kiedy skończyliśmy drużyna rozpoczęła mecz, a my usadowiłyśmy się na trybunach.

-Stres jest? - pyta Amanda, a ja bardzo dobrze wiem, o czym mówi.

-Trochę – odpowiadam szczerze. - Bardziej martwię się tym, że za chwilę zacznie się sezon i zostanę sama.

-Spokojnie, my ci pomożemy – oferuje moja mama i właśnie tego potrzebowałam w tej chwili.

Od samego początku mam duże wsparcie w niej jak i całej reszcie mojej rodziny. Dobrze jest wiedzieć, że ktoś się troszczy i zależy mu na tobie.

-A na kiedy masz termin? - dopytuje Amanda.

-Na 5 lutego.

-To jeszcze miesiąc. Może ona polubi zakupy, a nie jak ty.

-Oby nie – Amanda udaje focha, lecz tylko na chwilę.

Od razu przewija się kolejny temat – ślub. Dokładniej to kreacja. Moja przyjaciółka nigdy nie daje za wygraną, jak już się uprze to nawet czołg nie zmieni jej poglądów. Nie próbowałabym nawet, bo z tego byłoby więcej szkód niż pożytku.

-Proszę cię, skończ – mówię w końcu. - Popatrz jak wyglądam. Nadal uważasz, że już teraz powinnam wybierać suknię?

-No nie, ale w lutym musisz. To wy tak wybraliście datę.

-Bo taka była – odpowiadam lekko wściekle, ale to pomaga.

Nie prowadzimy dalszej dyskusji, bo chłopaki kończą trening. Czas zwijać się do domu. Wreszcie będę mogła coś posprzątać.

-Jedziemy na obiad. Stolik już zarezerwowany, tylko ty i ja – oznajmia mi Louis wyjeżdżając z parkingu.

-A moje sprzątanie? - pytam i patrzę na niego.

-Dom lśni czystością. Nie masz już, co sprzątać. Zrelaksuj się.

Nie mam ochoty na dyskusję, więc po prostu się poddaję. Może teraz dostanę prezent od mojego kochanego narzeczonego? Teraz to pojawia się zniecierpliwienie, kiedy to nastąpi.

-Nessi, mam dwie niespodzianki – zaczyna po tym, jak kelner odebrał od nas zamówienie. - Kupiłem nam wczasy w Walii jako podróż poślubną. To prezent dla Ciebie.

-Kiedy?

-W lipcu, jak będzie wolne od meczy. Zabierzemy małą i pojedziemy na wakacje.

-Super pomysł – odpowiadam, bo naprawdę podoba mi się ta wizja. - A druga rzecz? - dopytuję.

-W naszym garażu czeka nowy samochód.

-Trzeci?

-Nie, sprzedałem lamborghini.

-Czemu?

-To bezsensu, bo nie damy radę jeździć tam z małą, więc kupiłem Range Rovera. Taki rodzinny i bardzo bezpieczny.

-Kolor?

-Czarny.

-To już mi się podoba – klaszczę w ręce zadowolona. - Dziękuję – dodaję i cmokam go lekko.

Takie urodziny to ja mogę mieć, choć i tak najlepszy prezentem jest to, że jesteśmy razem. A szczególnie, że się nie kłócimy i potrafimy znaleźć wspólny język. To chyba właśnie miłość.

Mrs. CoachWhere stories live. Discover now