Rozdział 8

2.1K 170 38
                                    

Szłam za Will'im i zastanawiałam się, czemu on nic nie chce mi powiedzieć. Mamy razem zadanie, więc chyba powinnam coś wiedzieć. Mimo to nie zaszczycił mnie ani jednym słowem na ten temat. Idziemy nie wiadomo gdzie i przez niego zaczęłam tracić dobry humor, co w moim przypadku dobre nie jest. On cały czas mnie ignoruje. To jego największa zbrodnia w całym życiu! Pożałuje tego. Stanęłam w miejscu i założyłam ręce na piersi. Walizkę wcześniej odstawiłam. Nie daruje mu tego, więc będzie musiał tolerować moje złe humorki. 

- William T. Spears. - powiedziałam ostro i bardzo poważnie. Willi doskonale wie, co to dla niego oznacza i jeżeli tak dalej pójdzie, będą kłopoty.

- Idziemy dalej. - powiedział normalnie, jak do osoby mu nieznanej. 

Gdzie się podział mój Skarbeczek? Ten kochany i zawsze dla mnie miły? Ale jak on chce. On zachowuje zimną krew, to ja też! Umiem zmienić swoje zachowanie, gdyż robię to na co dzień. Dlatego pożałuje tego.

- Panie Spears, biorąc pod uwagę Pańskie zachowanie, postanowiłam zmienić do Pana moje nastawienie. - powiedziałam oschle i zimno. Nie mam zamiaru być gorsza niż on. Będę taka sama, czyli zimna, oschła, obojętna, poważna i okrutna. Tak długo, aż nasze zadanie nie dobiegnie końca, albo się zapomnę. - Ruszajmy dalej, by nie tracić cennego czasu. - wzięłam swoją walizkę i stanęłam obok niego, nie zaszczycając go nawet spojrzeniem.

- Oczywiście. - dało się wyczuć i usłyszeć nutę żalu. Ma za swoje. On jest taki oschły, to ja też.

Dalej podążałam za nim krok w krok, będąc swoją drugą "Ja". Oboje mamy swoje sekrety i oboje dobrze je znamy. Sam sobie wybrał taki los na ten czas. Nie mam zamiaru robić z siebie głupka, tylko po to, by on się zadowolił. Mam zły humor, gdyż brat mnie denerwuje, moje zadanie jest nadal nie wyjaśnione i do tego musimy iść na piechotę. Po kolejnych kilku kilometrach doszliśmy do pewnej rezydencji. Nie wiem nic co się tu dzieje, ale i tak z czasem się dowiem. Na pewno. Jak nie od Will'a, to od właściciela tego domostwa. 

- Jesteśmy na miejscu, Amaratine. - przytaknęłam mu jedynie ruchem głowy i znowu szłam za nim, krok za krokiem. 

Weszliśmy po schodach, by dostać się do wejścia. Przed drzwiami zapukał i odszedł krok do tyłu, czekając aż ktoś je otworzy. Kiedy drzwi się otworzyły zobaczyłam przystojnego bruneta w czarnym fraku i o ciemnych włosach. Wygląda znajomo, ale nie mam dobrej pamięci do osób mi nie potrzebnych. Poza tym, od niego czuć smród demonów. Do tego te jego czerwone oczy są mi bardzo znajome.

- Ah! Pan Spears, jakże miło mi Pana znów widzieć. - uśmiechnął się lekko. Dobrze wiem, że jest to sztuczny uśmiech. Typowy demon.

- Mnie nie zbyt. Jesteśmy w tej sprawie. - odparł poprawiając okulary, naciskając na jedno słowo i lekko mrużąc oczy. 

Czyli oni już wiedzą. Co również oznacza, że jestem jedyną nie poinformowaną. Mam ochotę kogoś zabić. Czuję się oszukana, ale to nie pierwszy mój raz w życiu. Nawet jeśli w środku gotowałam się ze złości, na zewnątrz pozostałam zimna. Nie dam im tej satysfakcji.

- Panie Michaelis, poznaj proszę moją siostrę... - przerwałam temu kretynowi. Tak, teraz to "Kretyn".

- Amaratine M. Spears. - przedstawiłam się, pozbywając się zbędnych emocji.

- Bardzo mi miło. - ukłonił się przede mną, na co ja patrzyłam zimnym wzrokiem. - Zapraszam do środka. - otworzył szerzej drzwi na co weszliśmy oboje do środka. 

Jak na rezydencję i szlachcica przystało, wszystko było urządzone na bogato. Oni mogą sobie na to pozwolić. Coś o tym wiem. Rozejrzałam się trochę, nie zauważając nic specjalnego. Nie jest on w takim razie szalony, tylko przyziemny, co da się dostrzec w budowli i dekorze pomieszczenia.

- Panicz czeka już w salonie. Proszę za mną. - spojrzałam na stojącego przed nami bruneta. 

Czyli to nie on jest szlachcicem. Nie znam się na tym, więc nie mam tu nic do gadania. Czasy się zmieniły, więc i ludzie. Ja nadal żyję w starych czas, sprzed tych pięciuset. Ten brunet otworzył drzwi, od pewnie salonu, i puścił nas przodem. W środku był już jakiś chłopak. Na oko czternastoletni. Czyli to jest ten "Panicz"? Nie znam się na tych bzdetach i formalnościach. Nie uczyłam się tego i nigdy się tym nie interesowałam.

- Dobry wieczór, Hrabio Phantomhive. - Willi usiadł na przeciwko niego, na co ja stanęłam za nim, lustrując dzieciaka i bruneta moim zimnym wzrokiem. Teraz, kiedy ten Kretyn popsuł mi humor, nie ma odwrotu.

- Z tego co widzę, nie jesteś sam. Kim jest twoja towarzyszka? - uśmiechnął się lekko i spojrzał na mnie.

- Amaratine M. Spears. - odpowiedziałam za Willa'a, nim znów spróbuje zrobić to za mnie. - Niestety jestem siostrą tego Kretyna. - tu na chwilę spojrzałam na Willi'ego.

- Nie interesuje mnie to. Przejdźmy do zadania. - teraz może w końcu się dowiem o co chodzi. Ta niewiedza jest denerwująca.

- Oczywiście. Z tego co zostało mi powiedziane, zaginęły ci bliskie osoby, tak jak nam dwóch Shinigami. - zaczął brat, na co ja się zdziwiłam. 

Serio dwóch brakuje? I z tego robią takie wielkie halo?! Ta cała starszyzna jest jakaś dziwna i pojebana! Co z tego, że dwóch ludzi brakuje, codziennie są porywani! No i dlaczego to ja mam się tym zająć? Super, kolejne nudne zadanie.

- Czyli można powiedzieć, że przez dwóch zaginionych nędznych ludzi i dwóch nieuważnych Shinigami, marnuję tu swój czas? - patrzyłam na nich wszystkich zdenerwowana, ale nadal dość opanowana. - Odchodzę. - chciałam wyjść, ale nie było mi to dane. Ten brunet zablokował mi drzwi.

- Ari, wiesz dlaczego starszyzna przydzieliła cię do tego zadania? - odwrócił się w moją stronę brat, na co w końcu na niego spojrzałam poirytowana.

- Niby skąd mam wiedzieć, skoro kazali mi wyjść! - denerwowałam się. Stałam wpatrzona w bruneta. Nie mam zamiaru patrzeć na tego Kretyna.

- Bo chcą sprawdzić, czy nadal nadajesz się na miano Legendarnego Shinigami.

- Mówiłam przecież, że rezygnuję z tej cholernej posady. - zacisnęłam zęby.

- Kończysz to zadanie, choćby nie wiem co. - warknął na mnie wkurzony, poprawiając okulary. 

W tej chwili mam dość! Chwyciłam bruneta za gardło i mocno wbiłam swoje pazury, tak, że stróżki krwi zaczęły lecieć. Jestem Bogiem Śmierci, nie jestem słabym człowieczkiem, dlatego mam więcej siły niż ktoś taki.

- Może demona tym nie zabiję, ale kogoś wkurzę. - wyszeptałam i rzuciłam z całych moich sił brunetem w brata. - Ciao~ - powiedziałam przeciągle i wyszłam z salonu, by wyjść z rezydencji.

Moja walizka została w tamtym pokoju, co trochę mnie wkurzyło. Już trudno. Będę zmuszona załatwić sobie nowe soczewki, albo Willi mi ją kiedyś przyniesie. Raczej wątpię w to, ale nadzieja umiera ostatnia. Poczułam mocnego kopniaka w plecy i mój upadek na schody. Zabolało i to nie słabo. Kiedy upadłam na ziemię, od razu spojrzałam na odpowiedniego osobnika, który jest za to odpowiedzialny.

- Nigdzie się Panienka nie wybiera. Dostaliśmy list ze znalezieniem zaginionych osób i sprawdzeniu Panienki zdolności. - usłyszałam głos demona, widząc również jak opuszcza nogę po swoim kopniaku.

- Serio? Nie możecie po prostu powiedzieć, że wszystko ładnie pięknie i odsyłacie mnie z powrotem? Jest tak o wiele łatwiej. - stanęłam prosto i zaczęłam się otrzepywać z kurzu.

- Nie. - przemówił braciszek. - Mam dla ciebie propozycje. - schodził po schodach w moją stronę. Tu zaczęłam słuchać. Uwielbiam wyzwania, konkurentów i propozycje.- Wykonasz swoje zadanie i jak wrócimy dostaniesz "to". - moje oczy się zaświeciły. Za takie propozycje to chętnie żyję. Nawet jeśli jestem martwa.

- Zgadzam się. - położyłam ręce na biodrach i uśmiechnęłam się zadziornie.

Nienormalne |Kuroshitsuji|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz