Rozdział IV [Yoongi]

383 35 34
                                    


Boże, przyjazd do Australii to było chyba najlepsze co mogło mi się przytrafić! Byłem nastawiony raczej sceptycznie, to Jin mnie namawiał do tego, no i Namjoon oczywiście, bo ostatni raz widzieliśmy się w liceum, a byliśmy naprawdę zaprzyjaźnieni. A jeszcze postanowiłem wybrać się do tej opery i mnie zatrudniono! Praktycznie z wejścia! Myślę, że gdybym nie pokazał własnych kompozycji, tylko jakieś inne badziewia, to o pracy mógłbym tylko pomarzyć, fakt faktem jednak, że wszystko było takie jak w głupich telenowelach, które zawsze wyśmiewałem. Było po prostu idealnie.

Mieszkanie miałem fajne, współlokatorów jeszcze fajniejszych... Właśnie, może zatrzymajmy się tutaj... Na początku Jimin nie wzbudził we mnie żadnych emocji, ale bardzo szybko go polubiłem, bo urzekła mnie jego skrywana troska i ciche sprawdzanie, czy niczego mi nie brakuje.

Żyliśmy w dwóch różnych światach, on naukowiec, a ja artysta, a wystarczyło nam kilka dni by naprawdę się polubić i zżyć.

Kiedy pierwszy raz wparowałem do opery, udawałem, że wcale nie onieśmiela mnie bogato zdobione wnętrze. Mimo że na moją żuchwę grawitacja działała kilka razy mocniej, nie pozwoliłem sobie na wyglądanie jak amator. Byłem muzykiem, takie opery nie powinny mnie onieśmielać, ale myślę, że za parę lat, nawet jeśli będę sławny na cały świat (a będę!), to i tak będzie mnie to zachwycać. Tak, czy tak ledwo wszedłem za kulisy i ogarnąłem wszystkich pracowników. Zza pianina wyszła wysoka dziewczyna o blond włosach....

-Yoongi? – rzuciła gapiąc się na mnie. ZARAZ MOMENT... ZARAZ SOBIE PRZYPOMNĘ KIM JESTEŚ. Kojarzyłem jej twarz. Och, wiem!

-Nie spodziewałem się ciebie tutaj, Sam – odparłem i uśmiechnąłem się lekko w jej stronę. Poznałem Samanthę parę lat temu, na moim pierwszym koncercie, jeszcze w Korei, gdzie i ona zaczynała swoją przygodę z muzyką. Wiedziałem, ze wyjechała, nie wiedziałem jednak, że do Sydney, dlatego jej zobaczenie tutaj naprawdę mnie miło zaskoczyło.

-Tęskniłam! – rzuciła mi się na szyję, co pewnie było trudne, bo w tych swoich szpilkach sporo mnie przewyższała, ALE NIEWAŻNE. – Co ty robisz?

-Cóż... Pracuję? – odparłem szczerząc się do niej. – Do Korei chcę wrócić za jakiś miesiąc, do tego czasu zatrudniono mnie tu. Jin też gdzieś tu się powinien kręcić.

-Och, on też dalej gra? Mogę zobaczyć twoją kompozycję? Ojej, ale może najpierw przedstawię cię wszystkim. – Złapała mnie za rękę i pociągnęła za sobą. I naprawdę starałem się zapamiętać ich imiona, ale wypadły mi one z głowy niecały kwadrans później. Brawo, Yoongi, ćwiczenie pamięci idzie ci coraz lepiej. Wszyscy jednak byli sympatyczni i wydawali się być ciekawi czegoś mojego, no więc siadłem do pianina i zagrałem fragmencik mojego najnowszego dzieła.

-Da się to ulepszyć! – krzyknęła zaraz Sam i siadła tuż obok mnie, przy okazji potrącając mnie biodrem, abym się przesunął. Kliknęła kilka klawiszy, aby odnaleźć najlepszy dźwięk i skinęła głową. – Grajmy.

Sam w przeciwieństwie do mnie miała wyjątkowo dobrą pamięć, więc załapanie rytmu nie trwało długo, praktycznie wymyślała na bieżąco. Była pod tym względem geniuszem. Fakt faktem, że moja kompozycja brzmiała dużo lepiej z takim bogactwem dźwięków.

-Zagraj ze mną – poprosiłem w pewnym momencie.

-Przecież gram.

-Na koncercie. Jak za starych dobrych czasów, to jest dobry moment na odnowienie znajomości – zauważyłem.

-chętnie! – Obdarzyła mnie pięknym uśmiechem i przysunęła się bliżej, na co ja tylko westchnąłem. Samantha najwidoczniej dalej nie znalazła sobie chłopaka, a widząc mnie obudziły się w niej stare nadzieje. Niestety, ja także szukam chłopaka, przykro mi. I nawet jednego sobie upatrzyłem... Jezu, Yoongi, ogar. Ech, nic nie poradzę na to, że Jimin działał na mnie lepiej niż różowe ciuszki na pedofila.

Arachnolove | YoonminWhere stories live. Discover now