Rozdział V [Jimin]

357 35 12
                                    


O kurwakurwakurwa... Cała sytuacja i tak była stresująca i trochę zaskakująca, ale kiedy Yoongi na mnie upadł to prawie krzyknąłem z zaskoczenia. Nie wiedziałem, czy łapać Yoongiego, czy pająka. Chciałem jakoś delikatnie Yoongiego z siebie zrzucić, ale wtedy nagle zadzownił telefon. Udało mi się sięgnąć do kieszeni. Moja matka.... NO ŚWIETNIE, ze wszystkich osób na świecie musiała do mnie zadzwonić właśnie ona, przecież jeśli nie odbiorę za drugim razem, to powiadomi wszystkie możliwe służby o moim zaginięciu, przecież ta kobieta panikuje, jak jej powiem, że zjadłem śniadanie kwadrans później niż normalnie i nie dociera do niej, że mam cholerne trzydzieści (no dobra, prawie) lat. Nie odebrałem. Musiałem skupić się na nieprzytomnym Yoongim, pająku na wolności.... rozstawionym namiocie...

...i dzwonku do drzwi. No ja jebię, jeszcze ktoś? Błagam, niech walnie we mnie meteoryt....

W końcu ściągnąłem z siebie Yooniego. Uderzył dość mocno o podłogę, ale byłem zbyt zdenerwowany by się tym przejmować. Zerknąłem przez judasza.... O Boże, Jungkook! W sumie dobrze, z nieba mi spadłeś. Otworzyłem drzwi, chwyciłem go za rękaw i wciągnąłem do mieszkania.

-Chodź i mi pomóż! - warknąłem gorączkowo.

-Hyung... - zaczął i zlustrował mnie wzrokiem. Zerknął na malinki na szyi i moją rozpiętą koszulę, na moje spodnie.... - O matko, czy ja wam coś przerwałem?

-Tak! - krzyknąłem. - Znaczy nie! Nie ty. Pająk. W kuchni. Na ścianie na przeciwko kuchenki. Idź i go złap!

-Co?!

-Proszę, po prostu idź i to zrób. - warknąłem, a sam rzuciłem się w końcu do mojego telefonu. Starałem się brzmieć naturalnie. - cześć, mamo!

-Boże, już zaczęłam się martwić, ty tak szybko jeździsz tym samochodem, myślałam, że jakiś wypadek, czy coś... - oesu, i się zaczyna. Moja mama dostawała palpitacji jak w dzieciństwie wywracałem się na rowerze i chciała biegać po lekarzach, kiedy starłem kolano, bo tężec, bo zakażanie, bo jakieś inne gówna. I mimo ze arachnofobii nie ma, nigdy jej nie powiedziałem co dokładnie robię, zanudziłaby mnie na śmierć wykładami o surowicy (i za nic by miała to, że do ukąszeń pająków się jej nie stosuje), albo wyssanymi z palca badaniami o śmierci dziecka z Kambodży. Nie mam nic ani do mojej matki, ani do dzieci z Kambodży, fakt faktem jednak, że potrafiła być irytująca, bo jej troska... to już nie troska, to obsesja.

-Mamo, nic mi nie jest - westchnąłem tylko.

-Oj, to dobrze, Jiminnie, na przyszłość odbieraj szybciej, żebym się nie martwiła, dobrze?

-Dobrze, dobrze. - Wszedłem do kuchni, próbując nieudolnie zapiąć moją koszulę, i zerknąłem na Jungkooka. Ten tylko pokazał mi pudełko z pająkiem, na co ja tylko westchnąłem z ulgą. Następnie Jungkook wskazał na wciąż nieprzytomnego Yoongiego. Bezgłośnie mu powiedziałem "przenieśmy go". Pokiwał głową i chwycił go za ramiona, a ja za nogi. Jezu, Yoongi tego dnia nie przeżyje, ja wam to mówię. Jednym uchem wciąż słuchałem tego co mówi moja mama. - Co? Tak, mamo, jem normalnie. Nie, nie przesadzam ze słodyczami. TAK, CHODZĘ DO DENTYSTY.

Jungkook parsknął śmiechem, ale szybko się opanował. Rzuciliśmy Yoongiego na kanapę. Miałem wrażenie, że coś mamrotał do siebie. To dobrze, to znaczy, że żył. Chyba. Mam nadzieję.

-Tak, oczywiście - powtarzałem wciąż do telefonu co jakiś czas ciężko wzdychając. - Nie, mamo, nie złapałem egzotycznej odmiany grypy... Nie mam malarii... Jezu, mamo... Co? Nie, wszystko w porządku, czemu pytasz?

Pochyliłem się nad Yoongim i położyłem mu dłoń na czole. Rozchyliłem mu powieki i przyjrzałem się źrenicom. Nie byłem lekarzem, ale każdy z nas musiał przejść jakieś tam wyszkolenie, by w razie ugryzienia pająka wiedzieć jak się zachować. No a Yoongi nie został ugryziony, on tylko... no, zemdlał. To nie mogło być takie trudne. Wciąż oddychał, co napawało mnie optymizmem, z drugiej strony cholernie bałem się tego, co się stanie, jak się obudzi. Jungkookowi rzuciłem klucze do mojego laboratorium. Pierwszy raz pozwoliłem mu tam wejść samemu, ale ja już nie chciałem żadnego ośmionoga widzieć na oczy. Sięgnąłem po koc i narzuciłem go na Yoongiego, wciąż lustrując jego nieco zbyt bladą twarz. Jezu, on mnie zabije...

Arachnolove | YoonminWhere stories live. Discover now