Rozdział trzeci. Mam w stadzie samobójce!

2.1K 170 14
                                    

- Chyba sobie robisz jaja! - warknęłam do ojca

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

- Chyba sobie robisz jaja! - warknęłam do ojca.

- Uwierz mi, że jestem poważny jak jasna cholera.

- Mamy przydział na jezioro?! Znowu?! Przecież tam nigdy nie pojawił się żaden wampir!

- Właśnie dlatego.

Mierzyłam się z nim chwilę wzrokiem. Jak on mógł? Wraz ze stadem przyszłam do pana Kamila, osoby zajmującej się przydziałami. Kiedy zastałam tam mojego tatę wiedziałam, że coś się święci.

- Sam dzisiaj wybieram się w okolice jaskiń. Zrozum. Nie pozwolę wam się tak narażać. Oszalałbym gdyby coś stało się tobie albo Michałowi.

- Wiem, wiem.

Postanowiłam odpuścić. Wyszłam na zewnątrz aby przekazać ,, wesołą '' nowinę mojemu stadu. Eryk widząc moją minę od razu wiedział co się stało.

- Jezioro.

- Tak.

Odpowiedziałam, chociaż to nie było pytanie. Damian westchnął i skrzywił się.

Cóż, nie mieliśmy wyboru. Po północy poszliśmy zmienić inne stado. Jak wielka była moja radość kiedy zobaczyłam Marcelinę stojącą na plaży. Uśmiechnęła się kwaśno na mój widok.

- No proszę, któż to ma patrol nad jeziorem.

- Ty - warknęłam.

Uśmieszek spełz z jej twarzy. Odrzuciła włosy do tyłu i podeszła do mnie.

- Dostałam ten obszar ponieważ ojczulek waszego kolegi nie dał sobie rady z Weksonem.

- Powiedz coś takiego jeszcze raz a wyrwę ci te rozjaśnione kłaki i wpakuje ci je do gardła!

- Spróbuj maszkaro!

- Proszę bardzo.

Wymierzyłam jej potężnego liścia w ten jej nasmarowany jakimś tandetnym fluidem policzek. Odrzuciło jej głowę w bok. Nie czekając, aż się pozbiera skoczyłam na nią. Zawiązałam jej włosy na moim nadgarstku by nie mogła się ruszyć i uśmiechnęłam sie do niej słodko.

- Nie waż się obrażać pamięci Emila, bo był sto razy lepszy od ciebie i całego twojego stadka. Zapamiętaj to suko!

- Puszczaj mnie ty dzikusko!

- Magdo, za dwadzieścia minut zaczynamy patrol. Puść to ścierwo i przygotujmy się.

Oczywiście, że puściłam. Postarałam się przy tym by Marcela wpadła do wody. Podniosłam się szybko i wróciłam do stada. Marcelina także się pozbierała i wbiegła w las mamrocząc przekleństwa pod nosem.

- Okej. Ja i Damian zostajemy na plaży. Michał i Eryk okrążają staw w promilu kilometra. Monika i Marta o pięćset metrów bliżej. Zrozumiano?

- Tak! - zawołali.

- Dziwnie się czuje, pierwszy raz nie ma z nami Leo i Sylwka. - Monika spuściła głowę.

- Nie byłabym tego taka pewna - mruknęłam.

Usłyszałam osiem łap uderzających miękko o ziemię. Dwa oddechy mieszały się ze sobą. Leo i Sylwek biegli do nas od północy. Warknęłam cicho kiedy wybiegli z lasu i stanęli przed nami.

- Wracajcie do domu.

- Proszę, Magdo. Nie możemy już tam siedzieć - Leo pisnęła.

Westchnęłam, ale skinęłam głową. Nakazałam im przechadzać się tuż przy jeziorze, niedaleko ode mnie i Damiana.

Kiedy wszyscy już ruszyli na swoje stanowisko, usiadłam na trawie. Byłam zła. Znowu musieliśmy siedzieć w tym pieprzonym miejscu.

- Spokojnie, śliczna. Jutro na pewno dostaniemy lepszy rejon. Niech wszsystko się uspokoi.

Damian usiadł obok mnie. Oparłam głowę na jego ramieniu.

- Może i masz rację. Zapowiada się jednak nudny wieczór.

Wtedy usłyszałam wycie. Michał alarmował nas, że coś się dzieje. Szybko przemieniłam się w wilka by móc usłyszeć co chciał nam powiedzieć. Jako stado mogliśmy ze sobą rozmawiać jeśli nie oddzielała nas odległość większa niż cztery kilometry. Nie, nie mogliśmy na szczecie czytać sobie w myślach. Działało to bardziej na bazie walkie-talkie.

~Michał?

~Wekson. Dwa kilometry od was, na wschód. Od nas kilometr na południowy-zachód.

~Młody?

~Z tego co słyszę.... raczej nie.

~Nie interweniujcie. Leo, jesteś druga po mnie jeśli chodzi o szybkość. Biegnij do Osady po posiłki.

~Tak jest!

Minęło około pięciu minut odkąd wyruszyła, kiedy zaalarmowała mnie Marta.

~Sylwek biegnie w stronę Weksona!!!

~Stój! Słyszysz mnie?!

Nie odpowiadał.

~Damian! Biegniemy za nim!

Ruszyliśmy pędem przez las kierując się zapachem tego szczyla. Byłam szybsza więc zostawiłam Damiana w tyle

~Nie biegnij tam sama!

~Zrozum, im szybciej go powstrzymam, tym lepiej!

~Bądź ostrożna.

Popędziłam jeszcze szybciej. Zaczęłam słyszeć Sylwka przed sobą. Na swoich krótkich łapkach nie mógł równać się ze mną. Warknęłam, gdy pomiędzy krzewami mignęła mi jego jasna kita.

~Zaraz dostaniesz, za niesubordynację gnojku!

Usłyszałam, że ktoś się zbliża. Po chwili rozpoznałam Michała i Eryka. Dołączyli do mnie.

~Jesteśmy za blisko Weksona.

~Wiem, braciszku. Musimy jak najszybciej go zatrzymać

~ZABIJE GÓWNIARZA

Damian wciekał się jakieś dwieście metrów za nami.

~Ustaw się w kolejce

Marta i Monika powoli nas doganiały.

~Czyli żadne z was, głąby nie został na obszarze patrolu?

~Eeee....

~No...

~Hmm..

~......

~Cudownie.

Kiedy Sylwek był zalewdie dwa metry przede mną skoczyłam na niego i powaliłam go na ziemię. Wgryzłam mu się w kark by uniemożliwić mu, ruchy.

~Wyrwę ci te kłaki młody, przysięgam.

~A jeśli to on zabił mojego tatę?!

~To nie jest nasza liga. Wracajmy zanim...

Wtedy go usłyszałam. Biegł w naszą stronę. Był szybki.

~Nie uciekniemy.

Damian stanął obok mnie i warknął cicho . Zeszłam z Sylwka. Wpatrywałam się tępo w ścieżkę przed nami. 

Na zawszeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz