Nazywam się Magda. Wszyscy pewnie mnie kojarzą. Jestem znaną osobistością. Nie każda szesnastolatka może się pochwalić, że jest córką Wielkiego Alfy, nieprawdaż? Ty na pewno nie. Dobra, dobra bez spin. Nie przechwalam się przecież! Jestem bardzo skr...
Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
- Chyba sobie robisz jaja! - warknęłam do ojca.
- Uwierz mi, że jestem poważny jak jasna cholera.
- Mamy przydział na jezioro?! Znowu?! Przecież tam nigdy nie pojawił się żaden wampir!
- Właśnie dlatego.
Mierzyłam się z nim chwilę wzrokiem. Jak on mógł? Wraz ze stadem przyszłam do pana Kamila, osoby zajmującej się przydziałami. Kiedy zastałam tam mojego tatę wiedziałam, że coś się święci.
- Sam dzisiaj wybieram się w okolice jaskiń. Zrozum. Nie pozwolę wam się tak narażać. Oszalałbym gdyby coś stało się tobie albo Michałowi.
- Wiem, wiem.
Postanowiłam odpuścić. Wyszłam na zewnątrz aby przekazać ,, wesołą '' nowinę mojemu stadu. Eryk widząc moją minę od razu wiedział co się stało.
- Jezioro.
- Tak.
Odpowiedziałam, chociaż to nie było pytanie. Damian westchnął i skrzywił się.
Cóż, nie mieliśmy wyboru. Po północy poszliśmy zmienić inne stado. Jak wielka była moja radość kiedy zobaczyłam Marcelinę stojącą na plaży. Uśmiechnęła się kwaśno na mój widok.
- No proszę, któż to ma patrol nad jeziorem.
- Ty - warknęłam.
Uśmieszek spełz z jej twarzy. Odrzuciła włosy do tyłu i podeszła do mnie.
- Dostałam ten obszar ponieważ ojczulek waszego kolegi nie dał sobie rady z Weksonem.
- Powiedz coś takiego jeszcze raz a wyrwę ci te rozjaśnione kłaki i wpakuje ci je do gardła!
- Spróbuj maszkaro!
- Proszę bardzo.
Wymierzyłam jej potężnego liścia w ten jej nasmarowany jakimś tandetnym fluidem policzek. Odrzuciło jej głowę w bok. Nie czekając, aż się pozbiera skoczyłam na nią. Zawiązałam jej włosy na moim nadgarstku by nie mogła się ruszyć i uśmiechnęłam sie do niej słodko.
- Nie waż się obrażać pamięci Emila, bo był sto razy lepszy od ciebie i całego twojego stadka. Zapamiętaj to suko!
- Puszczaj mnie ty dzikusko!
- Magdo, za dwadzieścia minut zaczynamy patrol. Puść to ścierwo i przygotujmy się.
Oczywiście, że puściłam. Postarałam się przy tym by Marcela wpadła do wody. Podniosłam się szybko i wróciłam do stada. Marcelina także się pozbierała i wbiegła w las mamrocząc przekleństwa pod nosem.
- Okej. Ja i Damian zostajemy na plaży. Michał i Eryk okrążają staw w promilu kilometra. Monika i Marta o pięćset metrów bliżej. Zrozumiano?
- Tak! - zawołali.
- Dziwnie się czuje, pierwszy raz nie ma z nami Leo i Sylwka. - Monika spuściła głowę.
- Nie byłabym tego taka pewna - mruknęłam.
Usłyszałam osiem łap uderzających miękko o ziemię. Dwa oddechy mieszały się ze sobą. Leo i Sylwek biegli do nas od północy. Warknęłam cicho kiedy wybiegli z lasu i stanęli przed nami.
- Wracajcie do domu.
- Proszę, Magdo. Nie możemy już tam siedzieć - Leo pisnęła.
Westchnęłam, ale skinęłam głową. Nakazałam im przechadzać się tuż przy jeziorze, niedaleko ode mnie i Damiana.
Kiedy wszyscy już ruszyli na swoje stanowisko, usiadłam na trawie. Byłam zła. Znowu musieliśmy siedzieć w tym pieprzonym miejscu.
- Spokojnie, śliczna. Jutro na pewno dostaniemy lepszy rejon. Niech wszsystko się uspokoi.
Damian usiadł obok mnie. Oparłam głowę na jego ramieniu.
- Może i masz rację. Zapowiada się jednak nudny wieczór.
Wtedy usłyszałam wycie. Michał alarmował nas, że coś się dzieje. Szybko przemieniłam się w wilka by móc usłyszeć co chciał nam powiedzieć. Jako stado mogliśmy ze sobą rozmawiać jeśli nie oddzielała nas odległość większa niż cztery kilometry. Nie, nie mogliśmy na szczecie czytać sobie w myślach. Działało to bardziej na bazie walkie-talkie.
~Michał?
~Wekson. Dwa kilometry od was, na wschód. Od nas kilometr na południowy-zachód.
~Młody?
~Z tego co słyszę.... raczej nie.
~Nie interweniujcie. Leo, jesteś druga po mnie jeśli chodzi o szybkość. Biegnij do Osady po posiłki.
~Tak jest!
Minęło około pięciu minut odkąd wyruszyła, kiedy zaalarmowała mnie Marta.
~Sylwek biegnie w stronę Weksona!!!
~Stój! Słyszysz mnie?!
Nie odpowiadał.
~Damian! Biegniemy za nim!
Ruszyliśmy pędem przez las kierując się zapachem tego szczyla. Byłam szybsza więc zostawiłam Damiana w tyle
~Nie biegnij tam sama!
~Zrozum, im szybciej go powstrzymam, tym lepiej!
~Bądź ostrożna.
Popędziłam jeszcze szybciej. Zaczęłam słyszeć Sylwka przed sobą. Na swoich krótkich łapkach nie mógł równać się ze mną. Warknęłam, gdy pomiędzy krzewami mignęła mi jego jasna kita.
~Zaraz dostaniesz, za niesubordynację gnojku!
Usłyszałam, że ktoś się zbliża. Po chwili rozpoznałam Michała i Eryka. Dołączyli do mnie.
~Jesteśmy za blisko Weksona.
~Wiem, braciszku. Musimy jak najszybciej go zatrzymać
~ZABIJE GÓWNIARZA
Damian wciekał się jakieś dwieście metrów za nami.
~Ustaw się w kolejce
Marta i Monika powoli nas doganiały.
~Czyli żadne z was, głąby nie został na obszarze patrolu?
~Eeee....
~No...
~Hmm..
~......
~Cudownie.
Kiedy Sylwek był zalewdie dwa metry przede mną skoczyłam na niego i powaliłam go na ziemię. Wgryzłam mu się w kark by uniemożliwić mu, ruchy.
~Wyrwę ci te kłaki młody, przysięgam.
~A jeśli to on zabił mojego tatę?!
~To nie jest nasza liga. Wracajmy zanim...
Wtedy go usłyszałam. Biegł w naszą stronę. Był szybki.
~Nie uciekniemy.
Damian stanął obok mnie i warknął cicho . Zeszłam z Sylwka. Wpatrywałam się tępo w ścieżkę przed nami.