Rozdział piąty. Mama...

1.9K 174 12
                                    


Wróciliśmy do Osady. Wilki spodziewały się, że całe nasze stado zostanie rozszarpane. Kiedy zobaczyli jak ranni ale żywi wchodzimy przez bramy byli nie mniej zdziwieni niż mój ojciec, który szedł przed nami wkurzony jak wszyscy diabli. Podeszliśmy pod szpital. Strasznie tego nie chciałam, ale denerwowanie taty byłoby teraz głupim pomysłem.

Kiedy siedziałam już opatrzona w poczekalni i czekałam na Damiana i Michała do środka wleciała Ola. Zawsze była strasznie przewrażliwiona na punkcie swoich dzieci. Tak, Damian miał młodszą siostrę Sarę. Ponoć nosiła imię po wampirzycy, która kiedyś uratowała mojej mamie życie.

- Patryk! Boże, uratowałeś ich?

- Nie musiałem. Sami zabili Weksona.

- Słucham?!

Ola spojrzała na mnie, potem na resztę stada, która wyszła już z gabinetu lekarskiego. Sylwek uśmiechnął się do niej i pomachał jej zabandażowaną ręką. Nawet nie wiedziałam kiedy Wekson zdążył go ugryźć. Kobieta zbladła.

- A Damian?

- Konrad właśnie sprawdza czy jego oko nie wypłynęło...

- Tato!

- Taka jest prawda.

Ojciec wzruszył ramionami. Wtedy w poczekalni pojawił się Michał z ręką w gipsie. Uśmiechnął się do nas krzywo.

- Wiesz coś o Damianku? - spytała Ola

- Zakładają mu opatrunek na oko, gada teraz, że będzie piratem. Arr! - mruknął.

Zaśmiałam się. To cały Damian. Uwielbiam się wygłupiać. Ola pokręciła tylko głową, ale uśmiechnęła się blado.


W domu mama przywitała nas TYM spojrzeniem. Nawet największy twardziej przy nim wymiękał. Tata celowo został dłużej przy aucie. Mieliśmy wziąć to na siebie. Michał spróbował się uśmiechnąć i podejść do mamy, jednak gdy tylko zrobił krok w jej stronę chrząknęła niezadowolona. Wyglądała jak anioł zemsty. Długie blond włosy spadały na jej ramiona i piersi, musiała już spać ponieważ były w strasznym nieładzie. Oczy zmrużone jak u kota, jedna brew podniesiona. Usta zaciśnięte w wąską linię. O ile z tatą mogłam wykłócać się godzinami, i powiedzmy sobie szczerze... Nie bałam się go w ogóle, to mama... Była przerażająca sama w sobie. Przełknęłam nerwowo ślinę. Wolałam walczyć z Weksonami niż rozmawiać z mamą, kiedy tak na nas patrzyła.

- Słucham - wycedziła przez zęby.

- A więc. Byliśmy na patrolu, Sylwek chciał do nas dołączyć i zaatakował go Wekson...

- Kłamiesz. - warknęła.

- Ale...

- Kłamiesz. -

- Dobrze. Sylwek sam pobiegł by zaatakować tego wampira. Dałam ciała bo mnie nie posłuchał. Co ze mnie za Alfa mamo?! Taki szczeniak jak on nie czuje przede mną respektu. Gdyby tata rozkazał coś komuś ze swojego stada to od razu by go posłuchał! To wszystko tylko i wyłącznie moja wina.

- Och, kochanie. Nie mów tak. - Głos mamy złagodniał - Sylwek dużo przeszedł. Dlatego myślał tak irracjonalnie.

Podeszłam o mamy i przytuliłam się do niej. Wtedy do salonu wkroczył tata.

- Nawet ty, Brudusie? - warknął do mamy.

Nie odpowiedziała, pokazała mu za to język. Ojciec westchnął tylko i rozsiadł się na kanapie.

- Paranę ci przypomnieć papciu, że za młodu sam nie byłeś lepszy. - posłałam mu złośliwy uśmieszek.

- Jeszcze jedno słowo za będziesz spała na dworze. - mruknął.

- Nanana - przedrześniłam go.

Dziękowałam niebiosom za mój refleks, bo tata rzucił we mnie pilotem od telewizora. Zrobiłam zwinny unik i roześmiałam się.

- Dobra, rodzinko. Jestem cholernie zmęczony i zamierzam oddać się w najlepsze ramiona na świecie.

Mama uśmiechnęla się słodko.

- W ramiona morfeusza - uściślił tata.

Mama przestała się uśmiechać. 

Na zawszeWhere stories live. Discover now