Rozdział XXIV

604 35 1
                                    

Ważne osobistości, damy dworu podchodziły kolejno do dziecka. Dawano mu przeróżne prezenty, płótno na ubranka, czy przytulanki. Po uroczystościach poszłam do komnaty służby:
-Wszystkie prezenty, w postaci maskotek, czy materiałów, wygotujcie, nie chcemy tutaj jakiejś choroby, nie powtórzy się los córki Stannisa Baratheona.
Wyszłam z komnaty i skierowałam się do mojej sypialni. Gdy weszłam zobaczyłam, jak Robb pochyla się nad łóżeczkiem, wpatrując się w nasze dziecko. Podeszłam do niego od tyłu. Przytuliłam się i masowałam jego ramiona:
-Chodź, poświęć mi chociaż trochę czasu-powiedziałam rozmarzonym głosem.
-Nie mogę, małemu się jeszcze coś stanie-odpowiedział nawet na mnie nie patrząc.
-Kochanie, mamy od tego służbę, nic się nie stanie jeśli na godzinkę Viserys przejdzie pod opiekę niani.
-Wolę go mieć na oku.
-Aha, no dobrze.
Wyszłam trzaskając drzwiami za sobą. Kierowałam się do mojego ukochanego smoka, Rheagariona. Gdy weszłam już do jego stajni, podeszłam bliżej, smok zniżył swą szyję. Wsiadłam na niego i wylecieliśmy ze stajni. Szybował nad Królewską Przystanią, ja zaś rozmyślałam o tym, co tutaj tak naprawdę robię. Robb, wolał patrzeć na dziecko, niż poświęcić mi chwilę, nie miałam nikogo w Stolicy, rozważałam wyjazd na Smoczą Skałę. Życie nie miało sensu, gdy nikt nie zwracał uwagi na twoje istnienie:
-Rheagarion, wracamy-smok posłusznie wykonał mój rozkaz, wracając do stajni.
Zmierzałam w stronę mojej komnaty, nie wiedziałam co robić, działałam pod wpływem impulsu:
-Nareszcie, gdzie byłaś?-zapytał się sfrustrowany Wilk.
-Byłam odpocząć.
-Kobieto, masz dziecko, to mu powinnaś poświęcać czas-powiedział głosem pełnym pogardy.
-A ty masz żonę!Ignorujesz mnie od czasu narodzin dziecka! Potrzebna ci byłam tylko do tego!? Mam dość!
Pochwyciłam dziecko wychodząc z komnaty. Przeszłam do pustej sypialni dla gości. Dziecko trzymałam w ramionach. Słodko spało, nie mogłam go winić za to ,co teraz dzieje się z moim małżeństwem. Zamknęłam się na klucz, po chwili usłyszałam pukanie:
-Pani,to ja Ella-była to moja zaufana służka. Otworzyłam jej drzwi, po czym kazałam wejść i ponownie je zamknęłam.
-Przynieś mi proszę kilka sukni, tylko nie z mojej komnaty, idź do szwaczek one mają kilka. Zrób to tak aby nikt nie wiedział gdzie idziesz. Posiłki, także poproszę tutaj.
-Jasne moja pani-służąca skierowała się do wyjścia.
-Dziękuje -powiedziałam.
Zostałam sama, a raczej z moim pierworodnym synem. Nagle, usłyszałam kolejne pukanie, był to znajomy mi głos. Zawsze zachrypnięty i ciepły. Wpuściłam Jona do środka:
-Freya, co ty tu robisz?-zapytał zaniepokojony.
-Sama nie wiem, chcę to wszystko przemyśleć, potrzebuje czasu-odłożyłam synka na łóżko, uwiłam mu tam prowizoryczną leżankę.
-Robb jest załamany -powiedział namiestnik.
-On jest załamany!? Od czasu porodu nie zechciał mnie nawet tknąć. Mogłabym to wszystko zostawić i wrócić na Smoczą Skałę-popłynęły mi łzy, byłam załamana.
-Rozumiem cię, czujesz się tu obco, prawda? To tak ,jak ja w Winterfell przez całe życie. Ale pomimo tego, że byłem znienawidzonym bękartem, zrobiłem z tego swoją tarczę i nigdy się nie załamałem. Ty, jesteś kimś więcej, ty jesteś smokiem. Powinnaś pokazać swoją naturę, nie kryć tego w sobie. Pokaż wszystkim swoje uczucia. Ja postaram się porozmawiać z Robbem. Jeśli nie możesz dotrzeć do niego ogniem, żywiołem zupełnie mu przeciwnym, dotrzyj lodem, tym co jest mu bliższe.

†††
Jak zwykle jutro kolejny rozdział
Ogień i Krew!

Księżniczka Lodu i Młody WilkWhere stories live. Discover now