Rozdział 6

133 35 3
                                    

Jak najszybciej pobiegłem z przystanku autobusowego który znajdował się tuż przy szkole na drugi koniec miasta do szpitala. Pędziłem tam jak szalony a w głowie miałem tysiąc myśli co teraz będzie, czy przeżyje, a może już nie żyje? Poprostu nieustanny mętlik w głowie.

Wszedłem do szpitala i szybko pobiegłem do recepcji która była niedaleko drzwi wejściowych. Oparłem się ręką o blat i nie mogłem złapać tchu. Za chwile po uspokojeniu się spytałem pani siedzącej za biurkiem na jakim oddziale i w jakiej sali leży moja matka.

-Dzień dobry pogotowie przywiozło tu Klare Jonson. Gdzie mogę ją znaleźć? -spytałem pielęgniarki.

Młoda kobieta o jasnych blond włosach szybko wstała z krzesła i poszła do biurka stojącego przy oknie. Leżały na nim jakieś papiery które pielęgniarka zaczeła przeglądać a po chwili przeglądania dokumętów kobieta odpowiedziała na wcześniej zadane pytanie.

-O! Tu jest. Pani Jonson znajduję się na 6 piętrze w sali numer 8 -powiedziała blondynka miło się uśmiechając, a ja szybko skierowałem się w strone windy. Podbiegłem do drzwi na których wisiała kartka ,,winda nieczynna".

Super musze iść schodami na szóste piętro. Pomyślałem i pobiegłem czym prędzej do klatki schodowej niestety w połowie czyli na jakimś trzecim piętrze byłem już trochę zmęczony tym pędem i musiałem zwolnić.

Gdy już dowlokłem się do pokoju w którym znajdowała się moja rodzicielka widok który ujrzałem doprowadził mnie do płaczu. Mama leżała tam cała poobijana w siniakach, ze złamaną ręką i na ciele miała ślady zaschniętej już krwi.
W pokoju był lekarz który odrazu gdy mnie zobaczył podszedł i oznajmił.

-Pańska matka miała dziś wypadek samochodowy. Jej stan jest niestabilny i nie wiemy czy to przeżyje. Ma złamane 3 żebra i poważny uraz czaszki. Będziemy musieli ją jak najszybciej operować - po tych słowach lekarz wyszedł z sali a ja usiadłem przy jej łóżku. Za jakieś pół godziny zabrali ją na operacje. W tym czasie poszedłem kupić sobie kawe i usiadłem pod drzwiami do sali operacyjnej w której właśnie leżała i była operowana moja matka.

Szybko wypiłem kawe i wyciągnąłem telefon żeby jakoś zająć sobie czas czekając. Odrazu po odblokowaniu ekranu ujrzałem nowe wiadomości od nieznajomej dziewczyny.

Nieznajoma: Ojjj wiem że napewno chcesz mine poznać ;)

Nieznajoma: Ejjj Mike gdzie jesteś? :/

Ja: Kim ty jesteś do cholery?!

Nieznajoma: Umm... Chodze z tobą do szkoły

Ja: Dobra, jak się nazywasz?

Nieznajoma: Narazie nie chce zdradzać ci mojego prawdziwego imienia. Mów miii... Gwiazdeczka! ;D

Ja: No chyba cię pojebało?

Gwiazdeczka: Nie?

Gwiazdeczka: No dobra mów mi Zoe.

Ja: okk!

W tym momęcie podszedł do mnie lekarz i przerwał naszą rozmowe.

-Yyym... Pana matka... Niestety nie udało nam się jej uratować. Pana matka nie żyje... Robiliśmy co w naszej mocy - lekarz ledwo wydusił z sienie te słowa poczym zamilkł.

Wybuchłem gniewem i zacząłem krzyczeć na mężczyzne. Nie mogłem się opanować.-Jak pan mógł?! Przecież ona miała żyć!-krzyczałem na lekarza a on tylko stał i się nie odzywał. Po chwili gniew ze mnie zszedł i się troche uspokoiłem.

😶😶😶 nwm co dalej pisać, koniec na dziś. Łał trn rozdział ma ponad 500 słów😮 zostawcie ⭐ i komentarz pod rozdziałem to może jakoś mnie to zmotywuje do dalszego pisania książki❤❤❤

Gwiazdeczko? Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz