00. "obiecuje"

207 7 0
                                    

Życie jest nieprzewidywalne i wiedziałam o tym doskonale, kiedy po powrocie do mojego starego domu, przy lasku należącym do mojego przyjaciela, spotkałam jego. On był moim wyjątkowym wspomnieniem i wiedziałam, że od tego momentu nie będę miała łatwiej. Jego widok, spojrzenie i sposób bycia doprowadzał mnie do szaleństwa. Ja, dużo starsza, po tylu latach rozłąki, spotykam Cody'ego i jedyne co potrafię zrobić to to, czego uczył mnie za młodziaka. Odpalam papierosa, siadam na trawię i staram się udawać, że mnie to wszystko nie boli.

Prawda jest taka, że w środku mam huragan, który nie pozwala mi żyć i oddychać. Widzę jego piękne oczy i usta, które kiedyś dzień w dzień całowałam i śmieje się na głos. Cody spogląda na mnie i już wie o co mi chodzi. Na jego twarzy pojawia się ten zawiadacki uśmiech, który śnił mi się nocami i cholera, skłamałabym, że nie kocham go dalej. Nie Cody'ego, lecz jego uśmiech. Zawarta w nim obietnica mówi, że ten człowiek to rozrywka, sukces, adrenalina i ekscytacja, a moje nudne życie pragnie go z powrotem.

--Chcesz?-- pyta, podtykając mi butelkę z piwem. Perła. Klasycznie. Kiedyś tylko to sprzedawali nam na starej stacji. Dzisiaj nie było takiej zabawy z picia jej, ponieważ mogłabym wejść do każdego sklepu i bez problemu sprzedaliby mi cokolwiek. Jednak patrząc na butelkę nie mogłam się powstrzymać. Złapałam ją za górną część i upiłam sporego łyka. Zimny napój rozlał się w moim gardle, a ja nie mogłam pozbyć się uśmiechu.

Panie i panowie- dwudziestodwu letnia kobieta cieszy się jak dziecko, siedząc w lesie z byłym chłopakiem, pijąc tanie piwo i paląc papierosa.

--Pijąc po mnie piwo...--zaczął.

--To tak jakbym się z Tobą całowała. Pamiętam.-- powiedziałam, wysilając się na miły ton.

Przez następne dziesięć minut siedzieliśmy i po prostu piliśmy piwo, popalając sobie Malboro. Obrzydliwe, ale jak bardzo ukoiło moje spragnione serce. Życie, które miałam było dobre, póki Cody nie pojawił się z powrotem i nie zburzył powierzchownej idealności.

W którymś momencie brunet zmienił pozycję, kładąc się na trawie. Po chwili zrobiłam to samo, przypominając sobie, jak bardzo kochaliśmy oglądać gwiazdy w tym samym lesie sześć lat temu. Kiedy o dwudziestej drugiej musieliśmy być już w domu, kiedy Cody wcierał sobie trawę w dłonie by nie było czuć papierosów i kiedy pożądanie było czymś niezwykłym.

--Pamiętasz jak Adam przywiózł wódkę, a ty niemal płakałaś, bo nie chciałem żebyś piła?

--Ponieważ chciałeś się całować, a nienawidziłeś smaku alkoholu- dokończyłam.

--Nie, ponieważ wtedy czułem że Cię tracę, że uciekasz mi z rąk. Stawałaś się wtedy otwarta, przebojowa, jeszcze piękniejsza, a ja byłem tylko gówniarzem, który nie wiedział jak utrzymać Cię przy sobie. Byłaś starsza, atrakcyjna, każdy chciał być na moim miejscu. Tylko moje ręce mogły wędrować pod twoją koszulką. Tylko moje usty mogły całować twoją szyję. Tylko mnie mogłaś czuć. 

Na chwilę zamknęłam oczy rozkoszując się jego słowami. Czy to właśnie było to, co chciał mi powiedzieć, widząc mnie po tylu latach?

--Kiedy Cię miałem, myślałem, że to na zawsze, że nigdy nie będziesz kogokolwiek innego. Moment w którym powiedziałaś, że odchodzisz, był najgorszym momentem mojego życia. Dlaczego zrozumiałem to, jak bardzo Cię kocham, dopiero wtedy, kiedy stałaś się tylko wspomnieniem?

Dlaczego przypomniałeś sobie mnie dopiero wtedy, kiedy podarowałam Ci zaproszenie na ślub?

story of another us / cody christianTahanan ng mga kuwento. Tumuklas ngayon