Rozdział 27

239 9 5
                                    

Siedzę w sali prób mojej siostry i oglądam jej poczynania. Patrzę jak bardzo jest skupiona i jak stara się kontrolować każdy najmniejszy ruch. Przymyka oczy i ponosi ją muzyka, a nogi same zdają się poruszać w odpowiednim rytmie. Cały dzień byłyśmy u dziadka w szpitalu. Dochodzi powoli do siebie, ale jest jeszcze słaby. Do nikogo oprócz rodziny nie dzwonię i nikomu nie odpisuję. W końcu Amy kończy swój taniec piruetem i otwiera oczy. Patrzy na mnie zdyszana, oczekując mojej reakcji. Biję brawo i posyłałam jej lekki uśmiech.
- Dlaczego jesteś taka smutna? - zajmuje miejsce koło mnie i rozwiązuje baletki, ukazując poranione nogi. Krzywię się lekko na ten widok, ale nie dlatego, że mnie to brzydzi, ale dlatego, że to ją boli, choć się nie przyznaje.
- Ty też jesteś. Wszyscy jesteśmy przez to, co się stało dziadkowi - odpowiadam i opieram głowę o ścianę za mną.
- Wiem, że myślisz, że jestem mała i w ogóle nic nie rozumiem, ale to nie prawda - prostuje się dumnie i unosi głowę do góry na potwierdzenie swoich słów. Uśmiecham się lekko. Wcale tak nie myślę. Amanda jest bardzo inteligentna i doskonale zdaje sobie sprawę, co się wokół niej dzieje.
- Wiem to - czochram ją po włosach, co przyjmuje z piskiem. Zaraz potem moje palce wędrują po jej drobnym ciele, tam gdzie wiem, że ma łaskotki, a z jej ust wydobywa się szczery śmiech, a ona sama wije się po podłodze.
- Prze...przestań! - wykrzykuje i po chwili dopiero spełniam jej prośbę. Dawno nie słyszałam jej perlistego, wręcz idealnego śmiechu i bardzo mi tego brakowało. Ma nowe koleżanki, próby i zajęcia w szkole. To dlatego ostatnio nie miałyśmy dla siebie w ogóle czasu, a poza tym, ja też byłam zajęta. Amy poprawiła włosy, ale na nic to się zdało, gdyż kosmyki jej brązowych włosów wyszły z koka, tworząc wokół jej twarzy aureolę. Zajęła miejsce na moich kolanach i wtuliła twarz w moją szyją.
- Czy Matt ci coś zrobił? - zapytała niepewnie i spojrzała na mnie z dołu. Zmarszczyłam brwi i spojrzałam na nią zdezorientowana.
- Nie. Co ci przyszło do głowy? - dziewczynka poruszyła się niespokojnie i przylgnęła jeszcze mocniej do mojego ciała.
- Wyszedł wczoraj taki smutny i trochę zdenerwowany - głaskałam ją kojąco po plecach, rysując coraz jakieś wzorki. Westchnęłam cicho i lekko ją od siebie odsunęłam.
- Wiesz, aniołku, to trochę skomplikowane. Ale nie, Matt nie zrobił nic złego. A przynajmniej tak myślę. Po prostu trochę się na nim zawiodłam - starałam się dobierać odpowiednio słowa.
- Pogodzicie się, prawda? - spytała z nadzieją w głosie.
- Pewnie tak. A czemu tobie na tym tak zależy? - właściwie, to sama nie wiedziałam, jak to wszystko się zakończy. Emily i Miranda już kilka razy były u mnie w domu, ale zabroniłam komukolwiek mówić, gdzie jestem albo, że w ogóle jestem. Po prostu muszę to wszystko poukładać na spokojnie w swojej głowie.
- Bo go lubię. Byłaś szczęśliwa - wyjaśniła i pocałowała mnie w policzek. Nie odpowiedziałam. Dziadek próbował wyciągnąć ode mnie dlaczego chodzę taka przygaszona, ale mu się nie udało. Nie mam zamiaru go martwić.
- Kolacja na stole - mama zapukała delikatnie w drzwi i weszła do środka. Amy natychmiast się poderwała i zaraz zniknęła, za to mama usiadła obok mnie i przyciągnęła do swojego boku.
- To jak? Powiesz mi wreszcie co się stało między wami? - nie musiałam pytać o kogo jej chodzi, bo doskonale wiedziałam.
- Mamo, miałaś kiedyś tak, że z jednej strony chciałaś zapomnieć o kimś za wszelką cenę, ale jednocześnie nie chciałaś nigdy go opuszczać? - spytałam bezradna, licząc, że mnie zrozumie.
- I to nie raz. A wiesz, jak to się nazywa? - uśmiechnęła się ciepło i spojrzała na mnie w dół. Pokręciłam głową. - Miłość, kochanie.
- To wszystko bez sensu - westchnęłam i zakryłam twarz dłońmi.
- Wcale nie. Taka jej natura. Jeśli kogoś kochasz, robisz wszystko, żeby był szczęśliwy. Są jednak sytuacje, które wystawiają nas na próbę i tylko od nas zależy końcowy rezultat. Pamiętaj tylko o jednym, Vee, szczęście muszą czuć obydwie strony, a nie tylko jedna - i tym zdaniem rozbudziła wszystkie moje myśli i wspomnienia związane z Matt'em. I wtedy to do mnie dotarło.
Ja go kocham. Tak naprawdę. Zakochałam się w nim i nic na to nie poradzę. To dlatego czuję, jakby ktoś rozrywał moje serce na strzępki. Bo jest mi źle z tym, że go przy mnie nie ma, źle z tym, że go tak po prostu wyrzuciłam z pokoju, źle, że on może wcale nie czuć tego samego, co ja. Tak wiem, jesteśmy parą, ale nigdy nie powiedział tych dwóch słów, które mam ochotę wykrzyczeć mu prosto w twarz.
- Muszę iść - poderwałam się gwałtownie gotowa tak, jak stoję wybiec na mróz i pobiec do Matt'a.
- Ale kolacja...- zaczęła zaskoczona mama. Nie dałam jej jednak dokończyć.
- Zjem jak wrócę. Muszę iść - spojrzałam na nią błagalnie. Moja rodzicielka kiwnęła niechętnie głową i wstała.
- Zawiozę cię - westchnęła, ale zaraz jej twarz rozjaśnił uśmiech. Rzuciłam się jej na szyję, na co się zaśmiała.
- Dziękuję! - i wybiegłam do pokoju, żeby się przebrać. Zajęło mi to 5 minut i zaraz zbiegłam na dół, gdzie mama już na mnie czekała. Pod domem Matthew byłam kilkanaście minut później i modliłam się w duchu, żeby był w domu. Zadzwoniłam jeden raz, drugi i trzeci, ale nikt nie otwierał i kiedy zrezygnowana, chciałam odpuścić, drzwi uchyliły się, a w nich zobaczyłam wysoką brunetkę w eleganckim stroju. Była chyba w wieku mojej mamy. Twarz miała opanowaną i zimną niczym posąg.
- Tak, słucham? - zapytała, a jej głos był równie zimny.
- Um, czy jest w domu Matthew? - zapytałam, a kobieta cały czas mierzyła mnie surowym wzrokiem. Dałabym sobie rękę uciąć, że to pani Daddario.
- Przepraszam, a kim jesteś?
- Jego dziewczyną - odpowiedziałam tak cicho, że bałam się, że może mnie nie usłyszała.
- Wejdź. Zaraz go zawołam - uchyliła drzwi po długiej chwili ciszy i nie spuszczała ze mnie swojego surowego wzroku.
- Venus? - spytała zszokowana Miranda i rzuciła niespokojne spojrzenie na mamę, która poszła na górę prawdopodobnie po Matthew.
- Cześć - wysiliłam się na uśmiech. Dziewczyna po chwili wachania, podeszła do mnie i przytuliła. - Tak bardzo cię przepraszam - słyszałam skruchę i wyrzuty sumienia w jej głosie.
- Matthew zaraz przyjdzie - kobieta zeszła na dół i przyglądała się w skupieniu mojej osobie. Zaraz usłyszeliśmy szybkie kroki na schodach. Serce zabiło mi mocniej na jego widok, upewniając mnie tym samym, że moje uczucia do niego są prawdziwe. Matt, tak samo jak siostra, w ogóle nie zwracał uwagi na mamę i szybko pokonał dzielącą nas przestrzeń i otulił swoimi silnymi ramionami. Wiedział po co przyszłam.
- Powinnam zadzwonić...- zaczęłam po cichu, ale mi przerwał.
- Cieszę się, że jesteś. Boże, byłem takim idiotą - przymknął oczy i przyłożył swoje czoło do mojego. Dobrze zrobiłam. Usłyszeliśmy chrząknięcie, więc lekko się od siebie odsunęliśmy.
- Mamo, to jest Venus. Moja dziewczyna - jednak nie uśmiechał się, jak wtedy, kiedy przedstawiał mnie Royowi. Teraz rzucał mamie wyzywające spojrzenie, a jego mięśnie były napięte.
- Miło mi panią poznać - uśmiechnęłam się lekko i wyciągnęłam do niej dłoń, ale kobieta nic nie zrobiła. Spojrzałam niepewnie na Matt'a i Mirandę stojących po obu moich stronach, jakby mnie przed czymś chronili. Albo kimś.
- Mogę cię zapewnić, skarbie, nie pobędziesz nią długo - słowo ,, skarbie" wypowiedziała z pogardą. Dlaczego ona to robi? Nawet mnie nie zna, a już skreśla i traktuje jak śmiecia.
- Przestań - wycedził przez zęby brunet i przygarnął mnie bliżej siebie.
- Co tu się dzieje? Kto przyszedł? - do salonu wszedł mężczyzna i śmiało mogę powiedzieć, że jest kopią Matt'a albo raczej na odwrót. Ten sam kolor włosów, oczu i zmarszczka, która robi się mu na czole, kiedy jest czymś zdezorientowany.
- Dobry wieczór - przedstawiłam się, ale zaczynałam się tutaj gubić. Pan Daddario przeniósł swój wzrok na mnie i lekko się uśmiechnął. Poczułam delikatną ulgę.
- A więc to jest twoja dziewczyna? - pytanie skierował na Matt'a, który kiwnął głową, a napięcie, tak jak ze mnie, lekko z niego uszło. - Miło cię poznać. Jestem Nathaniel Daddario - wyciągnął dłoń, którą uścisnęłam.
- Venus Lewis - odpowiedziałam.
- A mnie nie raczyłeś powiadomić, że znalazłeś sobie kolejną dziewuchę do pieprzenia? - spytała z wyrzutem i złością jego mama. Poczułam się źle.
- Caroline, dosyć - zagrzmiał surowy głos pana Nathaniel'a. - My wychodzimy, a wy bawcie się dobrze. Miło było cię w końcu poznać - pożegnał się z nami skinięciem głowy i zabrał ze sobą swoją żonę. Usłyszałam westchnięcie ulgi obok siebie.
- Tak bardzo cię za nią przepraszam - zaczęła Miranda, spuszczając wzrok.
- Nic się nie stało - uśmiechnęłam się lekko i ścisnęłam jej dłoń.
- Dasz nam chwilę? - zapytała brata, na co ten niechętnie przytaknął.
- Będę w swoim pokoju - oznajmił i pocałował mnie w policzek. Miranda usiadła wraz ze mną na kanapie.
- Venus, wiem, że cię zawiedliśmy i to wszyscy, ale naprawdę mi przykro. Ja, nie wiedziałam...nie chciałam, żeby tak wyszło. Wybacz mi - posłała błagalne spojrzenie. Przytuliłam się do niej po raz drugi.
- Ja też przepraszam. Przesadziłam - powiedziałam, a dziewczyna pokręciła przecząco głową.
- Zostawiliśmy ciebie.
- Jest już dobrze - zapewniłam. I chyba naprawdę było. Wiadomo, gdzieś tam, na dnie, czułam żal, ale to moi przyjaciele i nie mogę gniewać się na nich za to, że po prostu się bawili.
- A jak z twoim dziadkiem?
- Dochodzi do siebie - westchnęłam. Miranda uśmiechnęła się z ulgą.
- Bardzo się cieszę. Idź do niego. Możesz mi wierzyć lub nie, ale strasznie się za to wszystko obwinia, a po tym jak go wygoniłaś, nie można było nawet do niego podejść - kiwnęłam głową i udałam się na górę do pokoju Matt'a. Weszłam bez pukania. Brunet stał oparty o biurko i nad czymś się zastanawiał.
- Matt? - podeszłam bliżej i stanęłam dokładnie za nim.
- Jestem popieprzony i myślę, że po tym, co dzisiaj zobaczyłaś, wiesz po kim. Nie chciałem cię zostawiać, nigdy. Cholera, zawaliłem po całej linii! - uderzył pięścią w biurko, a ja mimowolnie drgnęłam przestraszona. - Nie mogę cię stracić - w końcu się do mnie odwrócił, a w jego pięknych oczach dostrzegłam ból i wyrzuty sumienia. Chciał powiedzieć coś jeszcze, ale przerwałam mu, przyciskając swoje usta do jego. Był zaskoczony tylko przez chwilę, ale szybko odzyskał rezon. Położył ręce na dole moich ud i uniósł do góry tak, że oplotłam jego biodra swoimi nogami.
- Ja też przepraszam - wydyszałam, odrywając się od jego cudownych ust, które uzależniały. On jednak znów zaatakował pocałunkiem. Był przepełniony wyrzutami sumienia i tęsknotą. Wplątałam swoje ręce w jego puszyste włosy i pociągnęłam je lekko, co przyjął z pomrukiem zadowolenia. Natomiast jego ręce znalazły się na moich pośladkach, które lekko ścisnął. Jęknęłam mu niekontrolowanie w usta. Szedł razem ze mną, nie przerywając pocałunku i zaraz pod sobą poczułam materac jego łóżka. Cmoknął mnie i ułożył wygodniej, wyciągając rękę, żebym mogła położyć na niej swoją głowę i wtulić się w niego niczym małpka.
- Tęskniłem za tobą - powiedział i pocałował w czubek głowy. Uśmiechnęłam się i zaczęłam rysować wzorki na jego klatce piersiowej.
- Ja za tobą też - zapewniłam. Jednak jedna rzecz nie dawała mi spokoju i musiałam o tym z nim porozmawiać. - Mogę mieć do ciebie pytanie? Co miała na myśli twoja mama, kiedy mówiła, że przyprowadziłeś ,,kolejną dziewuchę do pieprzenia"? - Matt westchnął i schował swoją twarz w moje włosy. W pokoju panowała cisza.
- Doskonale wiesz co robiłem przed tym, jak poznałem ciebie - westchnął, a ja lekko się spięłam, choć nie wiem czemu. To prawda, że zdaję sobie sprawę jaki był wcześniej, ale świadomość, że pieprzył się z różnymi dziewczynami w tym łóżku, przyprawia mnie o ból głowy. - Żałuję tego, ale niestety nie cofnę - nie odzywałam się, bo nawet nie wiedziałam, co bym miała powiedzieć. Tak więc leżeliśmy wtuleni w siebie pogrążeni w ciszy. Matt delikatnie masował moje plecy, przez co zrelaksowałam się i nawet nie wiem kiedy, zasnęłam. W końcu nie śniły mi się koszmary, które ostatnio znowu mnie nawiedziły.
***
Otworzyłam oczy, kiedy przez okno zaczęły zaglądać promienie słoneczne. Było mi bardzo ciepło i wygodnie w objęciach Matt'a. Oparłam brodę na jego ramieniu i bezczelnie się na niego gapiłam. Na spokojną twarz, lekko uchylone usta, włosy w nieładzie i lekko widoczny zarost.
- Ładnie to tak się gapić? - zapytał z poranną chrypką w głosie, wysyłając tym samym dreszcze wzdłuż mojego kręgosłupa. Uśmiechnął się łobuzersko i otworzył lekko oczy.
- Wcale się nie gapię - skłamałam i poczułam jak na moje policzki wkrada się rumieniec.
- Wcale nie powiedziałem, że to mi przeszkadza - mruknął i złączył nasze usta. - Mógłbym się tak budzić codziennie - mruknął między pocałunkami. Motylki w moim brzuchu zatrzepotały gwałtownie na te słowa.
- Która jest w ogóle godzina? - spytałam i chciałam wstać, żeby sprawdzić w telefonie, ale ręce Matt'a owinęły się wokół mojego ciała i przycisnął je bardziej do siebie.
- A ty gdzie się wybierasz, księżniczko? - spytał niezadowolony, chowając jak zawsze głowę w moich włosach. To już chyba jego nawyk.
- Muszę wziąć mój telefon. Mama się na pewno martwi, że nie wróciłam na noc - powiedziałam, ale wielki uśmiech zagościł na moich ustach i wcale nie chciał zejść.
- Nigdzie cię nie puszczę - ależ on jest uparty! Ale skoro nie chce po dobroci... Odciągnęłam jego głowę od moich włosów i złączyłam nasze usta. Brunet mruknął zadowolony i od razu rozluźnił lekko uścisk, a wtedy ja zwinnym ruchem wygramoliłam się z łóżka i dopadłam mojej bluzy, w której znajdował się telefon. Moja euforia nie trwała jednak długo, bo zaraz za mną ruszył Matt. Nie przemyślałam tego i szybko wybiegłam przed nim z pokoju.
- Tak się, kochanie, bawić nie będziemy! - zawołał za mną. Zaczęłam się śmiać i otworzyłam szybko drzwi do pokoju Mirandy i zamknęłam je szybko na klucz, zanosząc się śmiechem, zwłaszcza wtedy, kiedy Matt zaczął walić w drzwi i mówić, że i tak muszę kiedyś stamtąd wyjść. Odwróciłam się, a na łóżku siedziała Miranda, czesząc swoje włosy i posyłając mi rozbawione spojrzenie.
- Tak w ogóle, to dzień dobry - zaśmiała się i poklepała miejsce obok siebie. Usiadłam i próbowałam uspokoić oddech.
- Dzień dobry - odpowiedziałam i opadłam na poduszki.
- Co mój brat znowu wyprawia? - położyła się obok mnie.
- Nie chciał mnie wypuścić z łóżka - zachichotałyśmy.
- Chyba już sobie poszedł. Masz może ochotę coś zjeść? - wstała i spojrzała na mnie pytająco. Ja w tym czasie napisałam szybkiego sms'a do mamy z treścią, że żyję i wrócę później.
- Umieram z głodu - przyznałam i dopiero zorientowałam się, że moim ostatnim posiłkiem była zupa na obiad. Wstałam zaraz za dziewczyną i delikatnie uchyliłyśmy drzwi.
- Czysto - szepnęła i się wyprostowała. Wyszła na korytarz, a ja za nią, ale zaraz zostałam złapana przez silne ramiona, przez co z mojego gardła wydobył się pisk w akompaniamencie śmiechów rodzeństwa Daddario.
- Mam cię - szepnął mi na ucho i lekko przygryzł swoją wargę.
- Dobra, Romeo, puść swoją Julię, bo umrze ci z głodu - zaśmiała się Miranda, ale brunet chyba nie miał zamiaru mnie puszczać, a wręcz przeciwnie. Podniósł mnie i zaczął schodzić na dół.
- Jesteś niemożliwy - westchnęłam teatralnie i udałam oburzoną.
- Kochasz mnie za to - mrugnął, a moje serce się zatrzymało. Chciałam powiedzieć: Tak, kocham. Ale obleciał mnie strach. Jakim ja jestem tchórzem! Uśmiechnęłam się więc tylko i położyłam głowę na jego ramieniu. Miranda posyłała mi spojrzenia, ale nie miałam pojęcia o co jej chodziło.
Jakąś godzinę później, siedzieliśmy wszyscy na kanapie i oglądaliśmy film. Zaraz rozległ się dzwonek do drzwi. Miranda natychmiast poderwała się z kanapy i pobiegła, żeby otworzyć. Posłaliśmy sobie z Matt'em pytające spojrzenie. Do salonu najpierw weszła Emily, a potem Max, Sam i Mike.
- Zaprosiłam ich - wyjaśniła szybko Miranda. Wyswobodziłam się z objęć mojego chłopaka i wstałam z kanapy.
- Venus, przepraszamy, ale tak naprawdę. Nie powinnam cię wtedy zostawiać samą - powiedziała skruszona Em, a ja bez żadnych ceregieli po prostu ją przytuliłam. Odetchnęła z ulgą. To samo zrobiłam z chłopakami. Nie mogłam się na nich gniewać. Poza tym, doszłam do wniosku, że zachowuję się dziecinnie, unikając i ignorując moich przyjaciół.
***
Następnego dnia musieliśmy już iść do szkoły. Chyba nigdy nie wstawało mi się tak źle, jak dzisiejszego ranka.
- Venus! Zaraz spóźnisz się do szkoły! - usłyszałam krzyk mamy, więc szybko związałam włosy i zeszłam na dół.
- Dzień dobry - przywitałam się ze wszystkimi i zajęłam się pochłanianiem mojego śniadania.
- Wczoraj spotkałam Victorię Peterson. Jest naprawdę miłą osobą. Trochę rozmawiałyśmy i zaprosiłam ją z całą rodziną na kolację - oznajmiła mama i nalała mi kawy. Omal się nie zakrztusiłam swoim tostem, słysząc, co mama zrobiła. Od ostatniej naszej rozmowy z Aleksem minęło dużo czasu i naprawdę nie mam najmniejszej ochoty z nim rozmawiać.
- To świetnie. Kupić coś? - spytał Luke, odrywając się od rozmowy z Amy.
- Ja nie lubię Alex'a - zakomunikowała moja siostra, nie dając dojść do słowa mamie. Omal nie wybuchnęłam śmiechem.
- Amanda! - skarciła ją rodzicielka, ale Amy tylko wzruszyła ramionami. - Przychodzą na 17 i wszyscy macie być przed 16 w domu i elegancko ubrani. Wszyscy - tu spojrzała wymownie na moją siostrę. Westchnęłam, bo szykuje się długi dzień i równie długi wieczór.
- To ja uciekam. Pa! - pożegnałam się zaraz po tym, jak dostałam wiadomość od Matt'a.
- Pamiętaj o kolacji! - krzyknęła jeszcze za mną mama, na co przewróciłam oczami. To nie tak, że nienawidziłam Alex'a. Na początku go lubiłam i w ogóle, ale później zaczął robić jakieś sceny. Nie wspomnę, że mnie zwyzywał, bo to jego sprawa, ale te mordercze spojrzenia na korytarzu i nasza ostatnia rozmowa, nie należą do definicji dobrych relacji.
- Hej, księżniczko - brunet ucałował mnie w policzek i ruszył spod mojego domu.
- Hej - westchnęłam i oparłam się o szybę.
- Wszystko w porządku? - zapytał zaniepokojony, kładąc rękę na moje kolano i głaszcząc je uspokajająco.
- Tak - wysiliłam się na uśmiech. Nie wiem czemu nie powiedziałam mu o Aleksie, ale jestem wręcz pewna, że by się zdenerwował. Matt ostatnio nie toleruje jego obecności i gdyby się dowiedział o tamtej rozmowie i o tym, że będzie dzisiaj u mnie, byłby zdolny go pobić, znowu, a nawet przyszedłby, żeby tylko mieć go na oku.
- Na pewno? - dopytywał się i spojrzał w moje oczy, kiedy przystał na czerwonym świetle.
- Tak, na pewno - zapewniłam go i szybko cmoknęłam w usta.
- Sam mi mówił, że za kilka dni idziecie na koncert - przybijam sobie ręką w czoło.
- Kompletnie o tym zapomniałam! To już w ten piątek.
- Dokładnie. Jadę z wami, wiesz o tym? - uśmiechnął się łobuzersko.
- Tak? To super - ucieszyłam się. Myślę, że ten koncert nie byłby aż tak fajny bez niego.

Nowe JutroOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz