Prolog. Część druga: Pociąg

15 2 0
                                    

Notka: Wciąż "Son of a Preacher Man"



Franklin miał już zamówione bilety. Do pociągu o komunistycznym designie wsiedli więc bez żadnego problemu. Z samochodu wzięli co najważniejsze mieli ze sobą: magazynki, sayę z mieczem i rozpałkę. Z początku Klemens wpadł na pomysł zostawienia walizki w samochodzie, w ramach podwójnego zabezpieczenia towaru, ale Franklin zbył ten pomysł. Kiedy mordercy dowiedzą się o sprawie, zadzwonią do ludzi, którzy sprawdzą każde auto na stacji. Nie mogli też ukraść żadnego pojazdu by zmylić pościg, ponieważ kamery rejestrowały znaczną część parkingu, wliczając w to wjazd.

Trzeba przyznać, że stara, zielona lokomotywa nie zachęcała do skorzystania z usług linii państwowych. Nienaturalnie szeroka, wyglądała jakby zaraz miała się przewrócić na jedną stronę. Cud, że ten rzęch dał radę pracować.

- Kiedy zamawiałem bilety, - powiedział, przechodząc zaskakująco zadbanym korytarzem - dowiedziałem się o pewnej ciekawej kabinie. Da się w niej zrealizować nasz projekt, Borys.

- Nie pierdol!

- Jaki projekt?

- Zaraz się dowiesz. I da się tutaj normalnie zamówić żarcie?

- Jasne, może i ten pociąg z zewnątrz wygląda jak gówno, a w środku jak przedsionek lalki Barbie, ale jest to na swój sposób ekskluzywna linia. Kuchnia znajduje się w tym samym wagonie co bar, za wąską ścianą. – Otworzył drzwi do kabiny. – Państwo uważa ten pojazd za zabytek złotych socjalistycznych lat.

Kabina nie była długa, ale za to szeroka na pół wagonu. Przypominała pokój hotelowy (u jej wejścia znajdował się nawet złoty numer, a pasażerowie dostawali kluczyki), o wyjątkowym połączeniu kiczu ze stylem metabolistycznym. Podłoga była koloru arbuzowego. Na wprost od wejścia i po jego prawej stronie znajdowały się dwie, marchewkowe sofy z wyszytymi tulipanami. Ściany były miętowe, a piętrowe łóżko po lewej - orzechowe. Paradoksalnie do nazw kolorów, osobie oglądającej zbierało się raczej na mdłości. Na środku znajdował się kontrastujący z otoczeniem, solidnie przytwierdzony do podłogi okrągły stół, otoczony ciemnofioletową kanapą. Klemens nie mógł się nadziwić, że jest to kabina w pierwszej klasie.

Mężczyźni zdjęli płaszcze i zasiedli do stołu. Franklin i Klemens ubrani byli tak samo, Borys zaś wystroił się w jasnobrązowe spodnie i białą, lnianą koszulę. Jego styl dopełniały też czarny kapelusz fedora i srebrne sygnety na obu środkowych palcach. Wchodząc, Franklin nacisnął przycisk przy drzwiach, a moment później podeszła do nich pokojówko-kelnerko-sprzątaczka w grynszpanowo-błękitnym fraku. Ładna, młoda blondynka o wybitnie pełnych ustach.

- W czym mogę państwu służyć?

- Panom. – Poprawił albinos. – Poprosimy o menu.

Młoda dama wróciła się do swojego wózka z talerzami i wyciągnęła trzy karty spod środkowej półki. Rozdała je, a po chwili mężczyźni zaczęli zamawiać. Ku zaskoczeniu całej trójki, początek kart składał się z półtorastronicowego wstępu zawierającego między innymi podziękowania za skorzystanie z państwowych linii kolejowych. Z powierzchowną znajomością tego języka Klemens naliczył jeden błąd ortograficzny i cztery interpunkcyjne.

- Poproszę duszonego łososia w sosie brokułowym.

- Ja steka z sosem z zielonego pieprzu.

- Jakiegoś burgera. Byleby dużego.

- Czy coś jeszcze? - Tak. – Odezwał się Franklin. – Dużą pizzę, może być... Wiejska? Nie, bardziej neutralny smak... To po prostu Capricciosę.

MacGuffinNơi câu chuyện tồn tại. Hãy khám phá bây giờ