Etap1: Między przedziałami. Część druga: Koszmar.

5 1 0
                                    


Notka: Ten rozdział ten powstał niedawno, ale jego miejsce lokuje się zaraz po historii zatytułowanej "Rak" i wyląduje tam za jakiś czas, ale teraz daję go na sam koniec, bo w ten sposób więcej osób go przeczyta :p Proszę dać znać, czy ten rozdział nie odbiega jakościowo od reszty, gdyż jest to jednak trochę inny styl od perspektywy naszych trzech muszkieterów, Klemensa, Bprysa i Franklina.

- Czyli wszystko gra?

Nienawidzę swojego życia.

-Nie można tego stwierdzić ze stu procentową pewnością na tym etapie, rzecz jasna.

Nienawidzę swojego życia i nienawidzę siebie.

- Ale jest spoko?

- Niestety nie możemy tego stwierdzić...

- Eddie, takie pierdolenie to mogłeś mi wciskać przy pierwszych rozprawach. Gówno mnie bolą sprawy prawne, czy prawo stoi po mojej stronie i co ty tam jeszcze bredzisz. Chcę wiedzieć, czy tym razem znów wszystko perfekcyjnie odpierdolisz. Więc potraktuj mnie wreszcie na poważnie, albo...

- To naprawdę nie jest wcale...

- ...ALBO powiedz mi, skąd ten kij w twojej dupie. Jak cię znam pierdolisz tę samą śpiewkę. Przecież nie znamy się od dzisiaj!

Nienawidzę świata, społeczeństwa, polityki...

- Dzień dobry, chcieli państwo skorzystać z naszej usługi gastronomicznej?

Seksizmu, feminizmu, kanonu piękna...

- Owszem. Chciałbym spróbować sushi, dokładnie to zestawu degustacyjnego z białym winem.

Sama nie wiem, nienawidzę bardziej siebie, czy całej reszty?

- A pan?

  - Ta, proszę ostrego kebaba z falaflem na grubym. Do tego Pepsi, tylko koniecznie w takiej długiej puszcze.

 Blond kelnerka zrobiła zdziwioną minę, lecz wszystko zapisała.  

- Nie jestem pewna, czy będziemy mieli akurat Pepsi, może być cola?

- Technicznie to Pepsi to cola, chodziło pani zapewne o...?

Nie pamiętam nawet kiedy zaczęłam czuć się jak gówno. Kiedy to, o czym tak chętnie mówiłam i myślałam stało się prawdą? Wszystko wydawało się prostsze, kiedy mówiłam o depresji, kiedy dawałam radę...

- A dla pani?

...umartwiać się w głos bez łez.

- Czyli to będzie kebab z falaflem, Pepsi bądź Coca Colę w puszce, zestaw degustacyjny sushi z białym winem i woda?

Zamówiłam coś?

Trzask drzwi.

Powiedziałam coś?

- Po prostu nie chcę, żebyś zachowywał się tak na sali rozpraw...

Oddech jej przyśpieszył.

- Ty myślisz, że jak poczuję się zbyt pewien, to odpierdolę ci jakąś maniane?

- To nie tak...

- Eddie! Przecież mnie znasz, mam temperament, ale nie jestem pierdolnięty! Nie będę ci pajacował w pracy! Nie jestem furiatem!

- Oczywiście.

Ja tego nie pamiętam. Naprawdę nie pamiętam.

- Tam w dohyō mnie poniosło, ale to zupełnie inna sytuacja!

- Naturalnie.

Jak do tego doszło? Dlaczego siedzę w jednym pomieszczeniu z mordercą? Dlaczego przesuwa palcami po mojej nodze? Dlaczego muszę ignorować to, jak patrzy na mnie jego adwokat? Widziałam, kiedy mój mąż zabija człowieka, choć nie wiedziałam, że jest to możliwe w tym durnym sporcie. Jak w ogóle do tego wszystkiego doszło? 

Nie mogę sobie przypomnieć. 

Czuję się jak w koszmarze. Niemającym racjonalnego początku śnie, gdzie połowa przyczyn nigdy się nie wydarzyła, a reszta to niezrozumiałe strzępki urojonych wspomnień, które nijak nie uzasadniają tego, dlaczego znalazłam się w obecnej sytuacji. To nawet nie tak, że nie potrafię zapamiętać zdarzeń, ja tracę...

- NADIA!

Podniosła wzrok.

- Falafel to nie mięso?

Miał wściekły wyraz twarzy.

- N-no nie.

MacGuffinWhere stories live. Discover now