Etap 1: Między wagonami. Część druga: Rak.

22 1 0
                                    

Notka: Tymczasowo Ella Fitzgerald & Louis Jordan – „Baby, It's cold outside". W przyszłości zmienię na coś lepszego.



-Nie wierzę w to, co tu przed chwilą usłyszałem.

- To aż tak wstrząsające, że skończyły im się miejsca w pierwszej klasie?

- Przecież kurwa nie o to mi chodzi, i doskonale sobie z tego zdajesz sprawę.

- Naprawdę? - Wyjął elektryka, chustkę i olejek.

- Laura kochanie, nie mów mi że będziesz tu grzebać w tym ustrojstwie.

- Dziadziu, mówiłem ci. Vincent.

Kleofas zmarszczył rzadkie już, posiwiałe brwi, ale nie odzywał się więcej.

- Więc, Jerry... - Oderwał wzrok od e-papierosa i z chustką, i z olejkiem w jednym ręku, a z modem w drugiej powiedział - Tutaj uważaj, bo to, co powiem, może wywołać w tobie skrajne emocje. Nie czytam ci w myślach i nie mam zielonego pojęcia, o co ci chodzi.

Stoicki spokój w jego głosie skutecznie wytrącał z równowagi.

Jerry i Vincent różnili się od siebie zupełnie. Ten pierwszy był niski, ze starannie wygolonymi włosami koloru brąz. Jego ponura mina nie pasowała do wesołych rysów twarzy, w wyniku czego wyglądał jak stary, naburmuszony bobas. W dodatku wielce nieurodziwy bobas. W mafii znany był przede wszystkim ze swojej umiejętności do spierdalania humoru wszystkim znajdującym się wokół osobom, za pomocą swojego ciągłego narzekania i pesymistycznego nastawienia do życia. Zwykł ciągle przyczepiać się do nieinteresujących nikogo szczegółów; zawsze bacznie obserwował innych ludzi, w każdym potrafił znaleźć coś, co mu się nie podobało. Jego ulubionym zajęciem było jednak nieustanne snucie kolejnych i kolejnych nieprzyjemnych wizji przyszłości. Czasami nawet zapisywał je w swoim dzienniku, by potem pokazywać notatki „niedowiarkom". Najgorszym z tego wszystkiego było, że przeważająca większość jego wymysłów, prędzej czy później, się sprawdzała. Nie to, żeby był jasnowidzem. Działało to na podobnej zasadzie, co ciągłe przypominanie dalekosiężnych oczywistości. Rzadziej snuł odważniejsze scenariusze, jednak będące zbyt ogólnikowymi, by wziąć je za realne zagrożenie.

Vincent natomiast, wysoki i przystojny, o krótkich, wyżelowanych kruczoczarnych włosach i bezproblemowym podejściu do życia, zawsze zaskarbiał sobie sympatię innych ludzi. Nawet, kiedy w towarzystwie nie robił nic konkretnego. To jedna z tych osób, przy których od zawsze czujesz się komfortowo, a twoja opinia na ich temat zaraz po zawarciu znajomości brzmi: "wydaje się naprawdę spoko". Najczęściej zachowuje się poważnie w towarzystwie, a jego mimika twarzy rzadko ukazuje jakiekolwiek emocje. Z jednym tylko wyjątkiem.

- Laura nie pierdol, wiesz kurwa dobrze o co mi chodzi.

- Jeszcze raz nazwiesz mnie Laurą, Jerry. Jeden pierdolony raz.

Mężczyzna skrzywił się.

- Cokolwiek. - Podszedł do reszty i wcisnął się w sofę między Emilem, a Matthiasem. Żaden z nich nie był zbyt zadowolony z tego powodu. - Przecież dobrze wiecie, o co mi chodzi, prawda?

Rozejrzał się.

- No, prawdę mówiąc, to ja nie. - Matthias podrapał się po rudej czuprynie.

- Ciebie akurat kurwa nie pytałem.

- Ja w sumie też nie łapię. - Mówiąc to młodzieniec wziął do ręki olejek. - "Pepper Queen"? To ta nowa marka?

- Yhm.

MacGuffinWhere stories live. Discover now