Etap 2, Wagon szpitalny. Część druga: Strzelanina.

26 1 0
                                    

Notka: Dla tych, co już przeczytali, dopiero się spostrzegłem, że nie przekopiowałem zakończenia, więc radzę przeczytać raz jeszcze xd

- Aż tak cię to interesuje?

- Może.

Spróbował wziąć z niej przykład, wprawiając w ruch działające ramię. Nieszczęśliwie, kiedy tylko uniósł je na wysokość szyi, poczuł gigantyczny, bolesny ucisk w klatce piersiowej. Zarządził więc nagłą zmianę planów i kasłając, obrócił się na prawy bok, co jednak odebrało mu odrobinę animuszu.

- To jak będzie?

Wpatrywał się w nią swoimi intensywnie zielonymi ciekawskimi oczami. Leżąc tak, z głową na kanapie, zwrócony w jej stronę przypominał trochę brodate dziecko. Nie znosiła bród. Ani dzieci.

Sięgnęła do wewnętrznej kieszeni fraka i wyjęła z niej srebrną papierośnicę z wygrawerowanym celtyckim drzewem życia. W środku znajdowały się bure, aestetycznie wykonane cygaretki o niewymownie autoironicznej nazwie marki „Stinky Pleasure".

- Chcesz jedną?

- Nie palę.

Entuzjasta zdrowego trybu życia się znalazł.

Przyjrzała mu się dokładniej. Jakby nie patrzeć, efekty owego entuzjazmu były widoczne. Borys miał bardzo zdrową, zadbaną cerę oraz proporcjonalną sylwetkę. Jej zarys dało się zauważyć nawet pod bandażem uciskowym. Widać, że poświęcał sporo czasu na dbaniu o swoje zdrowie i budowę ciała.

Schowała etui z powrotem, ostatecznie nic z niego nie wyciągając, by nie truć współlokatora.  Zastanowiła się, od czego zacząć. W sumie nawet nie wiedziała, czym ten mężczyzna się zajmuje. Chociaż zważając, co mu się tu przydarzyło, praca w prokuraturze nie wydawała się jej nadto prawdopodobna.

- To jak będzie? Em, ty...

- Miriam. Miriam McMüller.

Wytrzeszczył oczy.

- Z tych McMüllerów?

- Najwyraźniej. Domyślasz się już, jak mogłam dorobić się rany postrzałowej?

Rodzeństwo McMüller. Znana grupa przestępcza, od ładnych paru lat regularnie przeprowadzająca udane napady rabunkowe. Jeśli wierzyć plotkom, znajduje się ona pod przewodnictwem „Billa" znanego hochsztaplera z San Rosé.

- „Czego McMüllerzy szukają w takim miejscu?"... Zadajesz sobie to pytanie, prawda?

-...

- Cóż... Może faktycznie nie powinniśmy na siłę pchać się do tego pociągu. Ale pomysł był dobry. Głównie dlatego, że piekielnie prosty, rzekłabym prostacki. Państwo pozbawione faktycznie respektowanego prawa, działającej infrastruktury i kompletny brak ochrony. Dla nas nie powinien stanowić żadnej trudności, mieliśmy sprzęt, okazję, doświadczenie... Spierdolenie tego wymagało niezwykłego pokładu pecha i absurdu.

-...

- A wszystko zaczęło się w tym przeklętym barze.

...

Kurwa, to z pewnością nie jest mój dzień. 

Nie.

To, kurwa, zajebiście nie jest mój dzień.

MacGuffinWhere stories live. Discover now